5 CIEKAWOSTEK O BYDGOSZCZY, O KTÓRYCH (BYĆ MOŻE) NIE MIAŁEŚ/AŚ POJĘCIA! – CZ. 2.


Czas mija nieubłaganie. Zdawało mi się, że założyłem niniejszego bloga ledwie wczoraj, a tu nagle okazało się, że od tego momentu minął dokładnie rok. Kompletne szaleństwo. A czy można uczcić tę piękną rocznicę lepiej, aniżeli kolejnym zestawem niezwykłych ciekawostek, dotyczących mojego rodzinnego miasta, czyli Bydgoszczy? Cóż, być może, ale mimo wszystko, zapraszam na porcję informacji o których (być może) dotąd nie mieliście pojęcia!


1. Bydgoszcz jako cel bombardowania

Bydgoszcz celem bombardowania ze strony wrogich państw? W sumie nic dziwnego, przecież na pewno musi chodzić o II wojnę światową. Wówczas Niemcy bez większych problemów zbombardowali przecież bydgoskie lotnisko. Z tym że akurat w tym przypadku mowa o celu, który przyjęły… Stany Zjednoczone.

Tak jest, przeczytaliście to dobrze. Oczywiście rzecz nie dotyczy czasów obecnych, czy nawet tych, sprzed kilku, kilkunastu lat, a wydarzeń dość odległych. Aby zrozumieć o co chodzi, musimy przenieść się do wczesnego etapu tzw. zimnej wojny, a więc okresu, będącego z grubsza stanem napięcia politycznego miedzy dwoma mocarstwami – Stanami Zjednoczonymi i Związkiem Radzieckim. Wówczas Polska, a raczej należałoby napisać Polska Rzeczpospolita Ludowa, znajdowała się w strefie wpływów  drugiego z wymienionych, w związku z czym w naturalny sposób była wrogiem pierwszego.

 No ale żeby tak od razu spuszczać Polakom bomby na głowy? Dzisiaj wydaje się to grubą „przesadą”, ale wówczas było dla Amerykanów jak najbardziej uzasadnione. Groźba wojny atomowej między Stanami Zjednoczonymi a Związkiem Radzieckim wisiała bowiem w powietrzu, a napięcie jeszcze wrosło po powołaniu Układu Warszawskiego, a więc polityczno-militarnego sojuszu między państwami Europy Wschodniej. Państwom tym (wśród których była Polska),  przewodził rzecz jasna ZSRR. Amerykanom potrzebny był więc plan.

A plan ten zakładał, iż w razie wybuchu III wojny światowej (już nie zimnej, a raczej rozgrzanej do czerwoności), amerykańskie samoloty zbombardować miały ponad tysiąc celów w krajach bloku wschodniego, a także na terenie Chin. Kilkadziesiąt celów to obiekty położone w graniach Polski, w tym właśnie w Bydgoszczy. W naszym pięknym mieście ucierpieć miało oczywiście nieszczęsne lotnisko. Do wybuchu III wojny światowej, a co za tym idzie do opisywanego bombardowania, na szczęście nigdy nie doszło. Gdyby tak się jednak stało, na terenie dzisiejszego portu lotniczego moglibyśmy podziwiać wielki lej po wybuchu głowicy atomowej. Nie jestem jednak przekonany, czy bylibyśmy zadowoleni z posiadania takiej „atrakcji turystycznej”.

Ale skąd w ogóle wiemy, że Amerykanie mieli takie niecne plany względem wschodniej części Europy? Z odtajnionego w 2015 r. dokumentu pn. „The Strategic Air Command Atomic Weapons Requirement Study for 1959”, który sporządzono w 1956 roku. Szczególnie przerażające zapisy dokumentu dotyczą instrukcji, jakimi kierować miało się amerykańskie wojsko w trakcie bombardowania. Cele położone poza ZSRR, czyli m.in. te w Polsce, miały zostać potraktowane bombami mniejszego rażenia. Przy czym to „mniejsze rażenie” oznaczało ładunki zbliżone do tych, które w 1945 roku zniszczyły Hiroszimę. Biorąc pod uwagę fakt, iż atomowym uderzeniem miały być potraktowane także sąsiednie państwa, gdyby plan jednak wszedł w życie, być może do dziś żylibyśmy (?) pośród atomowej zimy.

Ostatecznie na bydgoskie lotnisko nie spadła nigdy bomba atomowa, dzięki czemu dzisiaj możemy korzystać z usług tutejszego portu lotniczego

2. Tor regatowy w Brdyujściu z rekordową frekwencją w historii

O torze regatowym i Brdyujściu więcej pisałem w artykule poświęconym osiedlu Brdyujście (możecie go przeczytać TUTAJ), ale dla wszystkich, którzy jeszcze go nie przeczytali, słowo wstępu. Tor regatowy to zbiornik wodny o długości ok. 2 kilometrów i szerokości ok. 300 metrów, położony tuż przy ujściu Brdy do Wisły. Niegdyś, w drugiej połowie XIX w. i na początku XX w., służył jako port drzewny, ale potem dostrzeżono w nim potencjał, umożliwiający uprawianie na nim sportów wodnych. I właśnie w taki sposób wykorzystywany jest on po dziś dzień.

Lata świetności toru to lata 20 i 30-te XX wieku. Wówczas to, po zaadoptowaniu go na krajowe centrum sportów wodnych, zaczęto organizować tutaj liczne zawody wioślarskie. Co roku odbywały się dla przykładu Wszechpolskie Regaty Wioślarskie, a coraz częściej gościły tutaj także zawody o randze międzynarodowej.

I właśnie w trakcie jednej z międzynarodowych imprez, konkretnie zaś podczas Mistrzostw Europy w wioślarstwie w 1929 roku, padł niepobity do dziś rekord Polski we frekwencji na zawodach tego typu. Zmagania sportowców trwały dwa dni, a liczba widzów przekroczyła wówczas 30 tysięcy!

Wynik doprawdy kosmiczny, biorąc pod uwagę fakt ile osób ogląda zawody w Brdyujściu obecnie. Na tyle kosmiczny, iż mimo faktu, że przez lata w kraju powstało kilka nowoczesnych torów (np. Malta w Poznaniu), utrzymał się po dziś dzień. Oczywiście wiąże się to z faktem spadku zainteresowania wioślarstwem i rozkwitem innych sportów (głównie zaś drużynowych, jak piłka nożna), a także względami bezpieczeństwa. W późnych latach 20-tych XX wieku nikt raczej nie zawracał sobie głowy tym, aby ograniczać liczbę osób, gromadzących się na trybunach.

Na tych trybunach raczej nie zasiądzie już nigdy 30-tysięczna widownia

3. Tor do kajakarstwa górskiego w centrum miasta

To, że Bydgoszcz sportami wodnymi stoi, wiadomo nie od dziś. Wszak bydgoski klub, a konkretnie Bydgostia Bydgoszcz (pod różnymi nazwami) zdobywa drużynowe mistrzostwo Polski we wioślarstwie nieprzerwanie od 1993 roku, a więc od 28 lat. Mimo to, uprawianie kajakarstwa górskiego na terenie naszego miasta wydaje się pomysłem dość niecodziennym.

Ale nie jest niemożliwe. A przynajmniej kiedyś nie było niemożliwe. Jak to? Ano tak, że w samy sercu Starego Miasta w Bydgoszczy, konkretnie zaś na Brdzie, tuż przy Jazie Farnym (lub Jazie Młyńskim, jak niektórzy go nazywają), znajduje się tor do kajakarstwa górskiego. I to nie byle jaki, bo jest to prawdopodobnie jedyna tego typu konstrukcja, przystosowana do potrzeb kajakarstwa górskiego, położona w paśmie nizin w Europie! Na pewno zaś jest ewenementem, jeżeli chodzi o ścisłe centra miast na całym Starym Kontynencie oraz najniżej (względem wysokości nad poziomem morza) położonym torem do kajakarstwa górskiego w Polsce.

Z tym torem to jest naprawdę dziwna sprawa. I nie chodzi tylko o jego położenie czy specyfikę, ale także o fakt, że w trakcie kilkudziesięciu lat jego historii, wykorzystano go w trakcie zawodów… 4 razy. Ostatni raz miało to miejsce w 2012 roku, podczas imprezy „Ster na Bydgoszcz”, a i wówczas mało kto pamiętał, kiedy był poprzedni raz.

Skąd ten zmarnowany potencjał? Po pierwsze, żaden bydgoski klub kajakarski nie posiada sekcji kajakarstwa górskiego. I to od wielu lat. Po drugie, już dawno wygasło pozwolenie na jego wykorzystywanie. Po trzecie zaś, koszty uruchomienia toru są podobno olbrzymie. Wszystko przez to, że konieczne jest w tym kontekście niemal całkowite podniesienie wrót Jazu Farnego i spuszczenie z góry wielkich ilości wody. Co więcej, żeby w ogóle myśleć o jego uruchomieniu, należy uzyskać zgodę… kurii, która znajduje się w posiadaniu terenu przylegającego do toru. Jak widać, nie jest to najszczęśliwsze miejsce.

W ostatnich latach „na mieście” słyszy się coraz częściej plotki o planach rozbiórki konstrukcji, które zresztą potwierdza Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej w Gdańsku, odpowiadający za drogę wodną, na której tor się znajduje. Szkoda, bo mało mamy w Bydgoszczy takich perełek. Inna sprawa, że ta od dawna leży zakurzona i zapomniana…

Kajakarstwo górskie w centrum Bydgoszczy? Czemu nie!

4. Osiedle Swoboda w Bydgoszczy

Słyszeliście kiedyś o takim bydgoskim osiedlu jak Swoboda? Jeśli nie to wszystko się zgadza – takiego osiedla faktycznie nie ma. Ale jeśli tak, to oznacza, że czytaliście kultowy komiks Michała Śledzińskiego, zatytułowany właśnie „Osiedle Swoboda”.

Cały sekret w tym, że autor komiksu wychowywał się na bydgoskim Szwederowie. I właśnie ten okres jego życia, oraz obserwacje, które w jego trakcie poczynił, posłużyły jako pierwowzór dla wydarzeń, przedstawionych w „Osiedlu Swoboda”. A komiks opowiada o przygodach grupki młodych chłopaków (główni bohaterowie to członkowie grupy tzw. „Swobodnych Jeźdźców), zamieszkujących typowe polskie blokowisko. Trzeba przyznać, że Szwederowo lat 90-tych idealnie nadaje się jako tło dla takich wydarzeń.

Komiks wydawany był na łamach magazynu „Produkt” od 1999 do 2004 r. Potem, już poza „Produktem” do 2006 roku ukazało się sześć kolejnych zeszytów wydawnictwa.

„Osiedle Swoboda” to w świecie miłośników tej formy sztuki (tak przecież należy nazywać to zjawisko) prawdziwy klasyk. Niektórzy nazywają go wręcz najważniejszym polskim komiksem przełomu XX i XXI wieku. Wojciech Orliński, dziennikarz „Gazety Wyborczej”, napisał nawet kiedyś, że dzieło Michała Śledzińskiego jest w tej kategorii poza konkurencją.

Z rozmów z bydgoszczanami wnioskuję jednak, że niewielu słyszało o komiksie, a jeszcze mniej o jego powiązaniu z Bydgoszczą. Szkoda, bo naprawdę warto zapoznać się z przedstawionymi w nim historiami!

Szwederowo czy Osiedle Swoboda? Trudno orzec.

5. Najdłużej budowana linia tramwajowa na świecie

„Prawdopodobnie najbardziej oczekiwana linia tramwajowa na świecie” – takie hasło umieszczono na pamiątkowych odcinkach szyn, wręczanych uczestnikom uroczystego rozpoczęcia budowy linii tramwajowej do Fordonu. Miało to miejsce w 2013 roku, a już dwa lata później dokonano odbioru torowiska. Szybko, prawda? Z tym że tak naprawdę to nie.

Hasło, o którym mowa wyżej, w pełni pokrywa się bowiem z rzeczywistością. Ba, stwierdzić można, iż linia, łącząca Bydgoszcz „właściwą” z Fordonem, była najdłużej budowaną linią tramwajową na świecie. Dla wielu może to być szokiem, ale plany budowy takiej linii sięgają 1900 roku! Wtedy to niemiecka (wszak mówimy o okresie zaborów) spółka „Allgemeine Lokal-und Strassenbahn-Gesellschaft” otrzymała zgodę na budowę trzeciej wówczas linii tramwajowej w mieście. Miała ona przebiegać z Wilczaka do Fordonu właśnie.

Linię rzeczywiście zaczęto budować, ale finansów starczyło tylko na dociągnięcie jej w 1903 r. do skrzyżowania ulic: Fordońskiej i Gajowej. „Trochę” więc jednak zabrakło. Potem przyszły jedna i druga wojna światowa, czasy powojennej biedy i wizja połączenia tramwajowego z Fordonem zaczęła się lekko rozmywać.

Na szczęście podjęto działania zmierzające do włączenia Fordonu w skład Bydgoszczy, przez co budowę linii wznowiono. I tak, w 1969 roku dotarła ona do… ulicy Wyścigowej. Nic to, że kilka lat później, bo w 1973 roku Fordon faktycznie przyłączono do miasta. Pętla na Wyścigowej przez długie lata była końcowym, najdalej na wschód na tej trasie wysuniętym przystankiem bydgoskich tramwajów.

Ku zaskoczeniu wszystkich, do pomysłu wybudowania linii wrócono w 2009 roku. Następnie, w 2012 roku zatwierdzono projekt, a w 2013 przystąpiono do prac budowlanych. W połowie stycznia 2016 roku nową trasą pojechały pierwsze tramwaje. Ukończenie inwestycji zajęło więc dokładnie… 116 lat! W tej kategorii Bydgoszcz z pewnością nie ma na świecie konkurencji!

I cyk, do Fordonu, prosto z Placu Teatralnego!

Więcej o „cudzie” tramwaju do Fordonu pisałem TUTAJ.

Piotr Weckwerth

Mało? Piątkę innych, bydgoskich ciekawostek znajdziesz TUTAJ.

Leave a Reply

Autor motywu: Anders Noren.

Up ↑

%d bloggers like this: