CHOJNICE I OKOLICE – CZĘŚĆ 7: TUCHOLA


Bory Tucholskie to nie byle co. Olbrzymi, jeden z największych kompleksów borów sosnowych w Polsce, a w jego obrębie liczne jeziora i rzeki oraz multum form ochrony przyrody. Jest też dużo zabytków kultury i interesujących miejscowości. Wszystko to sprawia, że sporą nobilitacją jest dzierżenie tytuł stolicy tego regionu. A zaszczytu tego dostąpiła mała, choć bardzo ciekawa, Tuchola.


Zwierciadło Borów

Tuchola to miejscowość prawdziwie borowiacka. OK, ze względu na fakt, iż mówimy o sporym (jak na te okolice) mieście, znaczną część jego mieszkańców stanowi zapewne ludność napływowa. Na pewno jednak osoby mieszkające tu od kilku pokoleń uważają się za Borowiaków. Mało tego, uważają się za Borowiaków Tucholskich, bo tak należy prawidłowo tytułować tę grupę.

„Borowiackość” Tucholi wiąże się rzecz jasna z tym, że faktycznie położona jest w obrębie wielkiego kompleksu leśnego, dodatkowo będąc największym ośrodkiem miejskim w tym regionie. Co więcej, nazwa Bory Tucholskie pochodzi właśnie od Tucholi (nie odwrotnie, jak czasami się przyjmuje). I mimo, że siedziba parku narodowego Bory Tucholskie znajduje się w Charzykowach (o czym pisałem tutaj), to w Tucholi rezyduje dyrekcja zdecydowanie większego terytorialnie Tucholskiego Parku Krajobrazowego. Miano stolicy jest więc jak najbardziej zasłużone.

Zaryzykuję stwierdzenie, że Tuchola stanowi swego rodzaju zwierciadło, odbicie tego, co znajdziecie w obrębie Borów Tucholskich. Po pierwsze, co zapewne nikogo nie zaskoczy, jest to las. Niektóre osiedla, w tym przede wszystkim Rudzki Most, po prostu otoczone są gęstym borem. Generalnie cała wschodnia granica miasta sąsiaduje z obszarami leśnymi. Na zachodzie oraz częściowo od północy i południa rozciągają się z kolei rozległe łąki i pola uprawne.

Bliskość lasów sprawia, że w najbliższym otoczeniu miasta znajdziecie aż 8 oficjalnych szlaków pieszo-rowerowych. Tych nieoficjalnych są setki. Podobno lasy te obfitują w grzyby, co dodatkowo zwiększa zainteresowanie nim. Tego stwierdzić akurat nie mogę, bo grzybiarz ze mnie raczej marny. Wiem za to, że panujące tutaj cisza i spokój (nawet w pełni sezonu), są po prostu piękne. Wychodzicie z miasta i wkraczacie w zieloną otchłań relaksu. Czyż może być lepiej?

Okolice Tucholi? Top.

No więc może, bo drugim elementem tucholsko-borowiackiego „zwierciadła” jest woda. Przez miasto (a konkretnie osiedle Rudzki Most), przepływa królowa borowiackich rzek czyli Brda. I to jak przepływa! Mówimy bowiem o odcinku, który znajduje się w obrębie rezerwatu przyrody Dolina Rzeki Brdy i w pobliżu uroczyska Piekiełko. Kto płynął tędy kajakiem ten szczęśliwiec! Na Kujawach i Pomorzu trudno bowiem o piękniejszy odcinek szlaku kajakowego. Wysokie, porośnięte lasem brzegi, szybki nurt, zalegające w wodzie zwalone drzewa i wychylające się ponad jej zwierciadło głazy narzutowe (z największym, czyli Kamieniem Jagiełły w pobliżu Rudzkiego Mostu)… Całość nasuwa niemal bajkowe skojarzenia. Ale wszystko to sprawia także, że bywa tutaj niebezpiecznie, bowiem warunku są momentami zbliżone do tych, obserwowanych na rzekach górskich. W związku z tym, nie polecam rzucać się na ten odcinek totalnym nowicjuszom. Prędzej czy później zaliczą oni bowiem mniej lub bardziej spektakularną wywrotkę.   

Takie rzeczy to w “Piekiełku” norma

Poza tym, przez samo centrum miasta przepływa rzeczka Kicz (to kobieta, a więc płyniemy Kiczą a nie Kiczem), a przez jego skraj także Hozjanna. Obie,  mimo niewielkich rozmiarów, również potrafią służyć turystom kajakowym (ale już tylko tym naprawdę zaangażowanym i wytrwałym). Są też jeziora, w tym jedno, które naprawdę sprzyja uprawianiu rekreacji, tj. Głęboczek. Mamy tutaj Ośrodek Sportu i Rekreacji, a w ramach jego działalności strzeżone miejskie kąpielisko (odnowione i bardzo estetyczne), wypożyczalnię sprzętu wodnego, a także cały szereg obiektów sportowych. Dwa pozostałe zbiorniki to: Mielonek i Zamkowe. Oba o zdecydowanie mniejszym znaczeniu aniżeli Głęboczek, a drugie (nazywane potocznie „Amzej”) jest już tak małe (każdego roku coraz bardziej wysycha) i silnie zarośnięte, że należy je raczej określić mianem bagna. Szkoda, bo podobno kiedyś nie ustępowało wielkością i popularnością Głęboczkowi.

Nad Głęboczkiem

Jest więc Tuchola mekką dla wszelkiej maści turystów, a także osób, poszukujących spokoju w otoczeniu natury. Temu sprzyja także nieźle rozwinięta baza noclegowa i fakt, że w mieście bez trudu wypożyczymy sprzęt turystyczny. Ale jest to również centrum borowiackiej kultury! Przoduje w tym Muzeum Borów Tucholskich, w którym dzięki stałym wystawom dowiemy się m.in.  jak wyglądała typowa borowiacka chata, jakimi zawodami parali się dawni mieszkańcy Borów Tucholskich oraz jakie wykorzystywali w tym celu narzędzia. Co ciekawe, Muzeum zachęca także mieszkańców Tucholi i okolic, aby w trakcie tegorocznego spisu powszechnego deklarowali przynależność do wspólnoty etnicznej Borowiaków. W pełni popieram i jestem ciekaw, jakie będą tego efekty.

W mieście działa od 1963 r. Borowiackie Towarzystwo Kultury promujące regionalne tradycje. Podobną działalność prowadzą także: Miejska Biblioteka Publiczna, Tucholski Ośrodek Kultury czy Gminna Rada Kół Gospodyń Wiejskich. Co ważne, prowadzony jest również rejestr borowiackich twórców ludowych. Tych, według oficjalnej strony gminy jest obecnie 52, a zajmują się oni tak pięknymi profesjami jak np.: haft, rzeźba czy plecionka.

W ogóle, w Tucholi pielęgnuje się tradycję, o czym, w przypadku podróżowania do miasta pociągiem, przekonacie się już kilka sekund po opuszczeniu dworca kolejowego. Na ścianie kamienicy, która znajduje się naprzeciwko, znajduje się bowiem tablica, promuje tutejsze walory. Poza opisaną wyżej przyrodą jest i kultura! Tutaj wymieniono np.: haft kaszubski (podkreślając jednak, że chodzi o ten ze szkoły tucholskiej i borowiackiej!) oraz róg tucholski (to taki instrument, używany niegdyś przez myśliwych). Nie należy zapominać o kulturze kulinarnej, której reprezentantką jest szneka z glancem. To taki rodzaj ciasta drożdżowego, zawiniętego w kształt ślimaka i posmarowanego lukrem. Nie mylić z drożdżówką, bo można za to dostać od tradycjonalistów w łeb.

Witajcie w Tucholi!

Nie tylko las

Wierzcie lub nie, ale spotkałem się z opinią, że Bory Tucholskie to tylko las i nic więcej. Twórcom taki sformułowań chodzi zapewne o to, że mało tutaj zabytków, a i historia nieciekawa. Odpowiadam więc im: „to Wy jesteście nieciekawi”. A już na pewno mało dociekliwi.

Tuchola ma bowiem zarówno ciekawą historię jak i interesujące zabytki. Założyli ją kaszubscy książęta (nie ma pewności czy był to Sambor I czy Mściwoj II, ale to w sumie bez większego znaczenia), a silnie rozwinęli Krzyżacy. To za ich panowania Tuchola otrzymała prawa miejskie. Co ciekawe nastąpiło to w 1346 roku, a więc tym samym, w którym prawa miejskie przyznano Bydgoszczy. Z tym że, w odróżnieniu od Bydgoszczy, której prawa przyznał król Polski Kazimierz III Wielki, Tucholi przyjemność tę sprawił Wielki Mistrz Krzyżacki Henryk Dusemer. Tuchola została wówczas również siedzibą komtura.

