ŚWIĘTA BOŻEGO NARODZENIA – CZAS ODPOCZYNKU, CZAS SPĘDZANY Z BLISKIMI, DLA NIEKTÓRYCH CZAS DUCHOWEJ (A CZĘSTO I RELIGIJNEJ) ZADUMY, A DLA INNYCH CZAS OBŻARSTWA (I OPICIA). PRZEDE WSZYSTKIM JEDNAK, TEN OKRES ROKU KOJARZY SIĘ Z (BARDZO RÓŻNIE ROZUMIANYMI) CUDAMI. KTO Z NAS NIE MARZYŁ BOWIEM O ŚWIĄTECZNYM CUDZIE, PRZEŁOMIE W JAKIEJŚ MĘCZĄCEJ NAS OD DAWNA SPRAWIE, ZDJĘCIU Z BARKÓW CIĘŻARU CODZIENNOŚCI? OCZYWIŚCIE TO WSZYSTKO W PIĘKNEJ, ŚWIĄTECZNEJ ATMOSFERZE, PRZY BLASKU ŚWIEC I NAJLEPIEJ W MIEŚCIE PRZYKRYTYM GRUBĄ WARSTWĄ ŚNIEGU. WŁAŚNIE, KAŻDY BY TAK CHCIAŁ. CUDA NIE DOTYCZĄ JEDNAK TYLKO NAS, LUDZI, ALE TAKŻE MIAST. JAK TO? – ZAPYTACIE. ANO TAK, CO DOBITNIE WIDAĆ NA PRZYKŁADZIE BYDGOSZCZY.
Każdy kraj, miasto, miasteczko czy nawet wieś, mają swoje legendy, historie, które tak mocno zakorzeniły się w świadomości mieszkańców, że z czasem stały się swego rodzaju znakiem rozpoznawczym. Część z nich dotyczy aspektów pozytywnych, dzisiaj jednak skupimy się na tych trochę mniej przyjemnych (choć ostatecznie zakończonych dobrze). Mam na myśli różnego rodzaju inwestycje czy rozwiązania, które miały zmienić życie w danym mieście na lepsze, ale ostatecznie nie zostały zrealizowane. Przedsięwzięcia, o których mówiło się przez lata, często tak długo, że opowieści te musiały być przekazywane dalej, kolejnym pokoleniom. Z czasem, kiedy localsi przestają wierzyć, że coś się w tym zakresie zmieni, narzekania przeradzają się w zabawne opowieści, miejskie legendy, opowiadane nie tylko sobie, ale również przyjezdnym.
Zaryzykować można stwierdzenie, że przełamanie (niekiedy nawet po dziesiątkach lat) tego złego losu, określić można mianem prawdziwego cudu. Najczęściej mówimy bowiem o sytuacjach, w których nikt się już tego nie spodziewa, aż tu nagle… dzieje się cud. Takiego cudu, i to kilkukrotnie, doświadczyła w ostatnich latach Bydgoszcz. W kilku następnych artykułach przedstawię trzy, moim skromnym zdaniem, najważniejsze „bydgoskie cuda” ostatnich lat.
TRAMWAJ DO FORDONU – PRAWDOPODOBNIE NAJBARDZIEJ OCZEKIWANA LINIA TRAMWAJOWA NA ŚWIECIE
Historia tramwaju, który miałby połączyć Bydgoszcz, jak to niektórzy mówią, „kontynentalną” z Fordonem, to temat na telenowelę. I to taką, której liczba odcinków mogłaby spokojnie konkurować z „Klanem” czy nawet osławioną „Modą na Sukces”. Zdziwienia faktem, iż inwestycja zostanie w końcu ukończona, nie kryli w 2013 r. nawet przedstawiciele władz miasta, czego dowodem może być hasło, które umieścili na pamiątkowych odcinkach szyn, wręczanych uczestnikom uroczystego otwarcia budowy. Brzmiało ono: „Prawdopodobnie najbardziej oczekiwana linia tramwajowa na świecie”. Trzeba przyznać, że w punkt.

Foto. Inna Yaremchuk
Ale po kolei, bo żeby uświadomić sobie, z jak wielkim cudem mamy do czynienia, kiedy podróżujemy nowymi Swingami z centrum, aż na Osiedle Nad Wisłą w Fordonie, musimy się cofnąć aż do… XIX. wieku. W stwierdzeniu tym nie ma krztyny przesady, bowiem pierwsze plany połączenia tramwajowego między miastami Bydgoszcz i Fordon (bo wówczas Fordon był jeszcze osobnym miastem), datowane są na 1900 rok. Wtedy to, a konkretnie 16 maja 1900 roku niemiecka spółka „Allgemeine Lokal-und Strassenbahn-Gesellschaft” otrzymała zgodę na budowę trzeciej wówczas linii tramwajowej w mieście. Plany obejmowały połączenie osiedla Wilczak właśnie z podmiejskim Fordonem. Jak pokazuje historia, coś poszło bardzo nie tak.
Problemem były oczywiście (jak zwykle zresztą) finanse, bowiem po wybudowaniu w 1901 r. dwóch odcinków, łączących Wilczak z Śródmieściem, oraz śródmieście ze Skrzetuskiem (wówczas pod nazwą Szretery) stwierdzono, że pociągnięcie linii aż do odległego Fordonu będzie przedsięwzięciem zbyt kosztownym. Inwestycje postanowiono więc odłożyć na późniejsze lata. Niejako z rozpędu, w 1903 r. udało się przedłużyć linię na Bartodzieje Wielkie, a konkretnie na wysokość dzisiejszego skrzyżowania ulic: Fordońskiej i Gajowej. Może by się jednak udało wysupłać trochę grosza i pójść dalej, ale później wybuchła I wojna światowa, potem II wojna światowa, i powoli wizja połączenia tramwajowego do Fordonu zaczęła się rozmywać, przypominając już bardziej legendę niż realne plany.
Promyk nadziei pojawił się ponownie w latach 60. XX wieku, kiedy to socjalistyczna władza robiła wszystko, żeby możliwie szybko zindustrializować i wewnętrznie skomunikować miasto. Czasami wychodziło to na dobre, jednak najczęściej kończyło się spektakularną (w złym tego słowa znaczeniu), odczuwaną jeszcze przez wiele pokoleń, decyzją, jak np. zasypanie odcinka Kanału Bydgoskiego i utworzenie Ronda Grunwaldzkiego. Niemniej, szansa na tramwaj do Fordonu rzeczywiście się pojawiła, szczególnie wówczas, kiedy zaczęto przebąkiwać o włączeniu Fordonu w struktury miasta. To dokonało się ostatecznie 1 stycznia 1973 r. Linia tramwajowa również zaczęła powstawać, ale znowu nie dotarła tam, gdzie dotrzeć powinna, kończąc się pętlą przy ulicy Wyścigowej (Bydgoszcz Wschód). Był 1969 rok i wszystkim w mieście wydawało się, że przedłużenie linii to już tylko formalność. Tym bardziej, że taką wizję rozpowszechniali miejscy urzędnicy, co prawdopodobnie miało na celu przyśpieszenie procesu przyłączenia Fordonu do Bydgoszczy.

Foto. Inna Yaremchuk
Żeby cokolwiek drgnęło w sprawie mitycznej już linii tramwajowej, trzeba było jednak czekać długie 40 lat. Dopiero w 2009 r. nastał przełom i przystąpiono do przygotowywania projektu inwestycji. Ja, jako osoba urodzona na początku lat 90., od kiedy pamiętam słyszałem od rodziców, że już niebawem będziemy mogli jeździć do dziadków, mieszkających na Osiedlu Tatrzańskim, tramwajem. Wówczas mieszkaliśmy na Bartodziejach, a „na mieście” mówiono, że nitka tramwajowa puszczona zostanie właśnie wzdłuż nowopowstałej ulicy Kamiennej. W takim przekonaniu żyłem mniej więcej do 15 roku życia, po czym, będąc w stanie myśleć trochę bardziej zdroworozsądkowo, oceniłem, że rzeczony tramwaj chyba nigdy nie powstanie. Takie oto czarne myśli kłębiły się w mojej głowie zawsze, kiedy w niemożliwym wręcz ścisku podróżowałem na Tatrzańskie autobusami linii 93 lub 94 (później przemianowanymi na 83 i 94).
Aż tu nagle… bang! W 2012 r. ukończono projekt inwestycji, a w 2013 rozpoczęto budowę trasy. Do listopada 2015 r., gdy dokonano odbioru inwestycji, powstało ok. 10 km torowiska, trzy pętle, a także jedna wielka estakada nad ulicą Fordońską i stacją kolejową Bydgoszcz Wschód. Po trasie kursują 4 linie tramwajowe, obsługiwane głównie przez nowoczesne, PES-owskie Swingi. Trasa kończy się na osiedlu Nad Wisłą, choć końcowy przystanek i pętla noszą nazwę Łoskoń, co oczywiście nawiązuje do wsi, która niegdyś istniała w tym miejscu.

Foto. Inna Yaremchuk
Pierwsze tramwaje ruszyły nową trasą w połowie stycznia 2016 r. i choć od tego momentu minęło już niemal 5 lat, dalej nie mogę uwierzyć, że to się w końcu stało. Otwarcie linii zbiegło się mniej więcej z chwilą, w której przestałem korzystać z usług MZK, przesiadając się do auta. Mimo to, nową linią kilka razy zdarzyło mi się pojechać. Za każdym razem jest to dla mnie abstrakcja, podróż z pogranicza snu i jawy. Mój umysł, tak długo żyjący w przekonaniu, że nie ma szans na tę inwestycję, nie akceptuje tego widoku. Mimo to, oczywiście cieszę się, że linia w końcu powstała. Inna sprawa, że wybrano chyba wariant oszczędnościowy, nie stosując rozgałęzienia trasy na część północną (osiedla: Przylesie, Bajka, Tatrzańskie), środkową (ta, która realnie powstała) i południową (Stary Fordon). No ale, nie można mieć przecież wszystkiego.

CIĄG DALSZY NASTĄPI!
Piotr Weckwerth
__________________
Zobacz też: