BYDGOSKA STARÓWKA – MIEJSCA ZAGADKOWE, MIEJSCE-ENIGMA. MIEJSCE, KTÓRE W JEDNEJ CHWILI POTRAFI ZACHWYCIĆ SWOIM PIĘKNEM, ABY PIĘĆ MINUT PÓŹNIEJ DOPROWADZIĆ DO OBRZYDZENIA SWYM SZKARADZTWEM. CO WIĘCEJ, JEST TO MIEJSCE, KTÓREGO SAMO ISTNIENIE JEST PRZEZ WIELU PODWAŻANE. PRZEZ CZĘŚĆ MIESZKAŃCÓW KOMPLEMENTOWANA, PRZEZ INNYCH OPLUWANA, JEDNAK Z CAŁĄ PEWNOŚCIĄ, CZY BYDGOSZCZANIE SIĘ DO TEGO PRZYZNAJĄ CZY NIE, W PEWIEN SPOSÓB KOCHANA. INNA SPRAWA, ŻE CZASAMI KOCHANA JAK ZŁA MATKA, KTÓRA NIE ZROBIŁA CI KANAPEK DO SZKOŁY I NIE UPRAŁA BRUDNYCH SKARPETEK. ALBO JAK STARSZY BRAT, KTÓRY CO PRAWDA OBRONIŁ PRZED OPRYCHAMI Z 6 B, ALE POTEM SAM SKOPAŁ CI DUPSKO, KIEDY RODZICE AKURAT NIE PATRZYLI.
Panie, gdzie ta Starówka?
Odpuśćmy sobie kwieciste opisy i zajmijmy się konkretami, a mianowicie tym, gdzie rzeczona Starówka w ogóle się znajduje. Z tym, że tutaj pojawia się pewien problem, bo… sam tego do końca nie wiem. Teoretycznie, za takową moglibyśmy uznać obszar zamykający się w granicach grodu sprzed kilkuset lat, czyli wszystko to co znajdowało się w obrębie murów i umocnień miejskich. Po przyznaniu Bydgoszczy praw miejskich w 1346 r. przez króla Kazimierza Wielkiego, miasto zaczęło się rozwijać w kierunku zachodnim, przyjmując ostatecznie formę ośrodka otoczonego od północy i częściowo od zachodu Brdą i Brdą Młynówką, od południa murami miejskimi, od wschodu przylegając zaś do obwarowań zamkowych.
Krótki przerywnik i natychmiastowa odpowiedź, kierowane w stronę nieco mniej „bydgoskich” osób – tak, w Bydgoszczy był zamek. Dawno. Jego powstanie pokryło się mniej więcej w czasie z przyznaniem Bydgoszczy praw miejskich przez Kazimierza Wielkiego, więc przyjęło się, że to właśnie sam król wydał polecenie jego budowy. Na pewno był on dla niego budowlą względnie ważną, bowiem niewiele budynków w północnej Polsce, powstałych w trakcie jego rządów, osiągało takie rozmiary. Sam król gościł w zamku czterokrotnie, co, jak na gościa, który na co dzień zajmował się murowaniem całego kraju, jest liczbą całkiem pokaźną. Wiadomo, że poza sympatycznym Kazimierzem, zamek odwiedziło przynajmniej 11 innych królów polskich i jeden wesoły Szwed, a więc Karol X Gustaw .
Współcześni bydgoszczanie mogą co najwyżej zobaczyć zamek w drzwiach, albo w kurtce, bo na pewno nie ten na Starówce. No, chyba, że mówimy o makiecie, stojącej tuż przy siedzibie BRE Banku. Prawdziwy zamek już w XVII w. w ruinę obrócili wspomniani Szwedzi, a kolejni niemili przybysze, tj. Prusacy, rozebrali to co z niego zostało. Cegły zostały oczywiście wykorzystane na potrzeby nowych budowli, powstających w dynamicznie rozwijającym się mieście. Można więc powiedzieć, że zamkowe protony wciąż krążą w materii tego miasta, stanowiąc cząstkę jej duszy.
W tym miejscu wypadałoby wspomnieć, że jakiś czas temu pewnemu politykowi zaświtał w głowie pomysł odbudowy bydgoskiego zamku. Przemilczę to jednak, bowiem o pomysłach z pogranicza fantastyki naukowej i bajek dla dzieci w wieku niemowlęcym nie ma sensu dyskutować.

Foto. Piotr Weckwerth
Wracając do głównego wątku, a więc położenia bydgoskiej Starówki, część osób zaliczyłaby w jej skład także ul. Gdańską, która faktycznie może służyć za żywą (albo i nieżywą, biorąc pod uwagę liczbę pustostanów, które możemy tutaj podziwiać) lekcję historii. Należy jednak pamiętać, że trakt ten był zabudowywany zwartą zabudową dopiero od XIX w. Gdzieniegdzie przeczytacie pewnie, że Gdańska to część staromiejskiego zespołu zabudowań, i z tym można się oczywiście zgodzić. Zwykle, ulicę tę (oraz jej okolice) przypisuje się jednak do Śródmieścia, o którym opowiem innym razem.
Niegdyś rdzeniem Starówki w Bydgoszczy były trzy wyspy: Zamkowa (na której mieścił się wspomniany wyżej zamek), Miejska (z grubsza Stary Rynek i jego najbliższe okolice) oraz Młyńska. Po dziś dzień ostała się rzecz jasna tylko ostatnia z nich. Na szczęście od jakiegoś czasu ma się bardzo dobrze, stanowiąc jeden z najważniejszych punktów na mapie wszystkich wycieczek odwiedzających miasto, a także ulubione miejsce niedzielnych spacerów bydgoszczan. Wiele miast może pozazdrości nam tak pięknego miejsca rekreacji, znajdującego się w samym sercu centrum. Tym bardziej trzeba dziękować losowi, że niczym nekromanta, przywołał ją z martwych. Po kres życia będę bowiem pamiętał jak miejsce to prezentowało się jeszcze na początku XXI w. Żeby to zobrazować przywołam tylko pierwsze z brzegu skojarzenia. Są to: błoto, płot, szczury i żule pijący denaturat w krzakach. Chyba wystarczy.
Uprośćmy więc sprawę i wyznaczmy umowne granice Starówki. Ulica Królowej Jadwigi i Jagiellońska na północy, Bernardyńska na wschodzie, Wały Jagiellońskie i Poznańska na południu, ul.: Czartoryskiego i Świętej Trójcy na zachodzie. Mniej więcej oczywiście.
Swoją drogą to piszę wciąż: „Starówka”, a sam nie wiem czy mi wolno, no bo przecież nazwa Starówka zarezerwowana jest dla Warszawy. Ale nie mogę używać też zwrotu Stare Miasto, bo to przecież krakowskie. No i toruńskie. Jedynym wyjściem z tej patowej sytuacji, jest całkowite olanie konwenansów i używanie takiej nazwy, jaka nam najbardziej odpowiada. A więc: bydgoska Starówka, bydgoskie Stare Miasto. Jak kto woli.

Foto. Inna Yaremchuk
Ta sama Starówka, różne opinie
Gdyby ktoś mnie zapytał, za co lubię to miejsce, odpowiedziałbym, że za to, że nie udaje. Czasami jest niczym elegancka, dobrze ubrana, taktowna dama, czasami jak pijana nastolatka po imprezie, która zasnęła na ławce w parku. Ta rozbieżność w wizerunku, jest także słyszalna w opiniach mieszkańców. Przysłuchując się im z boku można doprawdy zgłupieć. Część rozpływa się nad pięknem tego miejsca, doznając niemal ekstazy, kiedy ktoś tylko wspomni o ul. Długiej czy Starym Rynku. To tak zwani „Bydgoscy Zboczeńcy”, którzy nie zauważają, jak dużo należy jeszcze w mieście zmienić, i jak bardzo idiotyczne bywają czasem decyzję władz dotyczące zagospodarowania przestrzeni. Wśród tych ostatnich wspomniałbym np. parking pod Blankami (Król Kazimierz. Wielki Parkingowy) lub klocek „Immobile K3”. Do grupy tych entuzjastów zaliczają się w pewnym sensie także turyści, którzy zaskoczeni tym, że ta Bydgoszcz jest „taka ładna”, zupełnie nie zauważają jej niedostatków. To akurat pozytywna sytuacja, bo turystyka przyjazdowa jeszcze długo nie będzie osiągała w Bydgoszczy takich liczb jak choćby w pobliskim Toruniu.

Foto. Inna Yaremchuk

Foto. Inna Yaremchuk
Skąd jednak to zdziwienie wśród turystów, o którym wspomniałem wyżej? W pewnym sensie jest to zasługa drugiej grupy, o której zamierzam napomknąć, czyli tzw. „Bydgoskich Malkontentów”. To tacy stereotypowi polscy narzekacze, typowi „Janusze”, którzy hejtują wszystko to co lokalne, wszystko to co ich otacza, hołdując zasadzie „Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma”. Opinie w stylu: „W Toruniu jest ładniej”, „W Gdańsku jest morze”, „W Poznaniu to są imprezy”, „W Bydgoszczy to się panie nic nie dzieje, szaro, nieciekawie i brzydko” to prawdziwy miejski klasyk. Ci z kolei mają klapki na oczach, kiedy przed nimi ukazują się ładne, odnowione budynki czy zrewitalizowane miejsca, fajne eventy i tak dalej. Te, spadają jednak, kiedy widzą rzeczy… no… powiedzmy, mniej ciekawe.
A jaka jest prawda? Prawda nie jest jednoznaczna, dlatego czasami tak trudno ją niektórym zaakceptować. W obrębie Starówki znajdują się miejsca będące przykładem mistrzowsko przeprowadzonego procesu rewitalizacji i wykorzystania środków unijnych, ciekawe i odważne projekty architektoniczne oraz nietypowe pomysły sprawiające, że w Bydgoszczy jest po prostu ciekawiej. Na myśli mam m.in.: Wyspę Młyńską, Nowe Spichrze, Przechodzącego Przez Rzekę i temu podobne. Są również miejsca zaniedbane, zwyczajne ruiny, gdzie z powodzeniem można by kręcić filmy, których akcja rozgrywa się w czasach II wojny światowej. Czasami trochę wstyd, kiedy jakaś zagraniczna wycieczka przechodzi przez ul. Długą i widzi te odrapane kamienice, zabezpieczone przez zawaleniem jakąś zieloną siateczką. Ale z drugiej strony, z każdym kolejnym rokiem, miejsc tego typu jest coraz mniej. Powstają biurowce, kamienice są remontowane, a w rezultacie takie „perełki” znikają. Pół żartem, pół serio, napiszę, że trochę szkoda. Bo w tym kontraście jest jakiś urok, jakaś autentyczność.

Foto. Inna Yaremchuk

Foto. Inna Yaremchuk
Czasami naprawdę poważnie się zastanawiam, czy nie lepiej byłoby to wszystko zostawić, tak jak jest. Bo bywa, że projekty dotyczące zagospodarowania przestrzeni w obrębie Starówki mnie przerażają. Część z nich na szczęście nigdy nie została zrealizowana, jak np. futurystyczna zabudowa Starego Rynku i Placu Teatralnego, a także zrekonstruowane bramy miejskie na ul. Długiej. Nowoczesna klocki o kosmicznych kształtach w historycznych miejscach – brawo za odwagę drodzy pomysłodawcy. Średniowieczna, ceglana baszta przylepiona do kamienic z nowoczesnymi fasadami i szyldami w stylu: „Moda męska z Danii na kilogramy”. Czy to jakiś nowy nurt w architekturze?
Niektóre dziwne pomysły udało się niestety wprowadzić w życie. Tutaj wspomnieć można choćby opisywane już: parking Pod Blankami oraz „Immobile”. Dużą kontrowersją była także rewitalizacja płyty Starego Rynku, zakończona w 2019 r., choć w mojej opinii nie wygląda to najgorzej (ten temat również kiedyś poruszę). Kilka lat wcześniej, wybuchła jednak inna bomba, a więc umieszczenie przy Stary Rynku… Biedronki. Dla mnie był to prawdziwy cios, bowiem przez niemal cały okres studiów na UMK w Toruniu śmiałem się z miejscowych, że mają Biedronkę przy ulicy Szerokiej. Karma wraca.

Foto. Inna Yaremchuk
A mówiąc poważanie, Stary Rynek naprawdę obędzie się bez dodatkowej budowli na samym jego środku. Owszem, kiedyś w tym miejscu stał kościół, stał stary ratusz… Ale właśnie, to było KIEDYŚ. A obecny ratusz naprawdę jest niczego sobie.

Foto. Inna Yaremchuk
Budowle (których nie ma), handel i rozrywka
Skoro już jesteśmy przy tym temacie, to bydgoska Starówka jest miejscem, które słynie z budynków. Budynków, których nie ma. I tak, po dziś dzień w Bydgoszczy rozpacza się nad utratą takich perełek architektonicznych jak: teatr, rozwalony w 1945 r. przez „wyzwalających” miasto czerwonoarmistów, kościół św. Ignacego Loyoli, rozwalony w 1939 r. przez Niemców czy Synagoga, która o dziwo nie została rozwalona, tylko rozebrana. Nie da się ukryć, że wojna odcisnęła trwałe piętno na bydgoskiej Starówce. Piętno, którego już raczej nic nie zmaże. Ale też piętno, dzięki któremu miasto powstało z kolan silniejsze i bardziej odporne na przeciwieństwa losu niż kiedykolwiek wcześniej.
I tak, ktoś może powiedzieć, że na ul. Długiej handel praktycznie nie istnieje. Ci którzy lubią dostrzegać tylko to co złe, zobaczą zabite deskami szyldy. Jednak, ten kto bywa na Starym Mieście, i potrafi nie tylko patrzeć, ale i widzieć, ten doskonale wie jak wiele w ostatnich latach zmieniło się na plus. Jak wiele powstało nowych restauracji i kawiarni, często naprawdę oryginalnych i klimatycznych. I tak, wiem, że co chwila słychać o tym, że któraś upada, że inna ma problemy finansowe. Ale dosłownie chwilę później w jej miejscu powstaje nowy lokal, często jeszcze lepszy. Zaklęty cykl życia branży gastronomicznej. Dzięki temu możemy jak ludzie cywilizowani, wyjść z rodziną czy znajomymi na miasto, usiąść w miłym, przytulnym wnętrzu, a latem na słonecznym ogórku, i napić się dobrej kawy. Tak, weekendy naprawdę można spędzać inaczej niż w galeriach handlowych.

Foto. Inna Yaremchuk
Tematem na osobną opowieść jest życie rozrywkowe na bydgoskiej Starówce. W przypadku większość dużych miast w Polsce, kluby i puby, zlokalizowane są w obrębie kilkudziesięciu, no, przynajmniej kilkunastu ulic. W Bydgoszczy, generalnie przy dwóch, trzech. Dodatkowo, w tym miejscu poczujesz się jak w Dniu Świstaka. Niby zawsze planujesz, że odwiedzisz jakieś nowe, ciekawe miejsca, ale zawsze, za sprawą jakiejś magicznej mocy, schemat wygląda tak samo: jakiś shot bar – Kubryk – coś do zjedzenia – jakiś shot bar. Ewentualne zmienia się kolejność.
W Bydgoszczy panuje ogólne przekonanie, że wieczorami na mieście nic się nie dzieję, i w ogóle, jakieś to mało rozrywkowe miasto, a szczególnie mało rozrywkowi mieszkańcy. Zabawne, że zwykle mówią to właśnie mieszkańcy, którzy chyba tym samym narzekają na samych siebie.
Prawda jest bowiem nieco bardziej skomplikowana: po pierwsze, w weekendy dzieję się naprawdę dużo i często trudno znaleźć miejsce w którymś z najbardziej popularnych lokali. Oczywiście, jeżeli ktoś przyjedzie do nas z Warszawy, Krakowa czy Trójmiasta to dla niego oferta rozrywkowa miasta będzie uboga. W tygodniu roboczym faktycznie wszystko obumiera i jest nieco smętne. To akurat ciekawe, bo w wielu miastach jest inaczej. Czy to jednak oznacza, że my, bydgoszczanie, nie potrafimy się bawić? A może po prostu jesteśmy porządni, chcemy odpocząć przed pracą, szkołą itd. Trudno orzec, jednak taka krytyka jest pozbawiona jakiegokolwiek sensu. Zresztą, czy nie jest czasami świetnie, usiąść w prawie pustym lokalu, wlewając w siebie jakieś dobre piwo i po prostu z kimś porozmawiać, bez konieczności przekrzykiwania tłumów ludzi?
Nie zrozumcie mnie źle, takie sytuacje są dobre, od czasu do czasu, jako przerywnik, odpoczynek od zgiełku, bądź co bądź, dużego miasta. Ludzie są na naszej, bydgoskiej Starówce, potrzebni. Bo starówka to serce miasta, a miasto tworzą ludzie. Prawda?

PIOTR WECKWERTH
Leave a Reply