KOŚCIÓŁ KLARYSEK – BYDGOSZCZ PRZEZ DZIURKĘ OD KLUCZA (CZĘŚĆ 2)


Nie ma chyba w Bydgoszczy budynku, na którym ślady burzliwej historii miasta, wyryłyby się mocniej. Nie ma też drugiego takiego, który potrafiłby ukryć trudne momenty pod fasadą (nomen omen) piękna i powagi. Tłumy bydgoszczan, które codziennie go mijają, cenią jego walory estetyczne i jedyną w swoim rodzaju kameralność. Niewielu zdaje sobie jednak sprawę, jak ważny to, z perspektywy historii miasta, obiekt i z jak wielkimi przeciwnościami losu, musiał on przez lata walczyć. Dzisiaj zgłębimy tajemnice Kościoła Klarysek!


Znany czy nieznany?

Włączenie Klarysek do cyklu „Bydgoszcz przez dziurkę od klucza” pewnie niektórych czytelników zdziwi. Po pierwsze dlatego, że tych niedostępnych na co dzień miejsc, jest w świątyni bardzo niewiele. A to wynika oczywiście z faktu, iż budowla jest, nawet jak na bydgoskie standardy sakralne, bardzo niewielka. Ot, jedna nawa, prezbiterium, kilka niewielkich dobudówek i wieża.

Drugim powodem, który może wywoływać zdziwienie, iż „zaglądam do Klarysek przez dziurkę od klucza” jest to, że według powszechnego przekonania, nie może on przecież kryć wielu tajemnic. Stoi sobie przecież od kilkuset lat, ewidentnie zabytkowy i na dodatek obsługiwany przez zakon. Tak, według moich obserwacji, prezentuje się powszechne postrzeganie bohatera dzisiejszego materiału.

Klaryski w nocnej, nieco tajemniczej, odsłonie

Problem w tym, że to co widzimy obecnie jest efektem niezliczonej wręcz liczby uszkodzeń, przebudów i rekonstrukcji, które wynikały głównie z tego, iż budynek pełnił przez lata bardzo różne, niekoniecznie sakralne, funkcje. I pisząc „różne”, mam na myśli funkcje bardzo, bardzo dziwne. Co więcej, sióstr klarysek (tych konkretnych, działających w kościele Klarysek, o czym więcej wspomnę później) nie ma prawa pamiętać w Bydgoszczy już nikt z żyjących mieszkańców miasta, bo zniknęły one stąd w połowie XIX wieku. Owszem, dzisiaj jest to kościół zakonny, ale dopiero od… 29 lat! Konkretnie zaś od 1993 roku, kiedy to urzędować zaczęli tutaj Bracia Mniejsi Kapucyni.  

Klaryski – znane czy nieznane?

Na koniec dodajmy jeszcze kwestię patronatów, czy też wezwań, pod którymi działał przez lata obiekt. Zaczęło się od kościoła św. Ducha, potem patronami zostali święci: Wojciech, Klara i Barbara, a w 1925 r. świątynia przyjęła imię Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, choć przed nią tradycyjnie dodaje się przedrostek Kościół Klarysek.  

No więc, czy Kościół Klarysek faktycznie jest nam, bydgoszczanom, tak dobrze znany? Według mnie, niekoniecznie. W związku z tym, zajrzymy do środka. Przez dziurkę od klucza, oczywiście.

Szpitalne dziedzictwo

Nie byłoby dzisiejszego kościoła Klarysek, gdyby nie późnośredniowieczny rozwój medycyny. Brzmi dziwnie? Być może, ale to prawda. W XV w., w rozwijającej się Bydgoszczy, zaczęto sobie zdawać sprawę, iż koniecznym będzie utworzenie sieci lecznic i przytułków, dla potrzebujących. Początkowo budowano je poza murami miasta, w celu oddalenia źródeł ewentualnej zarazy od domostw. Idealnym punktem dla powstania pierwszej lecznicy wydawały się okolice Bramy Gdańskiej, przy drodze wiodącej od strony Pomorza do Bydgoszczy.

Dokument fundacyjny w tej sprawie wydano już w 1448 r., a słowo pisane stało się ciałem niedługo później. Przy dzisiejszej ulicy Gdańskiej powstała wówczas drewniana kaplica i kilka budynków szpitalnych. Ok, może nie był to szpital w dzisiejszym rozumieniu, a bardziej przytułek dla starców i ubogich, niemniej zawsze czuwał w nim duchowny, którego zadaniem była próba niwelowania skutków różnego rodzaju chorób czy urazów. Słowem, mieliśmy do czynienia z pierwszym przejawem publicznej służby zdrowia w mieście, z tym że o zabarwieniu mocno sakralnym, bo w przybytku odbywały się oczywiście również nabożeństwa.

Dziś tego nie widać, ale…

Kaplica funkcjonowała na tyle dobrze, że na początku XVI w. zaczęto przebąkiwać o konieczności jej rozbudowania, no i oczywiście wykorzystania przy tym nieco bardziej trwałego materiału, aniżeli drewno, które w każdej chwili mogło zacząć płonąć niczym pochodnia. Od słów do czynu miasto przeszło jednak dopiero w 1582 r., a i to zapewne tylko dzięki konsternacji, którą wywołał w wizytującym wówczas obiekt biskupie, stan budowli. Duchowny miał ponoć stwierdzić, iż jest to zwykła ruina, wciśnięta między sąsiednie domostwa.

…korzeni kościoła Klarysek poszukiwać należy w medycynie!

Bogatsi mieszkańcy miasta nie mogli sobie podarować takiej zniewagi, więc szybko zabrali się do pracy, sponsorując rozbudowę świątyni. Szczególnie zasługi w tym procesie przypisuje się dwóm majętnym mieszczanom, czyli Grzegorzowi Graczowi i Stanisławowi Diabelakowi (swoją drogą nazwisko idealnie pasujące do działań podejmowanych na rzecz kościoła). Dzięki temu, od 1590 roku można było już mówić o pełnoprawnym, murowanym kościele (nie zaś kaplicy) św. Ducha.

Siostry przybywają

Punktem zwrotnym w historii kościoła było oczywiście sprowadzenie do Bydgoszczy sióstr Klarysek (a więc należących do zakonu św. Klary). Te przybyły do Bydgoszczy z Poznania w 1615 roku, początkowo osiadłszy w budynkach mieszkalnych, zlokalizowanych w pobliżu kościoła św. Idziego (czyli na miejscu dzisiejszego Ronda Bernardynów). To właśnie tam powstać miały według planu zabudowania klasztorne (w bezpośrednim sąsiedztwie klasztoru bernardynów), jednakże rok później postanowiono, że zakonnice przeniesione zostaną w zupełnie inne miejsce.

I tak, siostry, pod przywództwem pierwszej ksieni (czyli po prostu „szefowej” zakonu), Zofii Anny Smoszewskiej z Rozdrażewa, trafiły na dzisiejszą ulicę Gdańską. Swoją drogą nie jest do końca jasne, dlaczego zakonnice w ogóle sprowadzono do Bydgoszczy, ale mówi się, że miała być to odpowiedź na potrzeby kobiety z Bydgoszczy, które chciałyby wstąpić do zakonu. Wcześniej jedyna żeńska wspólnota tego typu znajdowała się przy klasztorze bernardynów, ale kobiety były tam podobno… prześladowane przez hierarchów kościelnych. Cóż, lata lecą, a jak widać, niewiele się zmienia.

Tablica nagrobna Zofii Smoszewskiej z Rozdrażewa, pierwszej kseni bydgoskiego klasztoru Klarysek

Zabudowania klasztorne budowano do 1618 roku, a powstawały one na miejscu dawnych, głównie drewnianych budynków szpitala i przytułku. Na początku był to niewielki budynek, z czasem jednak rozbudowywano go wzdłuż ulicy Gdańskiej, dobudowano także krużganki, którymi można było dostać się do sąsiedniego kościoła (były dwa takie przejścia). W 1878 roku do budynku dostawiono jeszcze jedno skrzydło i utworzono charakterystyczną, znaną nam dziś fasadę. Tak, znaną dziś, bo dawne budynki klasztorne to obecnie budynek Muzeum Okręgowego przy ulicy Gdańskiej. Historia kołem się toczy, drodzy państwo.

A skoro o historii mowa, to wspominałem na wstępie, iż przy kościele św. Ducha działał przed wiekami pierwszy „szpitalopodobny” twór. Żeby było ciekawiej, to właśnie w tym miejscu powstał także pierwszy pełnoprawny szpital! Właśnie w dawnym budynku zakonu utworzono bowiem w 1837 roku (już po zamknięciu klasztory) pierwszy szpital miejski! Działał tutaj dokładnie 100 lat, aż do momentu wybudowania nowego, czyli dzisiejszego szpitala im. dr Antoniego Jurasza.

Budynek Muzeum Okręgowego przy ul. Gdańskiej. Na jego fasadzie widnieje tablica, upamiętniająca powrót Bydgoszczy w granice Polski z 1920 r. Obiekt pamięta jednak zdecydowanie wcześniejsze lata, kiedy pełnił funkcję szpitala

Klasztor nie jest oczywiście tylko miejscem modłów, ale także po prostu codziennego życia.  W dawnych latach stanowił ponadto istotne centrum gospodarcze czy społeczne. Wewnątrz zabudowań klasztoru sióstr Klarysek znajdowały się więc liczne budynki gospodarcze, a także stajnia, wozownia, czy nawet… gorzelnia i browar. Dalej, w kierunku wschodnim utworzono staw rybny, a także ogród przyklasztorny. Ogród, według źródeł pisany był dzięki pracy sióstr bardzo zadbany. Na tyle, że w XIX wieku można było przekształcić go w park miejski, czyli dzisiejszy park im. Kazimierza Wielkiego. Tak jest, przechadzając się tutejszymi alejkami, pamiętajcie, że macie ten przywilej również dzięki wytężonej pracy sióstr Klarysek!

Klaryski wykurzył z klasztoru i kościoła pruski zaborca. Podobnie jak w przypadku wielu innych bydgoskich zakonów, dokonał on również kasacji tego, a konkretnie zrobił to w 1834 roku. Rok później ostatnia z klarysek opuściła Bydgoszczy i udała się do Gniezna.

Ciekawostką jest jednak fakt, iż Bydgoszcz nie czekała na powrót sióstr klarysek nawet stu lat. Te wróciły bowiem w 1925 roku. No dobrze, nie do końca one, bo mowa o nieco innym, znacznie młodszym odłamie zakonu. Niemniej, do dziś mieszkają one przy ulicy… Gdańskiej. Ale nie na jej początku, przy kościele nazwanym na ich cześć, a w niepozornym, ozdobionym sygnaturką, budynku pod numerem 56. Nieco mniej „ogarnięci” w historyczno-architekturalnych kwestiach bydgoszczanie, mogą kojarzyć ten budynek z istniejącym w tym miejscu oknem życia.

Od kościoła do… remizy

Jak można się domyślić, w momencie powstawania zabudowań klasztornych, pojawiła się także konieczność rozbudowy kościoła. W związku z tym, wspomniany wcześniej kościół św. Ducha tak naprawdę przestał istnieć w 1616 roku, kiedy to dobudowano do niego od zachodniej strony nawę. Wejście do świątyni wyburzono, a w jego miejscu utworzono łuk tęczowy, oddzielający w późniejszych wiekach prezbiterium od nawy. W taki oto sposób, kościół św. Ducha zaczął pełnić zaszczytną rolę prezbiterium, dzięki czemu elementy tej pierwszej świątyni zachowały się po dziś dzień. Według badań, najstarsze fragmenty muru w Klaryskach pochodzą z 1582 roku, a więc z momentu rozbudowy drewnianego kościoła św. Ducha.

Najstarszą zachowaną po dziś dzień częścią kościoła jest oczywiście prezbiterium

Od momentu rozbudowy, w mieście mówiono w kontekście tego budynku już niema wyłącznie jako kościele Klarysek, co zresztą praktykowane jest po dziś dzień. Nie zmienił tego fakt, iż w 1645 roku patronami świątyni zostali: św. Wojciech, św. Klara i św. Barbara.

Aby dostosować kościół do potrzeb sióstr zakonnych, poddawano go ciągłej modernizacji. Wspominałem już, że dzięki specjalnym łącznikom, można było dotrzeć z niego do budynków klasztornych. Ponadto, nadbudowano zakrystie, utworzono chór, a także dobudowano kaplicę, Wojciecha Łochowskiego (ówczesnego burmistrza miasta), który ufundował powstanie zachowanej do dziś dobudówki. Do budynku dostawiono także wieżę, która zwieńczona była barokowym hełmem, i która (co wówczas niczym dziwnym nie było), wyposażona była w otwory strzelnicze. Kościół stał przecież na przedpolu miasta, więc mógł stanowić pierwszy punkt odporu wrogich sił, nadciągających od strony Gdańska.

W „szczytowym” punkcie swojej potęgi, kościół wyposażony był ponadto w pokaźną kruchtę, a także dwie zakrystie. W środku znajdowały się dwie empory, były grobowce (w tym pierwszej przełożonej klasztoru – Zofii Smoszewskiej), a także relikwie: św. Wojciecha, św. Barbary, Rufiny i Perpetui.

Piękny był to budynek, z pięknym wyposażeniem – nie ma wątpliwości. Gdybyśmy mogli go zobaczyć w oryginalnym stanie, zapewne robiłby jeszcze większe wrażenie, niż ma to miejsce obecnie. Niestety, kościół, po kasacie klasztoru, traktowany był przez miejskie władze jako typowa zapchajdziura, w związku z czym przekazywano go niemal komu popadnie. Co gorsza, wyposażenie albo rozdano innym świątyniom, albo rozkradziono.

Klaryski – zwierciadło historii miasta

To jednak (o zgrozo) nie wszystko. Na początku Klaryski podzielono na dwie części – w jednej z nich znajdował się magazyn, w którym przechowywano… spirytus. Co gorsza, przestrzeń postanowiono zagospodarować w 100%, więc wejście do magazynu utworzono poprzez wybicie dziury w południowej ścianie świątyni (od strony dzisiejszej ul. Jagiellońskiej). Od strony ul. Gdańskiej zlokalizowano zaś wagę miejską.

Mało? No to idźmy dalej – w połowie XIX wieku wichura (jak widać, nawet pogoda nie oszczędzała Klarysek), strąciła hełm wieży, a kilka lat później w budynku ulokował się… Zakład Oczyszczania Ulic i Latryn. To jednak nie był koniec „męk”, bowiem w końcówce XIX w. ktoś wpadł na pomysł, żeby umieścić tutaj… remizę strażacką. Aby w ogóle było to możliwe, konieczne było rozwalenie sporej części zachodniej i południowej ściany świątyni. Co ciekawe, na dobudowanym piętrze prezbiterium umieszczono mieszkanie komendanta.

O wszystkich przebudowach, wyburzeniach i innych bardzo niefajnych działaniach, podejmowanych w XIX wieku przez Prusaków, nawet nie ma sensu wspominać. Nie starczyłoby na to pewnie 20 stron maszynopisu. Wspomnę tutaj tylko ogólnie, że w tym czasie Klaryski bezpowrotnie utraciły oryginalny łuk tęczowy, otwory okienne, zakrystię panieńską oraz  krużganki, łączące kościół z klasztorem.

Górne piętro klatki schodowej. Z tego miejsca prowadził prawdopodobnie niegdyś łącznik do budynku klasztornego

Klaryski – reaktywacja

Degradacja świątyni postępowałaby zapewne dalej (pojawiły się np. plany umieszczenia tutaj więzienia!), na szczęście w połowie XIX w. w mieście zaczęły się formować pierwsze towarzystwa krajoznawcze, a działalność miłośników historii i ochrony zabytków, była coraz bardziej dostrzegalna. Jedną z takich grup było Towarzystwo Historyczne Obwodu Nadnoteckiego, dzięki któremu w Klaryskach rozpoczęto prace konserwatorskie, których celem miało być przywrócenie bryle budynku estetycznego wyglądu – docelowo miała to być najbardziej  reprezentacyjna budowla Śródmieścia. Członkowie Towarzystwa postulowali nawet przekształcenie budowli w muzeum.

Całkiem ładne te Klaryski, prawda? Z tym, że nie zawsze tak było…

Jak nietrudno się domyślić, o Klaryskach, jako o budowli sakralnej, zaczęto ponownie myśleć po powrocie Bydgoszczy do Polski, czyli po 20 stycznia 1920 r. Przez kilka lat budynek ponownie poddawany był mocnym transformacjom. W tym czasie wyburzono większość przybudówek, zrekonstruowano jedną ze szkarp, odbudowano kruchtę. Niemal kompletnie przekształcić trzeba było zdewastowane wnętrze – to polegało m.in. na burzeniu pobudowanych na potrzeby kolejnych punktów usługowych, ścian, likwidacji mieszkania na piętrze prezbiterium, zrekonstruowaniu łuku tęczowego, a także, co chyba najważniejsze, zamurowaniu wybitych podczas zaborów wejść. Wystrój sprowadzano z kolei z różnych stron kraju.

Świątynia doczekała się ponownej konsekracji w grudniu 1922 roku (i jeszcze jednej w 1925 roku, kiedy to nadano jej patronat Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny). I chciałoby się powiedzieć, że to koniec złej serii Klarysek, ale niestety nie można tego zrobić. Kolejne rysy na jej wizerunku uczyniła oczywiście II wojna światowa, kiedy kościół ponownie został odebrany wiernym. Po zakończeniu działań wojennych budynek trzeba było więc poddać kolejnym przebudowom i rekonstrukcjom, aż wreszcie całość osiągnęła stan, który możemy obserwować dzisiaj.

Klaryski w pełnej krasie. Od strony południowej widać: wieżę, szkarpy, kapicę Wojciecha Łochowskiego oraz najstarszą część kościoła – prezbiterium

Można powiedzieć, że niefart opuścił Klaryski w sposób symboliczny w latach 70-tych XX w. Wówczas to, kiedy zaistniała potrzeba poszerzenia śródmiejskich ciągów komunikacyjnych, a więc: Jagiellońskiej i Gdańskiej, na poważnie rozważano przesunięcie kościoła w kierunku północnym. Plan zakładał wyburzenie dawnych zabudowań klasztornych i zachowanie świątyni. Jak zamierzano do tego doprowadzić? Nie wiem, ale na szczęście ostatecznie zdecydowano się na pozostawienie obu zabytkowych konstrukcji na swoich oryginalnych miejscach.

Ozdoba Śródmieścia

Czytając o wszystkich zmianach, które przez wieki zaszły (albo raczej należałoby napisać: „które wprowadzono”) w strukturze Klarysek, aż dziw bierze, że kościół prezentuje się tak dobrze! I że na pierwszy rzut oka nie widać, że historia doświadczyła go tak mocno. Przyznajcie sami, że idąc Śródmieściem, czy też jadąc przez nie tramwajem, zawsze miło jest spojrzeć na bryłę świątyni, pięknie zamykającą ulicę Gdańską. Widać ją nawet od strony wody, co robi piorunujące wrażenie na kajakarzach, zbliżających się do Mostu Staromiejskiego im. Sulimy-Kamińskiego.

Wieża, z której codziennie grany jest bydgoski hejnał

Dzisiejsze Klaryski można określić jako mieszankę stylów architektonicznych: gotyku, renesansu i baroku. Najbardziej charakterystyczny jest oczywiście renesansowy szczyt kościoła i jego  wieża. Ta druga, przykryta jest barokowym hełmem, wyposażona w kilkanaście małych okienek, zegar z początku XX w. oraz wzmocniona u podstawy szkarpą. Całość zwieńczona jest krzyżem, na którym umieszczono wiatrowskaz. Niestety, we wieży nie ma dzwonu, ale jest za to głośnik, z którego od 1993 roku, trzy razy dziennie, odgrywany jest bydgoski hejnał. Melodia to dzieło zasłużonego kompozytora, Konrada Pałubickiego. Hejnał grano z wieży Klarysek już od 1946 roku, jednak początkowo w sposób klasyczny, poprzez zaangażowanie trębaczy. Nagranie, którego możemy posłuchać obecnie punktualnie o godzinie: 12, 15 i 18, to zasługa ostatniego z miejskich trębaczy, czyli p. Henryka Drążka.

Trzy zachowane do dziś przybudówki to zlokalizowane na północy: zakrystia i pokój spowiedników oraz na południu: kaplica Wojciecha Łochowskiego. Warto zwrócić uwagę szczególnie na kaplicę, którą zdobi piękna renesansowa attyka, i która niegdyś służyła jako taras.

Kaplica Wojciecha Łochowskiego

Spoglądając na kościół od frontu, doskonale widać dawne „blizny”. Tuż pod rozetą wyraźnie zaznacza się obrys starego, zdecydowanie większego wejścia do obiektu. Obecny portal, mimo że stylowy, powstał dopiero w 1922. Obok niego umieszczono tablicę informacyjną, dla spragnionych wiedzy turystów. Niestety, jak to często bywa w takich przypadkach, jest to  przeszklona plansza, w której mocno odbija się światło – totalnie nieprzydatna zatem dla osób z problemami ze wzrokiem, ale to już temat na inny artykuł.

Wejście do świątyni, nad którym wyraźnie widać “blizny, wyżłobione w bryle budynku przez zawirowania historyczne

Po północnej stronie kościoła, a więc między świątynią, a dawnym klasztorem, stoi niewielka kapliczka z wizerunkiem patronki obiektu czyli Maryi. Dalej, już za prezbiterium, rozciąga się niewielki ogródek. Wciąż jest to klimatyczne miejsce, ale oczywiście nie umywające się do dawnej potęgi ogrodu przyklasztornego, przekształconego później w park im. Kazimierza Wielkiego.

Kapliczka na podwórzu, po północnej stronie kościoła

Przestąp próg świątyni!

Dość już o historii, dość o walorach zewnętrznych. Jak bowiem mówią prawdy ludowe, to co najcenniejsze, kryje się przecież we wnętrzu! A wnętrze Klarysek mogłem dokładnie zbadać dzięki zaproszeniu gwardiana wspólnoty, czyli Jacka Dybały. Serdeczne dzięki!

Po przekroczeniu progu świątyni, tym co najbardziej zwraca uwagę, jest oczywiście sklepienie. Nad nawą rozciąga się polichromowany strop, na który składa się 112 pięknych kasetonów. Na nich namalowano głównie artystyczne wyobrażenia kwiatów (podobne znajdziecie na sklepieniu bydgoskiej Bazyliki Mniejszej). Polichromie pochodzą z początku XVII w., ale musiały rzecz jasna zostać częściowo zrekonstruowane, co nastąpiło w latach 50-tych XX wieku. Ciekawe jest również sklepienie prezbiterium, czyli najstarszej części kościoła (tutaj znajdował się przecież niegdyś kościół św. Ducha), gdzie podziwiać można sklepienie kolebkowe, urozmaicone lunetami.

Piękne sklepienie, rozciągające się nad nawą Klarysek

Ściany mogą sprawiać wrażenie nieco „łysych”, czego powodów doszukiwać należy się oczywiście w licznych przebudowach wnętrza. Na szczęście, po ponownej konsekracji w latach 20-tych XX w. freskami urozmaicił jest ceniony malarz Henryk Jackowski.

Niewiele osób zdaje sobie z tego sprawę, ale w kościele (konkretnie zaś na jego południowej ścianie), znajduje się obraz autorstwa Leona Wyczółkowskiego! Mowa o wizerunku św. Stanisław Kostki. Jest też kilka innych malowideł, w tym m.in. wyobrażenia św. Antoniego oraz św. Teresy.

Zdobienia na ścianach kościoła, a nad nimi obraz pędzla Leona Wyczółkowskiego!

Co do ołtarza to nawiązuje on do średniowiecznych tradycji, więc jest pełen złota i przepychu. Jest to manierystyczna konstrukcja, pochodzącą za pierwszej połowy XVII w. Nad nim znajduje się z kolei, już zdecydowanie młodszy, bo z połowy XX w., obraz Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. Ołtarz przetrwał historyczne zawirowania tylko dzięki temu, że po zamknięciu klasztoru Klarysek, oddano go do kościoła w Sypniewie (niedaleko Więcborka). Co ciekawe, jeden z bocznych ołtarzy, niegdyś znajdujący się w Klaryskach, obecnie pełni funkcję głównego ołtarza w kościele w podbydgoskim Osielsku.

Ołtarz główny – po latach odzyskany z kościoła w Sypniewie

Witraże za ołtarzem to rzecz stosunkowo nowa, pochodząca z lat 50-tych XX w., ale warto zwrócić uwagę na coś innego. Mianowicie na żelazną kratę, umocowaną pod łukiem tęczowym, oddzielającym nawę od prezbiterium. Tę wykuto w XVII w., ale po sekularyzacji klasztoru służyła jako brama wejściowa na Cmentarz Starofarny. Do świątyni wróciła dopiero po II wojnie światowej.

Krata, która przez lata służyła jako wejście na bydgoski cmentarz Starofarny

W kościele nie zachowały się niestety żadne krypty. Niegdyś spoczywała tutaj, jak już wspomniałem, pierwsza ksenia zakonu, Zofia Smoszewska oraz jej siostrzenica, które pochowano pod głównym ołtarzem. Pod bocznym ołtarzem chowano z kolei późniejsze ksenie, a pod zakrystią inne zakonnice. Do dziś przetrwała tylko tablica nagrobna Zofii Smoszewskiej, z 1661 r., którą wmurowano w północną ścianę.

Tablica nagrobna pierwsze kseni zakony, wmurowana w północną ścianę kościoła

Będąc wewnątrz, warto zwrócić także uwagę na rokokową, XVIII w. ambonę, znajdującą się po lewej stronie ołtarza. Skromnie wyposażona jest z kolei kaplica Wojciecha Łochowskiego (ale i tak warto do niej zajrzeć, bo to przecież miejsce historyczne!), a także nowsza dobudówka, znajdująca się po lewej stronie od wejścia, w której w ostatnich latach urządzono pokój spowiedzi.

Nie ma kościołów, które nie służyłyby jako miejsca pamięci. Tak jest i w przypadku Klarysek. Znajdziemy więc tutaj tablicę pamiątkowe, oddające cześć duchownym, ofiarom II wojny światowej oraz księdzu dr. Franciszkowi Welcowi, pierwszego rektorowi Bydgoskiego Duszpasterstwa Akademickiego.

Tablica, dedykowana pamięci księży prefektów

W poszukiwaniu niedostępnego

Przechodząc do części opisu, która faktycznie przedstawia to, co znajduje się za zamkniętymi drzwiami, musze się na wstępie przyznać, do pierwszej w historii cyklu porażki. W sumie nieźle, biorąc pod uwagę, że to jego drugi odcinek. Pewnych rzeczy, w tym zakazów wydanych przez nadzór budowlany i ryzyka poniesienia tragicznej śmierci, przeskoczyć się jednak nie da. Pewnie domyślacie się więc, że mimo usilnych prób, nie udało mi się dostać na wieżę kościoła. Szkoda, ale na pewno wrócę tam, kiedy zostanie już wyremontowana. To podobno ma się wydarzyć w najbliższych latach. Oby, bo utrata tej konstrukcji byłaby dla miasta niepowetowaną stratą.

Schody na nieczynną niestety, wieżę

Udało się za to wejść do skromnych podziemi, wykorzystywanych obecnie jako pomieszczenia gospodarczo-magazynowe. Wiele ciekawostek tam nie znalazłem, ale wrażenie robi samo sklepienie oraz wmurowane w ścianę kamienie. Nad piwnicami wznosi się z kolei niewielka klatka schodowa. To tutaj znajdowała się niegdyś zakrystia panieńska, i to z tego miejsca można było przejść do sąsiadującego z kościołem budynku klasztornego.

W podziemiach

Zajrzałem też na bardzo niewielki chór, znajdujący się tuż nad wejściem do kościoła. Tutaj znajdują się organy, niestety nie tak imponujące jak w wielu innych bydgoskich świątyniach. Te pochodzą z początku XX w. i prawdopodobnie wcześniej stały w którymś z ewangelickich kościołów w mieście.  

Organy z początku XX wieku

Wejście na chór jest cennym doświadczeniem także z innego powodu. Chodzi oczywiście o to, że stąd doskonale obserwować można polichromie na suficie kościoła, które są doprawdy piękne! No i widok, jaki się stąd roztacza uświadamia obserwatorowi, ze Klaryski to tak naprawdę malutki kościół. Malutki i w pewien sposób (jeżeli tak można w ogóle powiedzieć o obiekcie sakralnym) uroczy.

Wnętrze Klarysek można “złapać” niemal jednym ujęciem

Klaryski na co dzień

Pisałem już, że Klaryski kojarzą się z zakonem. Zakonem Klarysek oczywiście, ale dzisiaj „rządzą” tutaj Bracia Mniejsi Kapucyni. Choć właściwie słowo „rządzą” nie jest właściwe, bo tak naprawdę są oni „jedynie” administratorami, opiekunami świątyni. Nie ma tutaj bowiem osobnej parafii, a obiekt podlega od 1922 pod bydgoską farę.

Czym zajmują się zakonnicy? Przede wszystkim, całodobowo (!) dyżury pełnią tutaj spowiednicy. Do tego celu całkiem niedawno, aby zapewnić pewną kameralność i dyskrecję, oddano osobne pomieszczenie. W strukturze kościoła działa także stowarzyszenie „Alwernia”, którego celem jest wsparcie osób uzależnionych od alkoholu, ofiar przemocy oraz dorosłych dzieci alkoholików. Jest też kilka grup modlitewnych, a nawet franciszkański zakon świecki!

Zakonników dostrzec można czasami wędrujących po ulicy Gdańskiej. I nic w tym dziwnego, bo klasztor znajduje się obecnie w kilku mieszkaniach kamienicy przy ul. Gdańskiej 5. Duchowni mieszkają więc naprzeciwko dawnej siedziby zakonu Klarysek, obecnie zrewitalizowanej siedziby Muzeum Okręgowego im. Leona Wyczółkowskiego. Swoją drogą, do tego, jakże ważnego dla historii miasta obiektu, również planuję kiedyś wejść.

Kamienica przy ul. Gdańskiej, w której dzisiaj mieszkają Bracia Mniejsi Kapucyni

Na tym kończymy wizytę u sióstr Klarysek, a więc w Kościele pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Bydgoszczy. Mam nadzieję, że i Wy odwiedzicie świątynię, wspominając przy tym jej burzliwe dzieje oraz wkład, jaki miała w historię miasta. Naprawdę, to miejsce na to zasługuje!

Przy okazji sprawdźcie też pierwszy odcinek cyklu „Bydgoszcz przez dziurkę od klucza”, w którym opisałem ewangelicko-augsburski kościół Zbawiciela.

Piotr Weckwerth

2 myśli na temat “KOŚCIÓŁ KLARYSEK – BYDGOSZCZ PRZEZ DZIURKĘ OD KLUCZA (CZĘŚĆ 2)

Dodaj własny

Leave a Reply

Autor motywu: Anders Noren.

Up ↑

%d bloggers like this: