Poszukując określenia, które pozwalałoby na krótkie, precyzyjne scharakteryzowanie opisywanego osiedla, udało mi się znaleźć to jedno „naj”. Wszak w kontekście bohatera dzisiejszego odcinka, jak ulał pasuje słowo: „najdziwniejsze”. Najdziwniejsze pod względem nazwy, która obecnie nijak ma się do rzeczywistości, a także pod względem zabudowy, w niczym nieprzypominającej innych osiedli mieszkaniowych miasta. W tym jednak właśnie cały, specyficzny urok osiedla Bydgoszcz Wschód-Siernieczek, na które dzisiaj się wybierzemy!
Zanim zaproszę Was do właściwej części artykułu, przypominam (a tych, którzy trafili tutaj po raz pierwszy, informuję), że niniejszy materiał jest częścią większego, zapoczątkowanego jeszcze w 2021 roku, cyklu. Do tej pory w ramach „Bydgoskich osiedli BEZ FILTRÓW” – bo tak nazywa się ta seria – ukazało się 13 artykułów. W kolejnych miesiącach i latach planujemy kontynuować cykl i docelowo opisać wszystkie bydgoskie jednostki mieszkaniowe.
Dotychczas powstałe teksty, przeczytać możecie tutaj:
Zapraszam do lektury – zarówno wymienionych wyżej artykułów, jak i niniejszego, dotyczącego osiedla Bydgoszcz Wschód-Siernieczek.
Wspieraj “TURYSTYKĘ BEZ FILTRÓW” NA PATRONITE!
Zbieramy na kolejny film o Bydgoszczy🎥
https://patronite.pl/turystykabezfiltrow
Spis treści
- Bydgoszcz Wschód i graniczne problemy
- Gdzie Bydgoszcz Wschód, gdzie Siernieczek?
- Bydgoszcz Wschód czy Kapuściska?
- Historia folwarczna
- Żegluga dźwignią rozwoju
- Historia magazynowa i przemysłowa
- Magazyny, sklepy i mieszkaniowa enklawa
- Klimatyczny Siernieczek
- Wyścigi kiedyś i dziś
- Zapomniany obóz pracy
- Cmentarz i kościół
- Zieleń i woda
- Jeszcze więcej wody
- Nie zapominajmy o kolei!
- Trudno ogarnąć, ale warto spróbować!
Bydgoszcz Wschód i graniczne problemy
Tak, wiem, dla wielu Bydgoszcz Wschód i Siernieczek to osobne osiedla. Mało tego – są też tacy, którzy twierdzą, że Bydgoszcz Wschód to nawet nie jest osiedle. Jedni i drudzy mają trochę racji, jednak o tym więcej przeczytacie niżej. Teraz skupmy się na przebiegu granic osiedla Bydgoszcz Wschód-Siernieczek, a więc jednostki, która oficjalnie widnieje na mapie Bydgoszczy.
Nasz dzisiejszy bohater to w porównaniu z opisywanymi ostatnio: Błoniem i Flisami, prawdziwy gigant. Ze swoimi ponad 570 ha powierzchni, zajmuje pod tym względem 7 miejsce w Bydgoszczy. Inna sprawa, że nijak nie przekłada się to na liczbę mieszkańców, która nie przekracza tutaj 2,5 tysięcy.

No dobrze, ale przyjrzyjmy się przebiegowi granic tej dziwnej jednostki mieszkaniowej. Otóż na zachodzie, oddzielając ją od Bartodziejów, wyznacza je most Kazimierza Wielkiego na Brdzie oraz ul. Łęczycka, aż do wysokości ul. Kamiennej. Potem jest już nieco mniej czytelnie, bo granica zakręca na wschód, aby odbić na północ na wysokości działki przy ul. Działdowskiej 6 i wiodąc aż do ściany Lasu Gdańskiego, czyli de facto granicy miasta. Cały obszar przejazdu kolejowego oraz ulicy Sygnałowej, jak wspominałem już wielokrotnie wcześniej, należy więc do osiedla Bartodzieje (mimo że był czas, kiedy uznawano go właśnie za część osiedla Bydgoszcz-Wschód).

Od wysokości Działdowskiej 6, linią lasu, granica biegnie na wschód, do linii kolejowej Bydgoszcz-Unisław, a potem tą linią do przecięcia z „Koleją Francuską” i dalej (wciąż linią kolejową) do przecięcia z ulicą Kapliczną. Następnie, granica wiedzie trasą kolejową Bydgoszcz-Toruń, aż do Brdy, która doprowadza nas z powrotem do mostu Kazimierza Wielkiego.
Zdaję sobie sprawę, że to rzecz dość skomplikowana, szczególnie kiedy nie ma się przed oczami mapki. Dlatego też, poniżej takową załączam.

“Polecam także nasz Instagram,
na którym pokazujemy kulisy tworzenia blogowych materiałów!”
Gdzie Bydgoszcz Wschód, gdzie Siernieczek?
Oficjalny przebieg granic już znamy. Nie sposób jednak nie zauważyć, że Bydgoszcz Wschód i Siernieczek to tak naprawdę dwie, zupełnie odrębne jednostki mieszkaniowe, które połączono jedynie „na papierze”. Co więcej, konieczność ich osobnego postrzegania, wynika także z aspektów historycznych.
Jak należałoby więc poprowadzić linię rozgraniczenia, między Bydgoszczą Wschód i Siernieczkiem? Łatwe i jednoznaczne to oczywiście nie jest, ale najbardziej oczywisty wydaje się podział, według którego Siernieczek zajmuje całą wschodnią część jednostki, a Bydgoszcz Wschód, zachodnią. Tak, zdaję sobie sprawę, jak brzmi stwierdzenie „Bydgoszcz Wschód na zachodzie”.

W takim przypadku, umowna granica znajdowałby się na zakolu Brdy, tworzącym (prawie) wyspę przy ul. Spornej, a następnie Fordońskiej, aż do granic jednostki. W ten sposób, w skład Siernieczka wliczamy wszystkie ulice, tradycyjnie z nim kojarzone, tj. m.in.: Żyrardowską, Sochaczewską, Kapliczną czy Przemysłową. Ponadto, ze względu na fakt, iż infrastrukturę portową, wraz ze stocznią naprawczą bydgoskiego Lloyda i portem przeładunkowym, również tradycyjnie określa się jako położoną na Siernieczku, postanowiłem także o „przyłączeniu” do tej części osiedla obszaru, znajdującego się w obrębie całego starorzecza Brdy.

Moją amatorską mapkę, z opisanym wyżej podziałem, dołączam niżej. Oczywiście, należy pamiętać, że jest to rzecz mocno umowna i niekoniecznie musi pokrywać się z wyobrażeniami wszystkich mieszkańców osiedla (czy też raczej osiedli)!

Bydgoszcz Wschód czy Kapuściska?
Pewnie wielu, szczególnie młodszych czytelników, będzie zaskoczonych, kiedy przeczyta, że obszar, pokrywający się mniej więcej z terenem dzisiejszego osiedla Bydgoszcz Wschód-Siernieczek, to tak naprawdę dawne… Kapuściska! Tak jest, nie żartuję.
I nie mam tutaj wcale na myśli żadnej prehistorii, a przełom lat 60. i 70. XX wieku. To właśnie wówczas, teren ten utracił swoje historyczne nazwy, tj.: Kapuściska Małe (w odniesieniu do osiedla Bydgoszcz Wschód) i Kapuściska Dolne (w odniesieniu do Siernieczka). Te „kapuściane” nazwy, stanowiły oczywiście nawiązanie do znajdującego się po drugiej stronie Brdy większego sąsiada, czyli Kapuścisk Wielkich – poprzednika dzisiejszego osiedla Kapuściska i jedynego miejsca, gdzie historyczna nazwa Kapuściska się zachowała.

Obszar obecnego osiedla Bydgoszcz Wschód, do momentu przyłączenia Fordonu do Bydgoszczy, był wówczas najdalej na wschód wysuniętym przyczółkiem miasta. Nowa nazwa, mimo wszystko więc pasowała. Problem w tym, że chwilę później, bo w 1973 r., w związku z „aneksją” Fordonu, wszystko się zmieniło.
Nazwy Kapuściska Małe i Dolne funkcjonowały w świadomości przedwojennych i krótko powojennych bydgoszczan tak mocno, że ich zmiana wywołała lekki szok. Legendarny autor „Pamiętnika Gapia”, Zbigniew Raszewski, który krótko po II wojnie światowej opuścił miasto, nie mógł zrozumieć tego zabiegu. Wspominał zresztą, że za czasów jego młodości, Kapuściska to był po prostu wschodni skraj Bydgoszczy – po obu stronach rzeki.

Swój brak zgody, na wprowadzenie nowej, jego zdaniem sztucznej, nomenklatury, wyraził także Edward Szmańda, a więc zasłużony bydgoski społecznik, współzałożyciel Bydgoskiego Towarzystwa Naukowego. Wspominał on, że wszystko zaczęło się od zmiany nazwy stacji kolejowej – Bydgoszcz Kapuściska, na Bydgoszcz Wschód. Potem, niejako siłą rozpędu, zmiana objęła także całą jednostkę mieszkaniową. Jako językoznawca, zauważył ponadto, że zabieg taki był niezgodny z zasadami języka polskiego, gdyż poprawnie należałoby użyć zapisu „Bydgoszcz Wschodnia”. Zastosowano jednak kalkę rozwiązania, powszechnie wdrażanego w Niemczech. Ciekawe spostrzeżenie, biorąc pod uwagę fakt, iż mówimy o czasach głębokiego PRL-u.
Oceniając nazwę osiedla Bydgoszcz-Wschód, pan Szmańda użył dodatkowo określenia: „niezręczne i niespotykane”. I chyba faktycznie coś w tym jest, bo raczej trudno mi sobie wyobrazić, że ktoś utożsamia się z tą nazwą, mieniąc się… bydgoszczowschodnianinem. Inna sprawa, że niewielka liczba osób, zamieszkujących tę część miasta, raczej nie generuje w tym zakresie większego problemu.

Warto przy okazji tych rozważań, wspomnieć także o nazwach niemieckich. Podczas zaborów i okupacji, Kapuściska Dolne nazywano nie inaczej niż Karlsdorf, a Kapuściska Małe Hohenholm.
Mnie, bardziej niż sama zmiana dawnych nazw, które nawiązywały do Kapuścisk, boli zatarcie aspektów historycznych. Te przecież wiązała się z arcyciekawym, folwarcznym (czyli moim ulubionym) dziedzictwem.
Historia folwarczna
Podobnie jak w przypadku wielu innych bydgoskich osiedli, również Bydgoszcz Wschód i Siernieczek, mają swoją folwarczną przeszłość. Folwark Kapuściska Wielkie, istniał po drugiej stronie Brdy już w pierwszej połowie XV wieku, natomiast Kapuściska Małe, jako satelicka jednostka dla starszego „kuzyna”, pojawiły się po północnej stronie rzeki na początku XVIII wieku.
Zabudowania folwarku Kapuściska Małe, rozciągały się głównie między dzisiejszą ulicą Fordońską i nabrzeżem Brdy, na wysokości obecnej ulicy Fabrycznej. Zresztą, w pewnym sensie dalej się rozciągają, bo wciąż można dostrzec ich pozostałości! Wystarczy tylko wiedzieć, gdzie szukać.

Mowa o nieco nagryzionym przez ząb czasu obiekcie, niestety już średnio przypominającym stojący tutaj dawniej oryginał, który miał zdecydowanie bardziej pałacowy charakter. Na starych, niemieckich widokówkach, dostrzec można jeszcze, jak piękna i reprezentacyjna była to konstrukcja.

Dziś, podłużny obiekt, którego powstanie datuje się na koniec XIX wieku (wcześniej w tym miejscu stały inne folwarczne budynki), pełni funkcje mieszkalne. Obok rozciąga się zaś rozległy teren zielony, dawniej zapewne przyfolwarczny park lub ogród. Co zaskakujące, jest on w miarę zadbany – ewidentnie ktoś czuwa nad tym, aby był estetyczny i (co najbardziej istotne) czysty. Mało tego, znajdziecie w nim kilka leciwych (bodaj ponad 300-letnich!) dębów szypułkowych.

Od razu uprzedzam pytania – na teren dawnego folwarku dostaniecie się bez problemu. Wystarczy, że jadąc ulicą Fordońską w stronę Fordonu, odbijecie w prawo, tuż przed Bydgoskim Zakładem Doskonalenia Zawodowego i pojedziecie kilkaset metrów w głąb. Widok który ukaże się Waszym oczom na końcu uliczki, powinien zachwycić każdego miłośnika historii naszego miasta!

Odnośnie początków Sierniaczka, to należy ich poszukiwać w 1489 r., kiedy to wzmiankowano je (przy zastosowaniu nieco innej pisowni) po raz pierwszy. Posiadłość, a później folwark Siernieczek, znajdował się prawdopodobnie w widełkach Brdy, między dzisiejszym Torem Regatowym i Brdą, w okolicach skraju obecnej ul. Przemysłowej. Wówczas oczywiście Toru Regatowego jeszcze nie było, a Brda płynęła nieco inaczej, toteż jego dokładna lokalizacja jest trudna do ustalenia.
Wiemy natomiast, że na początku nazwę tę wymawiało się jako Syrnecek, potem (w XIX wieku) Sierneczek. Wszystko to od nazwy sarnik lub siernik, która oznacza po prostu młodego samca (czyli byka) sarny. Teoria, dotycząca związków z produkcją sernika, zostaje więc obalona!

Na początku, tj. jeszcze w XV w. Siernieczek należał do starostwa bydgoskiego, aby potem trafić w ręce szlachty i mieszczan fordońskich, a następnie dziedziców dóbr Żołędowskich. Nazwa wsi pojawiała się w historii miasta i znikała, niby najlepszy magik. W okresie zaborów na obszar ten mówiono raczej Kapuściska Dolne, a więc Karlsdorf, jednak Siernieczek też czasami pojawiał się na planach. Zniknął jednak po powrocie Bydgoszczy do Rzeczypospolitej w 1920 roku, aby powrócić na mapę dopiero na początku lat 70. XX w., wraz z sąsiednią jednostką Bydgoszcz Wschód.
Żegluga dźwignią rozwoju
Teren, o którym dzisiaj mowa, został oficjalnie przyłączony do Bydgoszczy w 1920 roku. Jednak należy pamiętać, że już dużo wcześniej (i to nie tylko za sprawą opisanych wyżej folwarków), był silnie związany z miastem. Związek ten zacieśniał się głównie za sprawą rozwoju bydgoskiej żeglugi śródlądowej, który nasilił się oczywiście po przekopaniu Kanału Bydgoskiego, w drugiej połowie XVIII wieku.
Tereny położone na wschód o miasta, po obu stronach Brdy, zaczęły w naturalny sposób pełnić funkcję magazynową i przemysłową. Budowano tutaj liczne składy, powstawały fabryki. Najlepszym dowodem na to jest fakt, iż w końcówce XIX w. utworzono tzw. Port Drzewny, gdzie składowano olbrzymie ilości czekającego na transport drewna. Kilkadziesiąt lat później, akwen ten przemianowano na Tor Regatowy. Resztę tej historii już znacie (a jeśli nie, zapraszam TUTAJ!).
Obszar ten, na przełomie lat 80. i 90. XIX w., upodobało sobie także najważniejsze w historii naszego miasta, przedsiębiorstwo parające się żeglugą śródlądową, czyli Bydgoskie Towarzystwo Żeglugi Holowniczej. Spółka, która (pod innymi nazwami), działała od końcówki lat 60. XIX w., należała do Niemców, oficjalnie nosząca nazwę: „Bromberger Schleppschiffahrt Aktien Gesellschaft” (spróbujcie to wymówić!). Ciekawostką jest fakt, że jednym z jej udziałowców był sam Lewin Louis Aronsohn – bankier żydowskiego pochodzenia, który później zasłynął tym, że sprowadził do Bydgoszczy rzeźbę „Łuczniczki”. Co by nie mówić, człowiek wielu talentów!

Przedsiębiorstwo wybudowało na terenie Kapuścisk Małych potężną stocznie i fabrykę maszyn. Obok powstał zaś nie mniej potężny, port przeładunkowy. Infrastruktura została umieszczona w starorzeczu Brdy, zaraz po tym, jak Urząd Budownictwa Wodnego, „wyprostował” bieg rzeki, tworząc przekop, stanowiący odtąd (i po dziś dzień) jej główne koryto. Powstały także dwa mosty, spinające brzegi powstałej wówczas wyspy ze „stałym” lądem.
Aby jeszcze bardziej podnieść możliwości przemysłowe tego miejsca, do stoczni i portu doprowadzono bocznicę kolejową, odchodzącą od sąsiedniej linii Bydgoszcz-Toruń. W ten sposób powstał kluczowy dla całego miasta węzeł, który w pierwszych latach XX w. pozwalał na przeładunek 2 tysięcy wagonów w skali roku.

W miejscowej stoczni nie tylko remontowano jednostki pływające, ale także je budowano. Dziesiątki barek (głównie tych typu „berlinka”), parowców i wiele, wiele innych rodzajów łodzi, przez dekady opuściło mury stoczni. Jedną z nich (w 1937 r.) była znana wszystkim bydgoszczanom „Lemara” – dzisiaj obiekt muzealny, stojący pod Mostem Staromiejskim im. Jerzego Sulimy-Kamińskiego. Tak jest drodzy Państwo, to nasz bydgoski „produkt” – nie żaden podrabianiec!
Port istnieje po dziś dzień, choć oczywiście nie prezentuje się tak spektakularnie jak kiedyś. Od strony ulicy Fordońskiej wciąż podziwiać możemy jednak dwa wielgachne dźwigary (choć bardziej pasowałoby tutaj zapożyczone ze Szczecina określenie „Dźwigozaury), a kiedy podejdziemy bliżej, zobaczymy kilka stojących na brzegu (często niestety już rdzewiejących) łodzi oraz szynową pochylnię (ponoć wciąż działa). Wszystko to jednak już tylko echo dawno przebrzmiałej chwały i siły bydgoskiej żeglugi.


Co jednak wymaga podkreślenia, jest ciągłość między dawnym zarządcą stoczni i jej obecnym administratorem. Wszak po 1920 r. Bydgoskie Towarzystwo Żeglugi Holowniczej przerodziło się w słynnego Lloyda Bydgoskiego (to okres największego prosperity firmy), a po wojnie w państwową Żeglugę Bydgoską. Dziś to spółka, należąca do OT Logistics S.A. Mówimy więc już o ponad 160 letniej historii!
A co pozostało po stoczni? Cóż, przede wszystkim budynek przy ulicy Fordońskiej, nazywany dzisiaj po prostu „Fabryką Lloyda”. Po przeprowadzonej w ostatnich latach rewitalizacji, budynek dawnej hali, powstały pod koniec XIX w., pełni funkcję kulturalną – odbywają się tutaj popularne wydarzenia artystyczne. Miałem przyjemność bywać i w mojej opinii to zdecydowanie najlepsza koncertowa miejscówka w Bydgoszczy! Część obiektu zagospodarowano także jako meblarski showroom „Sofa Spot”.

Mało znana ciekawostka dotycząca Siernieczka jest taka, że w jego obrębie wciąż powstają jednostki pływające! Jak to możliwe? Ano po prostu – przy ul. Portowej 10 od 2010 r. działa firma „Le Mare” (nie mylić z barką Lemarą – to dwie zupełnie różne nazwy). Przedsiębiorstwo specjalizuje się w budowaniu houseboatów, a więc płaskodennych „domów na wodzie”. Rzecz zdecydowanie bardziej popularna (ze względu na kwestie ekonomiczne i klimatyczne) na zachodzie Europy, toteż klientami przedsiębiorstwa są głownie reprezentanci krajów Europy Zachodniej. Jeśli jednak chcielibyście nabyć piękne, „pływające mieszkanie”, oferta firmy jest właśnie dla Was!

Historia magazynowa i przemysłowa
Idealne wręcz warunki żeglugowe, położenie na kluczowym szlaku handlowym, a także rozbudowane zaplecze magazynowe, sprawiło, że Bydgoszcz stała się potęgą w handlu drewnem. Nic więc dziwnego, że jak grzyby po deszczu, na terenie dzisiejszego osiedla Bydgoszcz Wschód-Siernieczek, powstawać zaczęły tartaki.

W obrębie osiedla było ich przynajmniej kilkanaście – tak naprawdę nie sposób zliczyć, ile dokładnie. Zdaje się, że największy był tartak należący do rodziny Francke, ale obok znajdował się również spory, zarządzany przez Żeglugę Bydgoską. Dalej, w kierunku wschodnim, za magistralą kolei francuskiej, działał z kolei tartak parowy, po I wojnie światowej przejęty przez Lasy Państwowe.
Prawdziwie długowiecznym gigantem, który rozgościł się w tych rejonach, są jednak Bydgoskie Zakłady Sklejek, które oficjalnie należałoby tytułować z dopiskiem „Sklejka-Multi” SA.”. Przedsiębiorstwo, które wciąż działa (i ma się dobrze, jako jeden z tylko kilku producentów sklejki w Polsce), ma oczywiście korzenie niemieckie. Powstało w 1914 r. jako „Ostdeutsche Sperrplattenwerke AG”, zwyczajowo będąc nazywanym przez mieszkańców „Oswa”.

Swego czasu miałem przyjemność zwiedzić zakład i wierzcie mi, robi to wielkie wrażenie! Potężna hala produkcyjna, w której drewno jest cięte na cieniutkie warstwy to jedno, ale wokół jest cała, potężna infrastruktura towarzysząca. Ta zaczyna się od zawieszonych na wodach Brdy kładek, pomiędzy którymi leżakują, odpowiednio namakając, tony drewna. Potem, wyciągane są przez specjalne urządzenia na ląd, i ciągnięte torami do miejsc, w których cięte są na mniejsze kawałeczki. Doznania (w tym także zapachowe, bo wszędzie unosi się woń drewna), niesamowite!

Czas – jak to ma w zwyczaju – mija, dlatego przez dziesięciolecia, przemysł drzewny nieco tracił na znaczeniu, a w sąsiedztwie Brdy rozwijać poczęły się bardziej nowoczesne technologie. W ten sposób, tuż obok Sklejki, na terenach należących dawniej do Lloyda Bydgoskiego, w 1920 r. działalność rozpoczęła Bydgoska Fabryka Kabli. Była to pierwsza z dwóch fabryk tego typu, powstałych po I wojnie światowej na terenie Rzeczypospolitej. Dziś zakład wchodzi w skład grupy Tele-Fonika Kable S.A. i jest największym producentem kabli elektroenergetycznych średnich i wysokich napięć, na całym Starym Kontynencie. Słowem: gigant!


Bydgoski „Kabel” dzierży palmę najstarszego działającego przedsiębiorstwa produkującego przewody w Polsce. Zresztą o wieku fabryki, świadczy widok pięknej, ceglanej hali, a także zabytkowej bramy, powstałych w latach 20. XX w. – obie konstrukcje możecie bez problemu dostrzec od strony ulicy Fordońskiej. Są oczywiście także nowsze elementy infrastruktury, z lat 90. XX w. i już XXI w. (np. przeszklony biurowiec), wszak przedsiębiorstwo ma się dobrze i wciąż się rozwija.


Zdaję sobie sprawę, że gdybym nie napisał o Bydgoskim Kombinacie Budowlanym „Wschód” (początkowo zwanym Bydgoskim Kombinatem Budowy Domów), zostałbym „zjedzony” przez jego dawnych pracowników. Wszak to, jakby nie patrzeć, niezwykle ważny dla rozwoju Bydgoszczy zakład. Przedsiębiorstwo działało przy ulicy Przemysłowej w latach: 1969–1994, a działalność ta przyczyniła się pośrednio do powstania ogromnej wręcz liczby bloków i mieszkań.

Przedsiębiorstwo parało się głównie produkcją prefabrykowanych elementów wielkiej płyty, w efekcie czego, w Bydgoszczy i najbliższych okolicach powstało niemal 30 tysięcy mieszkań! To właśnie Kombinat „Wschód” odpowiada za powstanie większej części: Wyżyn, Bartodziejów, Wzgórza Wolności, Szwederowa, Nowego Fordonu czy nowszych części Kapuścisk. No to teraz już wiecie, do kogo zgłosić pretensje, jeśli irytują Was krzywe ściany i sufity w mieszkaniach!
OK, gwoli prawdy, nie skierujecie ich już nigdzie, bowiem przedsiębiorstwo upadło tuż po transformacji systemowej, w 1994 r. Teren po Kombinacie „Wschód” przejęła firma „Atlas”, która zresztą działa tutaj po dziś dzień.

Co ciekawe, w dawnym biurowcu dyrekcji przez lata stała makieta, przedstawiająca projekt Nowego Fordonu (ten pierwotny, nieco utopijny, który ostatecznie nigdy nie powstał – m.in. z kanałem, łączącym Wisłę i Brdę). Potem, w 1997 r. budynek przejęła Wyższa Szkoła Pedagogiczna w Bydgoszczy, poprzednik Akademii Bydgoskiej i Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego. Miejsce to służyło studentom Instytutu Nauk Politycznych do 2014 r. i, ze względu na położenie na kompletnym uboczu, cieszyło się mianem kultowego. Trochę jak położony po przeciwległej stronie miasta, Instytut Geografii przy ul. Mińskiej (więcej o nim pisałem w materiale poświęconym osiedlu Flisy). Dziś biurowiec stoi zupełnie pusty i sprawia wyjątkowo przygnębiające wrażenie.


Przy tej samej ulicy działał w okresie PRL-u także legendarny Zakład Stolarki Budowlanej “Stolbud”. Ten jest najbardziej znany z produkcji klasycznych domków letniskowych “Brda”. O tym zakładzie chciałym napisać nieco więcej w materiale, poświęconym mojemu dziadkowi, Tadeuszowi Weckwerthowi, wieloletniemu pracownikowi zakładu. Ten artykuł powinien pojawić się na blog w maju!
Magazyny, sklepy i mieszkaniowa enklawa
Niektóre bydgoskie osiedla przez lata kompletnie zmieniły swoją funkcję. Mowa np. o: Bartodziejach, Wzgórzu Wolności czy nawet Kapuściskach, które przeszły taką transformację, że większość miejsc w ich obrębie trudno poznać. Ale nie Bydgoszcz Wschód i Siernieczek! Tutaj funkcja magazynowa i składowa się utrzymała. Mało tego, rzekłbym nawet, że wciąż się rozwija!



Nie zliczę ile hurtowni, magazynów i niewielkich zakładów przemysłowych działa między ulicami: Łęczycką, Szajnochy, Fabryczną i Towarową, ale jest ich co najmniej kilkadziesiąt. Do tego dochodzą oczywiście galerie handlowe, w tym Park Handlowy „Batory” i „Obi” przy Fabrycznej, a także druga w Bydgoszczy „Castorama” i galeria „Szajnochy” przy Fordońskiej. No i jest największa z nich, powstała w 2003 r. (i rozbudowana w 2014 r.) „Galeria Pomorska”, stojąca u styku ulic Fabrycznej i Fordońskiej.



Przemysłowo-magazynowy klimat uderza nas z największą siłą, kiedy wjedziemy na ulicę (nomen omen) Przemysłową. Już na samym początku mijamy skup złomu, a dalej naszym oczom ukazują się kolejno: skład opału, Przedsiębiorstwo Produkcji Mas Betonowych, „Polbruk”, czy „Atlas” (w miejscu dawnego Bydgoskiego Kombinatu Budowlanego „Wschód”). Tutaj przemysł jest dosłownie wszędzie.

No i jest oczywiście „Remondis”, czyli przedsiębiorstwo parające się gospodarką odpadami. Jego siedziba znajduje się pod Wiaduktami Warszawskim, miedzy ulicami: Konduktorską, Lewińskiego i Inwalidów. Niemiecka firma przejęła działający tutaj od lat 90. obiekt, należący wcześniej do (również zresztą niemieckiego) „Lobbe”.


Wiadomo, że tego typu miejsca są potrzebne, jednak okoliczni mieszkańcy bynajmniej zadowoleni z tego sąsiedztwa nie są. Wszak od lat, występują tutaj okresowo, że się tak wyrażę, fale niezbyt przyjemnych zapaszków. W 2022 r. podjęto jednak działania zmierzające do hermetyzacji zakładu, toteż wkrótce powinno być z tym lepiej. Oby, bo niegdyś, przy silnych, wschodnich wiatrach, remondisowe „zapaszki” można było poczuć nawet w moim rodzinnym bloku przy ul. Bartosza Głowackiego.
Skoro tak dużą powierzchnię na osiedlu zajmują przedsiębiorstwa, gdzie w takim razie mieszkają ludzie? Rzekłbym, że na terenie niewielkich enklaw, głownie w postaci domków jedno lub kilkurodzinnych. Tego układ jest dostrzegalny choćby w obrębie ulic: Bocznej, Brodnickiej, Fabrycznej czy Jabłonowskiej. Kilka domów znajdziemy też przy ulicy Iławskiej, a kilkanaście przy Harcerskiej, Towarowej czy Fordońskiej (tutaj są one dość mocno rozrzucone). Jedyne na osiedlu bloki znajdują się w sąsiedztwie folwarku Kapuściska Małe, między ulicą Fordońską a Brdą (2 sztuki!) oraz między Fordońską i Startową (również 2 sztuki!).




Oczywiście, jest w tym wszystkim pewien wyjątek. Wszak największe skupisko ludności, zapewne ponad połowa całej społeczności jednostki, mieszka na Siernieczku!
Klimatyczny Siernieczek
Siernieczek to też zdecydowanie najbardziej klimatyczna „miejscówka”, w obrębie całego osiedla. Szczególnie zaś jego „właściwa”, mieszkaniowa część. Za młodu zawsze mnie fascynował ten niewielki fragment zabudowy. Wszak wybudowano go już poza właściwą Bydgoszczą, ale jeszcze przed Fordonem. Dlatego właśnie jawił mi się często niczym ziemia niczyja – zawieszony niby w próżni, między dwoma gigantami. Dodatkowo, poza ruchliwą Fordońską, z każdej strony otoczony jest lasem, co daje wrażenie spokoju. „Sąsiad” w postaci cmentarza, też raczej hałaśliwy nie jest.


Znajdziemy tutaj 9 bloków (albo 7, gdyż nie wiem czy ten pod numerem 5 należy liczyć jako jeden czy jako 3!?), przy czym niektóre to wielka płyta – przed termomodernizacją wyglądająca dokładnie tak, jak wszystkie inne bloki w Fordonie – a niektóre wybudowano ewidentnie wcześniej, być może nawet przed wojną. Co więcej, jest tutaj także niezwykle cicha uliczka Pruszkowska, przy której znajduje się ciąg niewielkich, dość zadbanych domków jednorodzinnych.


Do tego dochodzi jeden sklep spożywczy (nieśmiertelny BSS i to taki, w którym towar podają panie sprzedawczynie!), boisko, paczkomat i… tyle! Klimaty dość małomiasteczkowy, ale przy tym całkiem przyjemny. To zaskakuje, jeśli nigdy wcześniej nie odwiedzało się tej części miasta. Tym bardziej, że przed laty powszechnie mówiło się o niej (przynajmniej na moich rodzinnych Bartodziejach), jako o niebezpiecznym zakątku. Dziś, spoglądając na te uliczki, trudno mi to sobie wyobrazić, ale być może mieszkańcy mają na ten temat inne zdanie? Dajcie znać w komentarzach!


Najciekawsza zabudowa zaczyna się jednak nieco dalej, przy ulicy Kaplicznej. Tutaj naszym oczom ukazują się piękne, częściowo ceglane budynki ze spadzistymi, wysokimi dachami. Szczególnie interesujące są większe konstrukcje, znajdujące się we wschodniej części ulicy, już oficjalnie po stronie Brdyujścia (jednakże w tekście o tym osiedlu o nich nie wspominałem, toteż nadrabiam temat!). Część z nich to pozostałość po dawnej kolonii robotniczej, powstałej na rzecz firmy Davida Franckego Sóhnego, tego samego który prowadził tartak parowy w Siernieczku.



Podobne, zapewne również post-robotnicze konstrukcje, spotkamy w wielu miejscach przy ul. Przemysłowej. Najciekawsza jest jednak uliczka, odchodząca od Przemysłowej w prawo (patrząc od strony ul. Fordońskiej), już za linią kolejową. To również dawne osiedle robotnicze, służące sąsiedniemu tartakowi. Znajdziemy tutaj kilka pięknych, drewnianych konstrukcji wybudowanych jeszcze z XIX w., urozmaiconych u szczytu drewnianymi elementami. Szczególnie duże wrażenie robi dom pod numerem 20, który zdobi niewielka wieżyczka i na ścianach którego zachowało się jeszcze kilka oryginalnych, kolorowych okiennic (część nawet odświeżono).




Niestety, życie to nie tylko piękne widoki i estetyka. Dobitnie zrozumiemy to, kiedy dotrzemy na koniec ul. Przemysłowej. Tam, wciśnięte w najdalszy możliwy kąt, między zakładami „Atlas” i Torem Regatowym, znajduje się niewielkie osiedle socjalne. Właściwie to baraki – trzy niskie, parterowe i dwa 1-piętrowe. Jedna z tych wyższych konstrukcji stoi już zabita dechami i jest niedostępna, co może świadczyć o tym, że „osada” zaczyna się powoli wyludniać.


I chyba dobrze, bo to miejsca jest naprawdę przygnębiające. Trudno opisać słowami panującą tutaj atmosferę, a jeszcze trudniej zrozumieć, jak to możliwe, że ludzie żyją w taki sposób w 2023 roku, na terenie dość dużego, europejskiego miasta.


Wyścigi kiedyś i dziś
Gdyby zapytać przeciętnego, żyjącego w mieście w drugiej połowie XIX lub pierwszej XX wieku, bydgoszczanina, z czego słyną Kapuściska Małe, pewnie powiedziałby, że ze stoczni i portu. Zaraz potem mógłby dodałby jednak, że także z wyścigów konnych!
Wszak to właśnie tutaj, konkretnie zaś w obrębie dzisiejszych ulic: Sygnałowej (na zachodzie), Inwalidów (na południu) i Harcerskiej (na wschodzie) rozciągał się od drugiej połowy XIX wieku słynny hipodrom. Obok stały także trybuny, mogące pomieścić (po przebudowie, gdyż pierwotne się zawaliły) nawet 3 tysiące widzów!

Źródło: Kujawsko-Pomorska Biblioteka Cyfrowa
Miejsce cieszyło dużą popularnością jeszcze za czasów pruskich, jednak wzrost zainteresowania wyścigami przerwała I wojna światowa. Nie na długo jednak, bowiem szybko, po 10 latach (a konkretnie w 1926 roku) tor reaktywowali Polacy. Obiekt unowocześniono, utworzono także ujeżdżalnię dla młodych zwierząt i tor przeszkód. Obok powstało ponadto kilka lokali gastronomicznych, z tarasów których, wygodnie można było obserwować zmagania jeźdźców. A to było istotne – wszak wyścigi były obstawiane, co nierzadko przynosiło poważny zarobek, lub poważne kłopoty finansowe miłośników zakładów sportowych.
Potem wybudowano także drogę dojazdową oraz nową trybunę, a w 1928 r. dokonano uroczystego poświęcenia obiektu. Wydarzenie zorganizowano z wielką pompą, a w źródłach zachowała się wzmianka, że zaproszono na nie nawet prezydenta Rzeczypospolitej, Ignacego Mościckiego (który jednak prawdopodobnie ostatecznie nie dotarł na miejsc, gdyż nie widać go na żadnym z zachowanych zdjęć).

Źródło: Kujawsko-Pomorska Biblioteka Cyfrowa
Warto podkreślić, że największą frekwencję „robiły” na torze zawody, w których udział brali legendarni bydgoscy ułani. Mowa oczywiście o 16. Pułku Ułanów Wielkopolskich i 11. Dywizjonie Artylerii Konnej, o których wspominałem ostatnio przy okazji opisywania osiedla Błonie. Na stałe do kalendarza bydgoskich imprez wpisał się także coroczny wyścig nazywany „Wielką Bydgoską”, którego pula nagród wynosiła 5 000 złotych. Czyli, jak na tamte czasy, całkiem sporo.


Dziś trudno w to uwierzyć, ale na torze, którzy wciąż wzmacniał swoją markę, ścigali się w pewnym momencie reprezentanci najważniejszych polskich stajni, w tym m.in.: barona Leona Kronenberga oraz hrabiów: Ignacego Mielżyńskiego i von Donnosmarcka. W źródłach zachowały się także wzmianki, dowodzące, że w bydgoskich zawodach brały udział takie tuzy, jak Karol Rómmel (trzykrotny olimpijczyk, uczestnik wojny polsko-bolszewickiej, I wojny światowej i II wojny światowej) oraz sam Henryk Dobrzański, czyli słynny major „Hubal” (człowiek, który mimo niemieckiej okupacji, w trakcie II wojny światowej nigdy nie złożył broni i do wiosny 1940 r. prowadził zakrojoną na szeroką skalę partyzantkę przeciwko Niemcom).

Piękna historia bydgoskich wyścigów konnych zakończyła się w 1931 r., kiedy to ich organizacja została zastopowana przez gospodarczy kryzys, który dotknął kraj. Jakby tego było mało, w 1932 r., w wyniku uderzenia pioruna, spłonęła drewniana trybuna. Po wojnie, w latach 50. XX w. teren wyrównano i zagospodarowano jako ogródki działkowe, które zresztą wciąż tutaj są. Część terenu, sąsiadującą z ulicą Sygnałową, wykorzystywano przez kilkanaście lat jako wyrobisko piasku i śmietnisko.

Jak wynika z przedwojennych map, tor ułożony był na linii wschód-zachód, równolegle do dzisiejszej ulicy Inwalidów. Poza nazwami ulic, tj. Wyścigową i Startową, nie zostało po nim prawie nic. Prawie, bo jeśli dobrze poszukacie, to na końcu ulicy Harcerskiej znajdziecie dwa niskie, mieszkalne budynki. Murowane konstrukcie pełniły za czasów prosperity toru, funkcję stajni. Wybudowano je na początku lat 20. XX wieku. Pytanie ile jeszcze czasu przetrwają jest zasadne, bowiem tuż przed wybuchem pandemii w 2020 r., deweloperzy przymierzali się do wybudowania tutaj osiedla kilkunastu bloków.


Zrządzenie losu sprawiło, że tradycja wyścigowa została na osiedlu utrzymana! Wszak w jego południowej części, tuż nad Brdą, w 1976 r. uruchomiono tor kartingowy! Po ostatniej modernizacji z 2012 r., ma on ponad tysiąc metrów długości. Na torze możecie wypożyczyć gokarty lub wynająć trasę, w celu przejażdżki własną maszyną. Oczywiście aby to zrobić, musicie znaleźć wolny termin, a z tym, jak słyszałem, bywa różnie.


Zapomniany obóz pracy
Jadąc ulicą Kamienną w stronę Fordonu, albo skręcając w Fabryczną i kierując się na zakupy do „Galerii Pomorskiej”, „Obi” czy „Castoramy”, po lewej stronie dostrzec możemy całkiem spory, otoczony płotem teren. Gdzieś w głębi majaczą nam podłużne, pomalowane na żółto baraki. Miejsce jakich wiele, więc nie zwraca ono większej uwagi obserwatorów. Ta może się jednak pojawić, kiedy dowiemy się, że w latach 1944-1945 istniał tutaj niemiecki obóz pracy przymusowej.

„Placówka”, nosząca nazwę Aussenarbeitslager Bromberg-Ost, ze względów logistycznych, ulokowana została w pobliżu linii kolejowej Bydgoszcz-Toruń, na rogu dzisiejszych ulic: Kamiennej i Fabrycznej. Powstała ona jako jeden z podobozów, które okupanci zakładali w wyniku przepełnienia obozu Stutthof. Ten bydgoski był obozem pracy przymusowej dla kobiet. Więźniarki, ze względu na dogodne położenie obozu, pracowały przy kolei (pod nadzorem Niemieckich Kolei Państwowych). Trafiło tutaj ponad trzysta kobiet, głównie żydówek z terenu dzisiejszej Łotwy i Węgier. Wśród osadzonych było również kilka Polek i Ukrainek.

W związku ze zbliżającym się do miasta frontem, obóz zlikwidowano 20 stycznia 1945 roku, a więźniarki „ewakuowano” przez Koronowo do Złocieńca, na ternie obecnego województwa zachodniopomorskiego. Warunki tej „ewakuacji” były oczywiście tak złe, że wiele z kobiet zmarło, zanim zdążono je uwolnić.

Co do terenu dawnego obozu to dziś po części wykorzystuje go wojsko, a po części różnego rodzaju przedsiębiorstwa. Dawne, obozowe barki wciąż jednak tam są. Wyraźnie widać je zarówno od strony ulicy Kamiennej jak i Składowej. Doskonały punkt widokowy na ten pomnik ludzkiego okrucieństwa, znajduje się także na skraju nasypu przy ulicy Inwalidów (już za torami kolejowymi).

Cmentarz i kościół
Wspomniany wyżej fakt niewielkiego udziału zabudowy mieszkaniowej w części osiedla, którą określiliśmy jako Bydgoszcz Wschód, sprawił, że próżno szukać tutaj obiektów sakralnych. Bo i komu miałby niby służyć? Szkoda, bo przecież ich obecność wiąże się często z występowaniem obiektów zabytkowych lub przynajmniej cennych, pod względem historycznym.
Na szczęście, rzecz ma się inaczej na samym Siernieczku. Tutaj znajduje się przecież bardzo ładny (i do tego atrakcyjny dla fotografa) kościół pw. św. Stanisława Biskupa i Męczennika (przez pierwsze 4 lata nazywany kaplicą Świętej Rodziny). I choć to obiekt, liczący niecałe 100 lat (budowę rozpoczęto w 1923 r., a ukończono dwa lata później), to sprawia wrażenie starszego. Wszystko dlatego, że ma charakter typowy dla wiejskiego kościółka. Jest otynkowany, jednak górująca nad bryłą wieża jest drewniana, co dodaje całości niewątpliwego uroku.

Obiekt zaprojektował słynny miejski radca miejski i architekt, Bogdan Raczkowski, a konstrukcje wznosili, z uwagi na powojenny kryzys finansowy, sami mieszkańcy Siernieczka, wspomagani przez sąsiadów z Fordonka i Brdyujścia. Wyszło im to zresztą bardzo dobrze – i to nie tylko na zewnątrz, ale i w środku, gdzie może i jest skromnie, ale za to bardzo klimatycznie.


Kościół był do 1946 r. filią fary, a osobą sprawującą funkcję proboszcza (tzw. substytutem), został Antoni Świadek. Zasłużył się on m.in. wybudowaniem plebani oraz tym, że w trakcie okupacji za nic miał wytyczne nowych władz i prowadził nabożeństwa w języku polskim. Ksiądz zginął niestety w obozie koncentracyjnym w Dachau, a obecnie jest błogosławionym kościoła katolickiego. Wewnątrz świątyni znajduje się tablica ku jego pamięci. Za czasów PRL-u, miejscowa ludność domagała się także zmiany nazwy ulicy Kaplicznej, właśnie na Antoniego Świadka, jednak wniosek ten (zapewne ze względu na kwestie polityczne) odrzucono.


Obok kościoła rozciąga się cmentarz, noszący taką samą nazwę jak świątynia. To zabytkowy kompleks, również powstały w 1925 r. Na cmentarzu znajduje się niewielka kapliczka – jest także kilka grobowców, m.in. rodziny Marciniaków oraz duży krzyż. Wśród zasłużonych spoczywających na nekropolii są inicjatorzy założenia cmentarza: Stanisław i Cecylia Cichosławscy (dawni mieszkańcy Siernieczka), długoletni (1974-1993) proboszcz parafii Konrad Hildebrand oraz współzałożyciel legendarnego, bydgoskiego „Mózgu”, Jacek Majewski. Przedwcześnie zmarły muzyk to również jeden z twórców nowego gatunku muzyki yass, powstałego w bydgoskim klubie.

Swoją drogą, spoglądając na cmentarz od strony ulicy Fordońskiej, można odnieść wrażenie, że to część sąsiedniego molocha, czyli cmentarza przy Wiślanej. Wystarczy jednak zerknąć na mapę, aby przekonać się, że to zdecydowanie mniejszy, oddzielony od sąsiada zabudowaniami osiedla oraz linią kolejową, teren.

Zieleń i woda
Jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało osiedle Bydgoszcz Wschód-Siernieczek jest miejscem obfitującym w… wyspy! Dokładnie, w wyspy. Wspominałem już o prawie-wyspie przy ulicy, przez którą przebiega ulica Sporna, ale w obrębie jednostki mamy także drugi ostrów, konkretnie zaś słynną Wyspę Wisielca!
Obie powstały u schyłku XIX wieku, przy okazji procesów, mających na celu poprawę jakości żeglugi – miejski odcinek Brdy najzwyczajniej w świecie prostowano. Dawne koryto stało się więc starorzeczem – w przypadku wyspy przy Spornej (nazywanej Wyspą na Zimnych Wodach), wykorzystywanym jako port, zaś w odniesieniu do Wyspy Wisielca, po prostu, nieco zamuloną odnogą rzeki.
Wracając jednak do wyspy na Zimnych Wodach, należy stwierdzić, że obecnie wyspą ona już nie jest. Była, owszem, ale tylko do lat 60. XX w. Zaraz po wojnie, most łączący ją z ulicą Fordońską zastąpiono przez istniejącą do dziś groblę, pod którą znajdował się przepust. Ten, po kilkunastu latach również zlikwidowano.

Charakterystyczny, czerwony most imienia (jakże by inaczej!) Żeglugi Bydgoskiej, wiodący przez główne koryto Brdy, to dość nowa – powstała w 2010 r. – budowla. Wcześniej miejsce to nie miało szczęścia do konstrukcji tego typu – w czasie wojny niszczono go dwa razy, a potem również dwukrotnie wymieniano (w 1956 i 1994 roku). Obecny trzyma się nieźle – co należy docenić, zważywszy na fakt, jak wielkie natężenie ruchu można tutaj zaobserwować w godzinach szczytu. Jeśli traficie na moment, w którym do domów wracają pracownicy okolicznych przedsiębiorstw, pozostaje Wam tylko silne zaciśnięcie zębów i ćwiczenia wzmacniające cierpliwość.

Sama wyspa jest cenna pod względem przyrodniczym. Wszystko za sprawą bagiennej roślinności oraz występowania rzadkich gatunków ptactwa wodnego. Co ciekawe, na wyspie znajdowało się także swego czasu niewielkie pole golfowe dla początkujących graczy. Dziś, z tego co wiem, jest już nieczynne.
Wyspa Wisielca to z kolei niewielka, licząca ok. 1,5 ha, bezludna i niezabudowana wysepka, zlokalizowana mniej więcej na wysokości „Galerii Pomorskiej”. Skąd w ogóle nazwa Wyspa Wisielca? Jej źródeł poszukiwać należy w legendzie, według której w miejscu tym wieszano w średniowieczu rzecznych złodziei i przemytników, czyli po prostu lokalnych piratów. Historia tyleż interesująca co nieprawdziwa, bowiem wyspa powstała dopiero w końcówce XIX wieku, a do tego żadne źródła nie potwierdzają, żeby kiedykolwiek dokonano tutaj jakiejś egzekucji.

Jest też druga wersja legendy. Ta jest jeszcze bardziej tragiczna, bo nawiązuje do nieszczęśliwiej miłości. Według niej, pewnego letniego wieczoru w wodach Brdy utonęła Julia Szafrańska, córka bydgoskiego szlachcica, Józefa Szafrańskiego. Znalazła się w wodzie, bowiem próbowała dopłynąć do znajdującego się na wyspie ukochanego. Zrozpaczony ojciec dziewczyny oskarżył o jej śmierć 6 młodych flisaków (nie wiedział, który faktycznie był ukochanym jego córki), przekupił sędziego i doprowadził do tego, że wszyscy zawisnęli na stryczkach, znajdujących się właśnie na wyspie. Po wydarzeniu ciał wisielców rzekomo nigdy nie zdjęto, a na wyspę nikt już nie odważył się już wejść.
Wyspa od lat stoi niezagospodarowana, aczkolwiek miała krótki moment chwały. W okolicach 2012 roku organizowano tutaj cykliczne imprezy muzyczne, był niewielki bar oraz prom, którym można się było dostać na wyspę. Interes jednak upadł, a ostrów niestety znowu opustoszał.

Odnośnie terenów zielonych, to tych też jest na osiedlu zaskakująco dużo. Inna sprawa, że są to głównie tereny niezagospodarowane. Bulwar? Jaki bulwar! Tutaj większość linii brzegowej zajmują przedsiębiorstwa – jak choćby Sklejka czy Kabel. Są jednak miejsca (poza opisanymi wyżej wyspami), w których można pospacerować nad Brdą – np. w pobliżu dawnej śluzy Kapuściska, na zapleczu „Fabryki Lloyda” oraz przy Moście Portowym – między Brdą a Torem Regatowym. Ten ostatni fragment jest jednak bardzo słabo zagospodarowany i silnie zarośnięty, co ma oczywiście swoje plusy (jeśli lubicie spokój), bo raczej nie spotkacie tam wielu wędrowników.

Na teren dawnych działek, znajdujący się po wschodniej stronie mostu im. Kazimierza Wielkiego, co prawda nie wejdziecie, ale spokojnie z pewnej odległości możecie podziwiać to co się tam dzieje. A dzieje się ciekawie, gdyż tutaj, nie tak przecież znowu daleko od centrum miasta, na zapleczu Komendy Miejskiej Policji, wypasa się często… stado kóz! I mimo, że rzecz odbywa się regularnie, od wielu lat, to cały czas cieszy oczy tak samo. Swoją drogą, jakoś w 2017 r. zdarzyło się, że stado wybrało się na małą wycieczkę po okolicy. Zdaje się, że ktoś nie domknął bramki, a sprytne zwierzątka ruszyły na drugą stronę mostu, aby poskubać troszkę trawki pod Wyższą Szkołą Bankową. Osiedle chyba jednak nie przypadło im do gustu, bo szybko wróciły do „bazy”.

Jeśli ktoś będzie miał ochotę na prawdziwe obcowanie z przyrodą i spokój (a nie ma dostępu do ogródków działkowych przy ul. Inwalidów), zawsze może wybrać się do graniczącego z osiedlem od północy, Lasu Gdańskiego. Zresztą, leśnym zagajnikami otoczona jest także cała, mieszkaniowa część Siernieczka.
Jeszcze więcej wody
Pozwólcie, że pozostaniemy jeszcze przez chwilę przy wątkach wodnych. Związki osiedla z nią są bowiem nierozerwalne! Potwierdzeniem tego, niech będzie fakt, że tutaj, konkretnie na wysokości dzisiejszej fabryki Kabla, istniała niegdyś śluza Kapuściska.
Niestety, rzecz dotyczy dość dawnych czasów, bo lat 1879 do 1905 roku. Potem, konstrukcję częściowo zburzono, a częściowo zalano. Warto jednak o niej pamiętać, bowiem była to bardzo ważna dla bydgoskiej żeglugi, budowla. Dzieliła ona Brdę na dwie części: żeglowną (po jej zachodniej stronie, w kierunku Starego Miasta) i portową (na wschodzie, w kierunku ujścia). Obok działał także jaz iglicowy, regulujący poziom wody. Szybko jednak okazało się, że bardziej praktycznym rozwiązaniem będzie budowa jazu walcowego Czersko Polskie (więcej o nim TUTAJ).

Niemniej, nie jest tak, że historia śluzy Kapuściska została całkowicie zapomniana. Przypomina nam o niej dawny, powstały w drugiej połowie XIX wieku, dom śluzowego. Piękna, 3-kondygnacyjna konstrukcja, powstała przy wykorzystaniu czerwonej cegły, znajduje się na zapleczu Kabla, tuż przy Brdzie. Obecnie, budynek, którego oficjalny adres to ul. Fordońska 150A, zamieszkują dwie rodziny. Konstrukcja oficjalnie należy do Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie.
Jeśli chcecie zobaczyć budynek na własne oczy, macie dwie opcje: albo podpłyniecie do niego kajakiem lub inną jednostką pływającą, albo odbijecie w prawo od ulicy Fordońskiej (jadąc w stronę Fordonu), tuż przed zakładami Kabla. Wydaje się, że to ślepa uliczka, prowadząca do fabryki, jednak to nie do końca prawda. Jadąc wytrwale jakiś kilometr przed siebie, dotrzecie na nabrzeże Brdy, gdzie znajduje się wspomniany dom. Obok niego dostrzeżecie też oryginalne nabrzeże i pozostałości przyczółków dawnego jazu.

Inną mało znaną, wodną ciekawostka osiedla jest wrak barki „Króla Jabłek”. Mowa o jednostce, której szkielet wystaje z wody w pobliżu ulicy Spornej, za Fabryką Lloyda. Swoją nazwę, zawdzięcza ona działalności pierwszego właściciela, czyli Karola Delęgowskiego. Dżentelmen ów, przed II wojną światową był znany z tego, że transportował potężne ładunki jabłek z Bydgoszczy do Gdańska, przez co zyskał swój przydomek. Niestety, jego intratną działalność brutalnie przerwała wielka wojna.
Po zakończeniu działań wojennych, jednostka trafiła w ręce Edwarda Górskiego, który zwykł ją cumować w pobliżu domu, który znajdował się na Zimnych Wodach. W miejscu, w którym podziwiać można ją obecnie (a raczej to co z niej jeszcze zostało), osiadła w końcówce lat 70. lub na początku lat 80. XX wieku. Doskonale widać ją z nabrzeża, znajdującego się za „Fabryką Lloyda”.

Nie zapominajmy o kolei!
Kolej przewinęła się w tym artykule już kilkukrotnie. Wszak stanowiła doskonałe uzupełnienie dla rozbudowującego się w okolicy przemysłu. Trasa, przecinająca osiedle, powstała jeszcze w XIX wieku i w pewnym momencie, była jedyną, łączącą ziemie zaboru pruskiego i rosyjskiego. W ślad za jej wybudowaniem, rozwijała się oczywiście także okoliczna infrastruktura towarzysząca.

W 1861 r. powstał budynek dworca kolejowego Karlsdorf, czyli późniejszy Bydgoszcz Kapuściska, a następnie Bydgoszcz Wschód. Piękny, ceglany budynek, przetrwał co prawda do dziś, ale jego stan, delikatnie mówiąc, najlepszy nie jest. Użytkowano go do 2012 r., a potem, z uwagi na rewitalizację stacji, okazał się niepotrzebny.

Na ratunek przybyło Bydgoskie Towarzystwo Przyjaciół Kolei, które przeniosło tutaj w 2012 r. zbiory Izby Tradycji Bydgoskich Dróg Żelaznych, które wcześniej mieściły się na dworcu głównym. Po kilku latach, okazało się jednak, że koszty utrzymania obiektu przerastają możliwości stowarzyszenia, a obiekt, chyba już bezpowrotnie (choć mam oczywiście nadzieję, że się mylę), popadł w ruinę. Dziś aż przykro patrzeć na jego odrapane ściany i powybijane szyby.

Co ciekawe, Izba Tradycji Bydgoskich Dróg Żelaznych wróciła na dworzec Bydgoszcz Główna (do zrekonstruowanego budynku pierwszego dworca), ale podczas przeprowadzki z niszczejącego obiektu… zapomniano zabrać wielu eksponatów. Do dawnego dworca Bydgoszcz Wschód mógł wejść każdy (drzwi nie były nawet zamknięte na klucz), a na ziemi walały się leciwe instrukcje, oprawione w ramy plansze i inne kolejarskie artefakty. Szczęśliwe, sprawa została nagłośniona (zresztą przez mojego tatę, Marka Weckwertha, dziennikarza „Gazety Pomorskiej” oraz przewodnika PTTK Jerzego Bitnera), więc eksponaty w porę zabezpieczono.

Elementy kolejowej infrastruktury – m.in. dawne domy kolejarzy, znajdziemy także przy ulicy Inwalidów oraz (nomen omen) Konduktorskiej. Najciekawsze są jednak budynki przy ulicy Pod Wiaduktem – kilka z czerwonej cegły i jeden zupełnie odmienny (natychmiast do głowy przychodzi określenie „chudy”) – ewidentnie modernistyczny, z datą (jeszcze niedawno przykrytą jakąś reklamą) 1934 na szczycie.


A skoro jesteśmy tych okolicach, to warto rzucić okiem na historyczną wieżę ciśnień, stojącą naprzeciwko ogródków działkowych przy ulicy Inwalidów. To również dawny element infrastruktury kolejowej – wszak służyła ona do dostarczania wody do podjeżdżających pod nią parowozów. Wewnątrz zachował się zresztą wielki, oryginalny zbiornik na wodę.


Obiekt powstał ok. 1930 roku, ale mam poważne obawy co do tego, czy dotrwa do setnych urodzin. Od lat jest nieczynny, a próby jego wynajęcia i sprzedaży przez PKP nie przyniosły żadnego skutku. Obiekt z miesiąca na miesiąc wygląda coraz gorzej, a cena za jego kupno (wraz z sąsiednią działką), wynosi w tym momencie ok. 500 tys. złotych. Jeśli jest tutaj jakiś milioner-pasjonat, bardzo proszę o interwencję!

Są też oczywiście mosty kolejowe. Brdę właściwą od Toru Regatowego oddziela Most Portowy, wyglądający bliźniaczo podobnie, jak mosty w biegu ulicy Mińskiej, na Flisach (to zresztą celowy zabieg, o którym pisałem w ostatnim artykule – TUTAJ). Obiekt, dzięki któremu dojechać możemy do Torunia, powstał już w 1861 r., ale został zniszczony u schyłku wojny. Obecna konstrukcja pochodzi z 1949 r. – z oryginału zachowały się tylko (lub aż), ceglane podpory. Nazwa to oczywiście nawiązanie do wspomnianego przeze mnie Portu Drzewnego – poprzednika dzisiejszego Toru Regatowego.


Bardziej znany, choć zdecydowanie rzadziej (a raczej należałoby napisać: „nigdy”) niewykorzystywany przez mieszkańców miasta, jest most magistrali węglowej, nazywany także mostem kolei francuskiej. Ten znajduje się trochę dalej, w kierunku zachodnim, na wysokości ulicy Osiedle Rzemieślnicze. To z kolei konstrukcja z 1930 r., będąca fragmentem tzw. magistrali węglowej, a więc trasy łączącej wybrzeże Morza Bałtyckiego z Górnym Śląskiem. Potoczna nazwa trasy to wynik międzywojennej współpracy Rzeczypospolitej z Francuzami, dzięki której uzyskano środki na wiele poważnych inwestycji w kraju. Budowę trasy nadzorowało ponadto specjalnie utworzone w tym celu Francusko-Polskie Towarzystwo Kolejowe.
Na koniec już mniej kolejowo, ale wciąż w odniesieniu do pojazdów szynowych. Krajobraz okolic ulicy Fordońskiej i Kamiennej zmienił się przecież w trakcie ostatnich kilku lat dość poważnie. A to za sprawą powstałego węzła przesiadkowego. Wybudowano kilkusetmetrową estakadę, dzięki której pasażerowie pociągów przesiadać mogą się na tramwaje i na odwrót. Przy okazji zlikwidowano historyczną, działającą od 1969 r. pętle tramwajową przy ulicy Wyścigowej, która przez 45 lat była ostatnim przyczółkiem linii tramwajowej, na drodze do Fordonu (aby jechać dalej, należało się przesiąść w autobus). Choć niewielu (w tym i ja) w to wierzyło, trasa do Fordonu wreszcie jednak powstała. Tak oto, Bydgoszcz Wschód była świadkiem wydarzeń historycznych.

Trudno ogarnąć, ale warto spróbować!
Przyznam Wam szczerze, że samo opisanie ważnych miejsc i obiektów, znajdujących się w graniach osiedla Bydgoszcz Wschód-Siernieczek, było dość męczącym (a na pewno czasochłonnym) zadaniem. Jednakże, równolegle do zmęczenia, odczuwałem sporą satysfakcję z odkrywania wszystkich tych sekretów.

Napisałem we wstępie, że to najdziwniejsze osiedle w Bydgoszczy. I faktycznie, coś w tym jest, bo raczej należałoby je określić obszarem magazynowo-składowym, z ważnym dodatkiem infrastruktury kolejowej oraz oczywiście sąsiedztwem rzeki. Jednakże, dzięki dużej powierzchni, a także bogatym tradycjom przemysłowym, wciąż wręcz roi się tutaj od historycznych obiektów i miejsc, których obecność przypomina nam o burzliwej przeszłości Bydgoszczy!

Warto więc zapuścić się tutaj czasem w innym celu, aniżeli zakupy w jednej z galerii handlowych, czy po prostu tranzyt, w stronę Starego Miasta bądź Fordonu. Zejść nieco z „ubitych” dróg i zerknąć na dawny folwark Kapuściska Małe, albo na domek śluzowego przy nieistniejącej od dekad Śluzie Kapuściska. Zadumać się trochę przy dawnym obozie jenieckim przy ulicy Fabrycznej, albo spojrzeć z podziwem na potężne hale produkcyjne Sklejki oraz Kabla.

Wszystko to jest tutaj, na terenie osiedla Bydgoszcz Wschód i Siernieczka. Pytanie, czy macie na tyle dużo cierpliwości, aby odkryć te sekrety? Ja z pewnością jeszcze nie raz zabłądzę wśród tych historycznych ulic!

Tyle o niezwykłym osiedlu Bydgoszcz Wschód-Siernieczek. Jeszcze w tym tygodniu zaproszę Was na Miedzyń i Prądy!
Piotr Weckwerth
Zdjęcia: Inna Yaremchuk
Artykuł powstał w ramach cyklu Piotr Weckwerth prezentuje: „Bydgoskie osiedla BEZ FILTRÓW – cz. 4”. Projekt jest dofinansowany ze środków Miasta Bydgoszczy.

ZREALIZOWANO DZIĘKI WSPARCIU FINANSOWEMU MIASTA BYDGOSZCZY
Leave a Reply