Kompleks budynków, który od momentu powstania pełnił funkcje edukacyjne. Jednakże to, jak edukacja ta wyglądała na początku, może być dla niektórych mocno zaskakujące. Tak samo jak to, że powtarzana przez lata historia, dotycząca rzekomego ułożenia w kształt swastyki, jest najzwyklejszym w świecie mitem. W ostatnim tegorocznym odcinku cyklu „Bydgoszcz przez dziurkę od klucza”, zapraszam na kampus główny Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego!
Kampus główny i cała reszta
W niniejszym odcinku wybierzemy się w sentymentalną podróż do serca Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy, a więc na jego kampus główny. Sentyment ten, poczują zapewne głównie absolwenci UKW (do których sam się zresztą zaliczam) lub jego poprzedników, ale mam nadzieję że nie tylko – wszak idea studiowania to rzecz na tyle uniwersalna, że niekoniecznie należy ją odnosić do jednego miejsca. Nie mówiąc już o tym, że warto poznać historię gmachów, które każdy bydgoszczanin, przynajmniej z widzenia, na pewno kojarzy.
Przy okazji należy podkreślić, że budynki, znajdujące się przy ulicy Chodkiewicza, to tylko niewielka część obiektów, zarządzanych przez bydgoski uniwersytet. Te, rozsiane są po całym mieście, choć trzeba przyznać, że w ostatnich latach poczyniono kroki, aby ta sieć została scentralizowana, co zresztą w dużym stopniu się udało. Jeszcze kilka-kilkanaście lat temu, bywało z tym jednak różnie.

I tutaj przede wszystkim mam na myśli dwa zdecydowanie najbardziej oddalone od centrum Bydgoszczy obiekty. Zresztą, obiekty położone w dwóch skrajnych punktach miasta – na jego wschodzie i zachodzie (ba, nawet w pobliżu stacji kolejowych Bydgoszcz Wschód i Bydgoszcz Zachód). Pierwszy, w którym znajdował się Instytut Nauk Politycznych oraz Instytut Historii i Stosunków Międzynarodowych, znajdował się w niezwykle przemysłowym otoczeniu, przy ulicy… Przemysłowej.
Powstał on w 1970 roku, a dawniej należał do Bydgoskiego Kombinatu Budowlanego Wschód. Doskonale pamiętam opowieści znajomych, którzy wspominali, że w okolicy mieli jeden, niezbyt zresztą ekskluzywny (delikatnie rzecz ujmując), sklep spożywczy. W przerwach między zajęciami, ulubioną rozrywką były natomiast spacery po tych malowniczych okolicach, jak np.: w pobliżu złomowiska czy cementowni. Można powiedzieć, to trochę taka szkoła (i to wyższa) przetrwania!
Ja sam kończyłem z kolei studia licencjackie przy ulicy Mińskiej, na osiedlu Flisy. Obiekt, w którym znajdował się Instytut Geografii, był bardzo ciekawy. Powstał w 1920 roku, i wcześniej służył nawet żeńskiemu zakonowi. W związku z ciekawymi rozwiązaniami architektonicznymi, które tutaj zastosowano, budynek został nawet wpisany do rejestru zabytków.
Niemniej, ulokowanie instytutu w tym miejscu, poza niewątpliwym, trochę mrocznym klimatem, było raczej nietrafionym pomysłem. Brak jakichkolwiek usług w pobliżu to jedno (obok była tylko piekarnia, w której, co ciekawe sprzedawano także… tanie piwa, co chyba było próbą – zresztą udaną – wpasowania się w oczekiwania żaków), najdziwniejsza była jednak droga, jaką codziennie pokonywałem, aby dostać się do tego miejsca. Otóż, wysiadając z autobus linii numer 71 przy ulicy Filtrowej, musiałem przedostać się kolejno przez: ulicę Grunwaldzką, rozległe pole, fragment lasu, a następnie przejść przez prowizoryczny mostek na rzeczce Flis i (oczywiście na dziko) przeskoczyć przez tory przy stacji Bydgoszcz-Zachód. I tak dzień w dzień.
Mój dawny instytut przeniósł się kilka lat temu na Plac Kościeleckich, do historycznego, będącego najstarszym (powstał w 1892 roku) spośród wszystkich zarządzanych przez UKW, gmachu. Ekipa z Przemysłowej wyprowadziła się z kolei na ulicę ks. Józefa Poniatowskiego. Co by nie mówić, obie zmiany zdecydowanie na lepsze!
Wśród innych, historycznych obiektów, należących do Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego, znajdują się: kompleks budynków przy Al. Ossolińskich, pl. Weysenhoffa i Powstańców Wielkopolskich (powstały w latach 1905-1906, dawniej wykorzystywany przez Instytuty Rolne), gmach dawnego technikum kolejowego przy ulicy Kopernika (powstały w 1907) oraz Muzeum Dyplomacji i Uchodźstwa Polskiego (powstały w latach 1900-1920). Uprzedzając pytania – tak, to muzeum można, po uprzednim umówieniu się, zwiedzać.

Co poza tym? Budynki przy ulicy Jagiellońskiej, gdzie znajduje się Wydział Humanistyczny, dawny Dom Studenta przy Ogińskiego (dziś budynek dydaktyczny), 2 akademiki przy ulicy Łużyckiej, czyli legendarne: „Romek” i „Atomek”, a także obiekty na Wyżynach – przy Leopolda Staffa i Adama Grzymały-Siedleckiego, które połączono łącznikiem, gdzie mieści się Wydział Psychologii. Nie zapominajmy również o ulicy Grabowej, a więc obiekcie formalnie należącym do UKW, obecnie mieszczącym ISOB, czyli szkołę NATO.
Warto zwrócić także uwagę na nową (choć niebawem stuknie jej 10 lat!) bibliotekę główną, przy ulicy Szymanowskiego, a także Ogród Botaniczny przy ulicy Niemcewicza, przekazany uczelni w 1999 roku. No i oczywiście należy pamiętać o tym, iż od 2004 roku, UKW jest zarządcą obiektów sportowych i budynków dydaktycznych, znajdujących się na terenie dawnej „Polonii”. Obecnie, klub jest tylko w posiadaniu historycznego stadionu żużlowego im. Józefa Piłsudskiego.
Niemiecka szkoła w kształcie swastyki?
Główny gmach uczelni jest relatywnie młody (a na pewno młodszy, niż to się wielu bydgoszczanom wydaje), gdyż powstał dopiero w końcówce lat 30. XX wieku. Co ciekawe, wzniesiono go jaką szkołę niemiecką, mimo że miało to miejsce już w 20-leciu międzywojennym, po powrocie Bydgoszczy w granice Rzeczypospolitej. Dziwić to jednak nie powinno, wszak Niemcy stanowili wówczas ok. 10 procent całej populacji miasta. Zdecydowano więc, że właśnie na nich potrzeby, wybudowana zostanie Albrecht Dürer Schule – bo tak oficjalnie nazywała się placówka.

źródło: https://50lecie.ukw.edu.pl/
Była to ośmioletnia szkoła średnia, o profilu matematyczno-przyrodniczym. Naturalnie, zgodnie ze zwyczajem tamtych czasów, tworzono w niej osobne klasy dla dziewcząt i chłopców. Historia placówki nie potrwała jednak długo, bowiem już po wojnie budynek przekazano Liceum Pedagogicznemu, a potem Studium Nauczycielskiemu. Potem, od 1969 roku w murach tych funkcjonowała Wyższa Szkoła Nauczycielska, protoplasta późniejszej Akademii Bydgoskiej i Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego (o tym przeczytacie jednak nieco dalej).
Budynek jest przez wielu kojarzony z faktem, iż na jednej z jego ścian w pobliżu wejścia, znajdowała się sentencja, zaczerpnięta z wiersza niemieckiego poety, Hansa Friedricha Bluncka. Brzmiała ona: “Das Schicksal ruht in dir, Du sollst es entfalten; Gott will dich selbst und hier, Dein ist das Gestalten. Gesetz ist nimmer das gleiche, Ist jedesmal neu. In seinem unendlichen Reiche gilt ein nur: Bleib dir treu!”, co można rozumieć jako przypomnienie, iż każdy jest kowalem swego losu, a także iż zawsze należy pozostawać wiernym samemu sobie. Co by nie mówić, całkiem mądrze.

źródło: https://50lecie.ukw.edu.pl/
Tłem dla wiersz był niemiecki orzeł, do którego w latach okupacji domalowano (niestety) niewielką swastykę. I doprawdy nie wiem, czy to właśnie ona, niemiecki rodowód gmachu, czy też brak wiedzy, dotyczący roku jego budowy, a może jakieś zupełnie inne czynniki, sprawiły, że w Bydgoszczy pojawiła się miejska legenda. Legenda, mówiąca o tym, że budynek główny Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego widziany z góry tworzy kształt swastyki. Mało tego, mimo że pojawiało wiele publikacji wyjaśniających sprawę, i tak spora grupa osób w dalszym ciągu w to wierzy. Wiem, bo sam ich spotykałem w trakcie wycieczek po mieście. Zamiłowanie do spiskowych teorii wciąż ma się więc w narodzie dobrze!

źródło: https://50lecie.ukw.edu.pl/
No więc, drodzy Państwo, to że przy wejściu do obiektu znajdował się niegdyś niemiecki orzeł i malunek swastyki, jeszcze nic nie znaczy i nie potwierdza „swastykowej” teorii. W Bydgoszczy są co prawda jeszcze ślady symboliki hitlerowskiej – jak choćby kształt domu przy ul. Żółwinskiej na Łęgnowie, ułożony w literę „A” (jako hołd dla Adolfa Hitlera), ale to ewidentnie nie jest jeden z nich.

Właściwie, dyskusje rozwiewa już jedno spojrzenie na obiekt z lotu ptaka. Z tej perspektywy, trudno dopatrzeć się tutaj mrocznego symbolu. Już bardziej przypomina on jakąś zdeformowaną literę P, niemniej poniżej zamieszczam, dla pewności, fotografię oraz projekt budynku. Oceńcie sami i zapamiętajcie!
Krocząc przez kampus
Sam kampus główny Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego to przede wszystkim pokaźny, ułożony – jak już zresztą wspomniałem wyżej – w dziwaczny kształt, gmach. Tworzą go dwie pary, ustawionych względem siebie prostopadle skrzydeł. W sumie więc, po kompleksie można chodzić w kółko. Właśnie ten obiekt służył niegdyś niemieckiej szkole Albrecht Dürer Schule, a więc jego powstanie należy datować na lata 30. XX wieku. Jak potężny to budynek, najlepiej widać od strony ulicy Ogińskiego. A tak swoją drogą, to ciemna, stylowa cegła fasady, przypomina mi nieco tę, wykorzystaną na Osiedlu Awaryjnym na Łęgnowie (przy ul. Świetlicowej).

Do historycznego budynku, już w późniejszych latach, dobudowano kilka innych obiektów. Mowa tutaj m.in. o tzw. pawilonie, czyli budynku „E”. Na początku XXI wieku całość rozbudowano z kolei o nowoczesne pomieszczenia, sięgające aż na wysokość boiska. Z kolei stojąca od strony ulicy Chodkiewicza dawna biblioteka, a obecnie po prostu budynek dydaktyczny, powstał dopiero 1992 roku.
Po dziś dzień zachowało się oczywiście także duże boisko, od strony ulicy Powstańców Wielkopolskich, które co prawda może nie prezentuje się jakoś super widowiskowo, ale na pewno jest funkcjonalne dla lekkoatletów, a to z uwagi prowadzącej wokół bieżni. Kiepsko wygląda oczywiście „murawa” (celowo w cudzysłowie) oraz boisko do koszykówki, które już dawno temu pozbawiono… koszy.

A tak swoją drogą, to przed 1990 rokiem, kiedy władze uczelni coraz silniej dostrzegały potrzebę budowy osobnej biblioteki, jako miejsce, w którym mógłby on powstać, wskazywano najczęściej właśnie… boisko. Za takim rozwiązaniem optowały przede wszystkim najwyższe władze, ale pomysł blokowali oczywiście pracownicy studium wychowania fizycznego. Ci drudzy argumentowali to faktem, że jeśli uczelnia zabierze im tereny sportowe, może w przyszłości zapomnieć o pełnoprawnym kierunku wychowania fizycznego (który planowano otworzyć). Ostatecznie, jak wiemy, boisko przetrwało, choć dzisiaj wykorzystywana jest raczej tylko bieżnia. Zdecydowanie bardziej profesjonalne obiekty znajdują się przecież po sąsiedzku, na terenie dawnej „Polonii”. Oczywiście, raz do roku, boisko się wypełnia, a ma to miejsce przy okazji organizowanej tutaj „Blokady Łużyka” (przeniesionej z ulicy Łużyka jakąś dekadę temu), w trakcie Juwenaliów.

„Botanik”, czyli gród Botaniczny Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego, to szeroki temat, zdecydowanie zasługujący na osobny materiał, toteż wspomnę tutaj tylko, że powstał on już w latach 30. XX wieku, początkowo służąc jako ogródek szkolny. Do UKW należy od 1999 roku, pełniąc funkcję jednostki dydaktycznej, obecnie znajdując się w strukturze Wydziału Nauk Biologicznych.
A gdyby ktoś chciał ponarzekać na mijający czas i rzucić kultowe już „kiedyś to było”, może to zrobić, wychodząc przed bramę kampusu. Rzuciwszy okiem na przeciwną stronę ulicy Chodkiewicza nie dostrzeże już bowiem kultowych, wspominanych z rozrzewnieniem, pubów: „Kredens” i „Student”. Szczególnie klimatyczny – choć był to klimat bardzo surowy – był ten drugi. Dziś budynek w którym się znajdował stanowi fragment kompleksu nowoczesnego apartamentowca.
W murach gmachu głównego
Bywając w głównym gmachu UKW, a więc (wzorem innych polskich uczelni) w Collegium Maius jako student, zajęty sprawami akademickimi (wiadomo) nie zwracałem uwagi na fakt, jak ciekawe to miejsca. A przecież wrażenie robią już same korytarze, które są po prostu eleganckie.


Przestrzeń, ceglane ściany, kamienne posadzki (gdzieniegdzie urozmaicone ciekawą mozaiką) i stylowe, drewniane sufity – wszystko to składa się na atmosferę tego miejsca. Jest też kilka ciekawych witraży, nawiązujących do logotypu uczelni, a także patrona – króla Kazimierza III Wielkiego. Gdzieniegdzie przy parapetach zachowały się także oryginalne, kamienne misy, pamiętające jeszcze czasy Albrecht Dürer Schule. Zdaje się, że dawniej służyły one jako umywalki.

Powyższe dotyczy niestety głównie parteru, bo na wyższych piętrach wystrój jest już zdecydowanie bardziej współczesny. Na poddaszu z kolei natkniecie się na skośny dach, mogących utrudnić wędrówkę nieco wyższym osobom. Swoją drogą, właśnie poddasze i umieszczone w nim malutkie okienka, to świetny punkt obserwacyjny na okolicę. Stąd widać jak gęsta jest zieleń dziedzińca, i jak duża (no i słabo wykorzystywana) jest przestrzeń boiska. Z tej perspektywy obserwować można także dawną bibliotekę, a dzisiaj budynek dydaktyczny, który bije po oczy nowością (w pozytywnym sensie). Przez czysty przypadek udało nam się dojrzeć także niewielką figurkę – zdaje się że pozbawionego instrumentu muzyka – stojącą na jednym z parapetów.




Oczywiście, najlepiej w całym gmachu prezentują się sale, wykorzystywane przez władze uczelni. Na pierwszym piętrze znajduje się choćby Sala Senatu, im. prof. Edmunda Trempały (zasłużonego pracownika Uczelni, pierwszego rektora Wyższej Szkoły Pedagogicznej). Już przed nią znajduje się popiersie Króla Kazimierza III Wielkiego. W środku zaś – pełna elegancja! Stylowy stół i krzesła, portrety wszystkich dotychczasowych rektorów Uczelni, a także herb województwa. Nad wejściem umieszczono z kolei ładny malunek, w który wkomponowano ważne daty, z „życia” uczelni, tj. lata: 1969, 1974, 2000 no i 2005, czyli moment powołania uniwersytetu. Podobna, choć nieco bardziej skromna sala znajduje się na parterze. Mowa o Sali Rady Wydziału Pedagogiki, gdzie umieszczono z kolei portrety dziekanów wydziału.





Odnośnie sal zajęciowych, większość to zwykłe, niczym nie wyróżniające się przestrzenie. Na uwagę zasługują jednak dwie aule. Pierwsza nosi miano prof. Arnolda Wilczyńskiego (guru inżynierii materiałów drzewnych), a druga – zdecydowanie największa w obrębie kampusu to Atrium. Ta jest odnowiona i w nowoczesny sposób wyposażona. Zasiadając w jej ławach, niemal usłyszałem w głowie głos profesora, z pasją zdradzającego tajniki swojej dziedziny naukowej. Akademicka atmosfera jest tutaj wyraźnie odczuwalna!


Nieco mniej nowocześnie wygląda z kolei część sportowa. Korytarze, które do niej prowadzą (schodząc w dół, wydawałoby się do piwnic), wyglądają dokładnie tak, jak je zapamiętałem sprzed dekady. Natomiast sama sala, mimo, że do najnowszych nie należy, trzyma się nieźle. Wciąż zaskakuje jej bardzo wydłużony i wąski kształt – umożliwiający podzielenie na dwie mniejsze części.

Popełniłbym przeogromne faux pas, gdybym przy opisywaniu głównego gmachu UKW nie wspomniał o miejscu-legendzie. Znajdującym się w podziemiach budynku, dawnym klubie studenckim. Tak jest, drodzy Państwo, mowa o klubie „Beanus’70”. Jak ważne było to miejsce, niech świadczy fakt, że główną alejkę prowadzącą przez kampus nazwano, właśnie na cześć tej instytucji, Aleją Beanusa’70.

Klub powstał w 1970 roku, a więc już chwilę po powstaniu Wyższej Szkoły Nauczycielskiej (protoplasty UKW). I kiedy wyobrażacie sobie klasyczny, przepełniony artystycznymi działaniami, zadymiony klub studencki, to właśnie było takie miejsce! Swoje pierwsze sceniczne kroki stawiali tutaj tak znani artyści jak choćby Józef Eliasz czy zespół Żuki. Były występy teatralne, kabarety, wieczory jazzowe (zresztą klub słynął właśnie z imprez jazzowych), a nawet jedyny w Polsce zespół posługujący się wyłącznie językiem… Esperanto! Tak jak wspomniałem – pełen artyzm!

Klub był znany nie tylko w mieście, ale w całej Polsce, a to, że wspominany jest z sentymentem, niech świadczy (poza Aleją) także fakt, że swego czasu powstała o nim nawet osobna książka – „Beanus ’70. Klub legenda”, autorstwa: J. Serwińskiego, M. Sobczaka i A. Szpaka, którą bez problemu znajdziecie w uczelnianej i miejskiej bibliotece. Jak to więc się stało, że tak popularna miejscówka upadła? Cóż, końcówka lat 80. i początek 90. wiązały się z pewnym regresem kultury studenckiej, a także przeniesieniem się życia artystycznego do centrum miasta. Klub więc funkcjonował, próbując organizować różnego rodzaju wydarzenia – jak choćby pierwsze szkolenia komputerowe – jednak ostatecznie przegrał walkę z wiatrakami w 1999 roku. Potem, jeszcze dwukrotnie próbowano go reaktywować – w 2007 i 2012 roku, ale za każdym razem trwało to bardzo krótko. Dzisiaj przestrzeń stoi pusta, a szczególnie smutne wrażenie robi opuszczona, wciśnięta w kąt scena.

A kiedy już znudzą Was spacery po korytarzach gmachu, możecie odetchnąć wśród zieleni. Jej swoistą ostoją jest dziedziniec, znajdujący się wewnątrz głównego budynku, pomiędzy jego skrzydłami. Zieleń jest tutaj naprawdę gęsta, co daje przyjemne wrażenie obecności w jakimś ustronnym miejscu, np. klasztornym ogrodzie. Po rewitalizacji sprzed kilku lat wokół jest kilka ławeczek, są ładne pergole, a podłoże wyłożono stylowymi kamieniami. Co ważne, dostać można się tutaj tylko przez główny budynek uniwersytetu.


Ciekawie jest też, kiedy spojrzymy wyżej. Na południowym skrzydle umieszczono bowiem niewielką niby-sygnaturkę. Ten przedrostek “niby” wynika z faktu, iż de facto jest to drewniana dzwonnica (dzwon wciąż tam jest!), wyposażona w tarczę zegarową. A nad nią umieszczono urocze symbole: słońca, księżyca i gwiazd.

No dobra, ale co z dawnym budynkiem biblioteki? No więc, wierzcie mi lub nie, ale po ostatnim remoncie (wykonanym w następstwie przeniesieniu biblioteki głównej na ulicę Szymanowskiego) nie sposób go poznać. W środku przeprowadzono kompletną reorganizację, a pozostałością po dawnej bibliotece jest tylko kilka kolumn, znajdujących się w salach dydaktycznych. Dużą przestrzeń podzielono na kilka mniejszych salek dydaktycznych, a całość wygląda bardzo nowocześniej i estetycznie.


Ciekawostką jest fakt, że na najniższym poziomie, gdzie obecnie przenosi się uczelniane archiwum, jeszcze przed remontem znajdował się tunel. Ten prowadził pod chodnikiem aż do gmachu głównego!


Od WSP do UKW
A tak swoją drogą, to na głównym kampusie UKW mieści się m.in. Wydział Pedagogiki (poza tym również Wydział Inżynierii Materiałowej i Wydział Edukacji Muzycznej), czyli dziedziny nauki, która de facto dała początek uczelni, w jej dzisiejszym kształcie. Wszystko zaczęło się w 1969 roku, kiedy, po wielu latach starań, w Bydgoszczy utworzono Wyższą Szkołę Nauczycielską, której działalność ukierunkowana była przede wszystkim na kształcenie nauczycieli szkół podstawowych. Zasadniczo, fundamentem, na którym zbudowano uczelnię (wykorzystując infrastrukturę i większość kadry), było Bydgoskie Studium Nauczycielskie. Początkowo, placówka funkcjonowała w ramach tylko dwóch wydziałów: humanistycznego (gdzie królowała filologia – zresztą na UKW wciąż mocna), oraz matematyczno-przyrodniczego.

Niezwykle ważnym, przełomowym rokiem okazał się 1974. Wtedy to powstała Wyższa Szkoła Pedagogiczna, która działała aż do roku 2000. To okres największego rozwoju instytucji, w trakcie którego wciąż rosła liczba studentów i kierunków, w ramach których można było się kształcić (wreszcie uruchomiono studia magisterskie) – nabywano także nowe, opisane wyżej budynki i przestrzenie. W 1990 roku na WSP studiowało ok. 5 tysięcy osób.
Właśnie wówczas, zaraz po transformacji systemowej, zaczęto w Bydgoszczy przebąkiwać o konieczności przekształcenia WSP w akademię. Sporo rozpisywała się na ten temat lokalna prasa, do celu dążyło też środowisko. I to przyniosło skutki w 2000 roku. Warto dodać, że Akademia zyskała od razu patronat Kazimierza Wielkiego. Co ciekawe, przed zmianą, rozważano różne warianty nazwy – np. Akademia Nauk Humanistycznych i Ścisłych oraz Akademia Humanistyczno-Przyrodnicza, jednak ostatecznie zdecydowano się na tę najbardziej neutralną. To z kolei, z uwagi na późniejszy rozwój oferty, uznać należy za wybór jak najbardziej słuszny.

A od akademii już tylko krok do uniwersytetu, toteż w Bydgoszczy zaczęło się prawdziwe poruszenie. Sam pamiętam, że jako uczeń podstawówki, często słyszałem od nauczycieli, a także od rodziców, że już niebawem nie będzie trzeba wyjeżdżać z miasta na studia, bo będziemy mieli swój pełnoprawny uniwerek. I rzeczywiście, dążono do tego z całych sił, próbując różnych sposobów. A to pojawiał się pomysł połączeniem z ówczesną Akademią Technologiczno-Rolniczą (późniejszym UTP, a dzisiejszą Politechniką), a to fuzji z Akademią Medyczną. Ta pierwsza wolała jednak działać samodzielnie, a druga wybrała zbratanie się z toruńskim UMK. W efekcie, Akademia musiała działać sama.
Szczęśliwie, działała na tyle skutecznie, że w końcu się udało. Był rok 2004, kiedy podjęto decyzję o utworzeniu Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego, który oficjalnie rozpoczął funkcjonowanie w 2005 roku. Niedawno prawda? Mojemu pokoleniu – mówię na przykładzie własnym i swoich znajomych – wydaje się, jakby ta nazwa funkcjonowała od zawsze. Dziwnym jest, kiedy człowiek zda sobie sprawę, że rozpoczął studia licencjackie ledwie 4 lata po utworzenia uniwersytetu.
Dziś UKW działa i ma się dobrze, obejmując 19 wydziałów i instytutów, 48 kierunków studiów licencjackich, 26 magisterskich oraz kształcąc ok. 7 tysięcy studentów. Szacuje się, że dyplom uczelni, od momentu powołania w 1969 roku, uzyskało grubo ponad 100 tysięcy osób. Kłania się Wam jeden z absolwentów– w zasadzie podwójny, bo ze studiów licencjackich i podyplomowych.
Słowem uzupełnienia warto dodać, że na terenie głównego kampusu UKW, przy Chodkiewicza, mieści się również część Wydziału Nauk Biologicznych. Poza Ogrodem Botanicznym, wydział wykorzystuje także budynek F (obecnie w trakcie przebudowy). W budynku mieszczą się dwie aule: Nova i Mikotoksyn oraz “Stołówka u Niny”. W najmłodszej części tego budynku znajdują się laboratoria Katedry Fizjologii i Toksykologii.
To by było na tyle
Wizyta na kampusie UKW zawsze powoduje u mnie powrót wspomnieć z czasów studenckich. Co prawda nie miałem tutaj zbyt wielu zajęć – zdaje się, że regularnie tylko w-f, ale jednak, nieodmiennie kojarzy mi się z tamtym, całkiem udanym (choć bez wątpienia obecny jest lepszy) okresem w życiu.
Przechadzając się korytarzami gmachu i mijając studentów, zastanawiam się, czy zdają sobie sprawę, w jak ważnym momencie swojego życia się znajdują, i czy doceniają te chwile, spędzane w uczelnianych murach? Pewnie nie wszyscy, bo przecież my, ludzie, mamy to do siebie, że lubimy tęsknić za przeszłością, niekoniecznie zaś doceniając teraźniejszość. Tak już jesteśmy skonstruowani.

Ja z kolei spoglądam w przeszłość na mijający rok i mogę z dumą napisać: udało się! Stworzyliśmy 10 obszernych, mam nadzieję interesujących, reportaży, przedstawiających ważne, bydgoskie budynki. Do tego w taki sposób, abyście mogli zobaczyć w nich miejsca, na co dzień niedostępne.
To oczywiście nie całkowity koniec, a tylko zamknięcie tegorocznej edycji. W 2023 roku planujemy bowiem wrócić do tematu. I to ze zdwojoną siłą! Odnośnie ostatniego artykułu cyklu z 2022 roku – zapewne odwiedzimy także inne historyczne gmachy należące do Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego.

Tymczasem, dziękuję wszystkim Wam za czytanie, komentowanie, lajkowanie i udostępnianie! Bez Was, to nie miałoby sensu.
Do zobaczenia!
Piotr Weckwerth
Poprzednie odcinki cyklu:
1. BAZYLIKA MNIEJSZA PW. ŚW. WINCENTEGO A PAULO
3. JAZ WALCOWY CZERSKO POLSKIE
5. WOJEWÓDZKĄ I MIEJSKĄ BIBLIOTEKĘ PUBLICZNĄ IM. DR. WITOLDA BEŁZY
6. KOŚCIÓŁ PW. JÓZEFA RZEMIEŚLNIKA
7. KOŚCIÓŁ PW. NAJŚWIĘTSZEGO SERCA PANA JEZUSA
8. KOŚCIÓŁ EWANGELICKO-METODYSTYCZNY
12. EWANGELICKO-AUGSBURSKI KOŚCIÓŁ ZBAWICIELA
Projekt „Bydgoszcz przez dziurkę od klucza”, realizowany jest przez Fundację Krzewienia Kultury i Turystyki „Nad Rzeka”.

ZREALIZOWANO DZIĘKI WSPARCIU FINANSOWEMU MIASTA BYDGOSZCZY
Leave a Reply