Tak to kiedyś (a konkretnie w XV w.) wyglądało

Krzyżacy, jak to mieli w zwyczaju, wybudowali zamek. Były więc w Tucholi mury, wieże i fosy. Ale już nie ma. A tak dokładniej, to nie ma już po nich praktycznie żadnego śladu. Kresem historii warowni był wybuch prochu, przechowywanego w jego piwnicach w trakcie potopu szwedzkiego. W późniejszych latach materiał, który pozostał wykorzystywano w celach budowy nowych domostw (wiadomo, pożary i inne katastrofy). Do dzisiaj zachowały się nędzne resztki, głównie w piwnicach urzędu miasta. Trochę więcej (ale i tak niezbyt wiele) pozostało fragmentów murów miejskich, na których nadbudowano w późniejszych wiekach wiele kamienic. Wyraźnie widać to choćby u zbiegu ulic: Murowej i ks. Wryczy.

Spostrzegawczy turysta odnajdzie relikty murów miejskich

Krzyżacki rodowód miasta sprawił, że Tuchola odegrała także pewną rolę w sławetnej bitwie pod Grunwaldem. „Jak to: Tuchola pod Grunwaldem?” – zapytacie. Ano tak, bo to z Tucholi pochodziły dwa legendarne miecze, które Wielki Mistrz Krzyżacki Ulrich Von Jungingen wręczył Władysławowi Jagielle. Były własnością komtura tucholskiego Heinricha von Schwelborna, który podobno kazał je wszędzie za sobą wozić, co miało podbudować jego wielkie, nadęte ego. Miał nawet powiedzieć, że nie schowa ich do pochwy, póki obu nie zanurzy w polskiej krwi. Coś mu jednak nie wyszło, bo z pola bitwy pod Grunwaldem salwował się ucieczką i to nieudaną, bo został dogoniony i ścięty na miejscu.

Ciekawa jest też legenda dotycząca patronki miasta, tj. św. Małgorzaty. Rzekomo miała ona pomagać jego mieszkańcom w trakcie wszystkich poważniejszych kryzysów. Ponoć w trakcie któregoś z oblężeń ukazała się obrońcom i nakazała rzucać we wrogów… chlebem. Najeźdźcy, o dziwo nie ruszyli na miasto z większą siłą, sądząc, że walczą z grupą piekarzy, a odstąpili od murów. Mieli bowiem uznać, że skoro tucholanie pozbywają się pożywienia, są tak dobrze zaopatrzeni, że będą się bronili jeszcze długie tygodnie. Dostrzegam w tym pewne luki, ale historia ciekawa. Patronka ma w mieście swój pomnik, stojący przy zbiegu ulic: Świeckiej i Nowodworskiej, a także tablicę przy rynku staromiejskim.

Tablica poświęcona patronce Tucholi, św. Małgorzacie

Długą historię miasta widać także w układzie urbanistycznym jego starówki. Są ładne, prostopadłe uliczki (ciekawe zwłaszcza: Murowa, Rycerska i Chojnicka), wspomniane już relikty murów i sporych rozmiarów rynek (nazywany tutaj Placem Wolności). Zadbane to i zrewitalizowane miejsce, a przy okazji z dużymi fragmentami zieleni, co nadaje mu przyjemnego klimatu. Uroku dodają także estetyczna fontanna z rzeźbami łabędzi i rekonstrukcja XIV studni. Niestety mało tutaj okazałych kamienic. Najciekawsze są te z przełomy XIX i XX w. w których znajdują się obecnie: Powiatowy Urząd Pracy (wschodnia pierzeja), pizzeria Milano (północna pierzeja) oraz plebania (południowa pierzeja), w której mieszkał zresztą legendarny (w sensie zasłużony, nie zmyślony) powstaniec wielkopolski Józef Wrycza.  

Wokół tucholskiego starego rynku (Placu Wolności)

Wśród innych budowli warto zobaczyć m.in.: ratusz, budynek technikum leśnego z drugiej połowy XIX w., pocztę z początku XX w. czy zabudowania kolejowe. Sam budynek dworca, wybudowany z eleganckiej, czerwonej cegły, pochodzi z 1883 r., natomiast zabudowania gospodarcze w jego sąsiedztwie z początku XX w.

Budynek dworca kolejowego

Nieco rozczarowani mogą być z kolei miłośnicy zabudowy sakralnej. Głównym obiektem Tucholi jest bowiem powstały w połowie XIX w. neogotycki Kościół św. Jakuba Apostoła. Budynek zatracił jednak wiele oryginalnych cech, gdyż od końca wojny, aż do 1994 roku znajdował się w nim… magazyn. Jest też druga świątynia, czyli Kościół Bożego Ciała. Ten wybudowano krótko przed II wojną światową i szczerze mówiąc, w mojej opinii jest po prostu brzydki. Brak zabytku sakralnego z prawdziwego zdarzenia to niestety następstwo pechowych losów kościoła pw. św. Bartłomieja Apostoła, który stał przy centralnym placu miasta i który spłonął w 1781 roku. Dość szybko go odbudowano, ale znowu zakończył swój żywot, do czego walnie przyczynił się w 1939 roku niemiecku okupant.

Kościół Bożego Ciała z zewnątrz…
…i od środka
Druga tucholska świątynia, czyli Kościół Bożego Ciała. Raczej średnio ładny.

Aspektem, która wyróżnia Tucholę, jest bardzo duża liczba miejsc pamięci. Naprawdę, jest ich tutaj bardzo, bardzo dużo. O tragicznych losach miasta i jego mieszkańców przypominają więc: cmentarz jeńców wojennych z czasów I wojny światowej, cmentarz ofiar wojny polsko-bolszewickiej czy zabytkowy cmentarz parafialny. Są też pomniki, jak ten w Rudzkim Moście, ustawiony w miejscu masowych mordów dokonywanych na Polakach po wkroczeniu do miasta Niemców, w 1939 roku. Są też liczne tablice, np. przy Placu Wolności (starym rynku), która oddaje hołd ofiarom I wojny światowej, czy przy ul. Dworcowej, gdzie mieściło się więzienie hitlerowskie.

Jedna z licznych pamiątkowych tablic, które odnajdziecie w Tucholi

No to w drogę!

Na tym kończymy naszą wizytę w stolicy Borów Tucholskich. Kiedy tam będziecie pamiętajcie, że poza zwiedzaniem samego miasta, a także korzystaniem z uroków okolicznych terenów, Tucholę warto potraktować jako bazę wypadową do dalszych podróży. Potencjał, jaki posiada w tym kontekście, podkreśla tablica, ustawiona przy ul. Nowodworskiej. Blisko stąd przecież do: Woziwody, Raciąża czy chociażby Fojutowa. A to tylko początek, bo żeby dobrze poznać te okolice, musielibyście rzucić robotę i zaszyć się w tutejszych lasach na minimum miesiąc. W sumie, brzmi nieźle!

To tyle w ramach cyklu „Chojnice i okolice”. Siedem odcinków + artykuł o samych Chojnicach (linki do wszystkich pod niniejszym tekstem) to dobra liczba, na której należy (na razie) poprzestać. Jak jednak wspomniałem wyżej, atrakcji jest tutaj bez liku, więc na pewno jeszcze kiedyś w te strony wrócimy. Ale to już zapewne w przyszłym sezonie.

Dzięki za pozytywny odbiór. Niebawem wracamy do tematów bydgoskich!

Piotr Weckwerth

__________________

Zobacz też:

CHOJNICE I OKOLICE – CZĘŚĆ 6: CZŁUCHÓW

CHOJNICE I OKOLICE – CZĘŚĆ 5: WIELKI KANAŁ BRDY I FOJUTOWO

CHOJNICE I OKOLICE – CZĘŚĆ 4: RYTEL

CHOJNICE I OKOLICE – CZĘŚĆ 3: SWORNEGACIE

CHOJNICE I OKOLICE – CZĘŚĆ 2: JEZIORO CHARZYKOWSKIE I PARK NARODOWY BORY TUCHOLSKIE

CHOJNICE I OKOLICE – CZĘŚĆ 1: CHARZYKOWY

„NAJPIĘKNIEJSZY KONITZ ŚWIATA” – artykuł o Chojnicach

Leave a Reply

Autor motywu: Anders Noren.

Up ↑

%d bloggers like this: