NIBY BLISKO STAREGO MIASTA, TEORETYCZNIE W OBRĘBIE SZEROKO ROZUMIANEGO CENTRUM, ALE JEDNAK TROCHĘ NA UBOCZU. NIEGDYŚ KOJARZONE Z NIECO MROCZNYM, A CZASAMI NAWET NIEBEZPIECZNYM OTOCZENIEM, DZISIAJ PRZEZ MIŁOŚNIKÓW BYDGOSZCZY UWAŻANE ZA JEDEN Z NAJCENNIEJSZYCH (CHOĆ W DALSZYM CIĄGU TROCHĘ NIEOSZLIFOWANYCH) DIAMENTÓW W KORONIE. NIESAMOWICIE KLIMATYCZNY ZAKĄTEK MIASTA I NIEMY ŚWIADEK JEGO „WODNEJ” HISTORII. PRZED PAŃSTWEM OSIEDLE OKOLE!
Spis teści
Wyspa czy nie?
Z Bydgoskimi osiedlami jest pewien problem. Mianowicie, nikt tak naprawdę nie wie jakie są ich dokładne granice. Inne przedstawiane są na różnego rodzaju mapach (w tym na tej znanej z Google Maps), inne utrwaliły się w świadomości mieszkańców poszczególnych jednostek urbanistycznych, a jeszcze inne uwzględniono w uchwałach Rady Miasta Bydgoszczy. Uchwały te, mające na celu doprecyzowanie spornych kwestii, dotyczących zasięgu poszczególnych osiedli (osiedli, nie zaś dzielnic, jak czasami się mówi), opracowano i przyjęto dawno, bo w 1996 roku. Mimo to, zawarte w nich informacje nie zakorzeniły się jeszcze w pełni w umysłach bydgoszczan. Ja uznaję je jednak za najbardziej rzetelne (wszak jedyne oficjalne) źródło. Oczywiście, nie zgadzam się z ustalonym przebiegiem granic w 100%. Ale o tym później i raczej w kolejnych częściach cyklu „Bydgoskie osiedla bez filtrów”.
Okole nieco wyłamuje się z opisanego wyżej schematu i bodaj jako jedyne osiedle w Bydgoszczy wyróżnia się posiadaniem granic, które bardzo łatwo wskazać. Wszystko to zasługa położenia w charakterystycznych „widełkach”, między nową odnogą Kanału Bydgoskiego (od zachodu i północnego zachodu), a jego historyczną częścią (od południa), a także Brdą (od północy i wschodu). Od południa, na odcinku od ul. Kruszwickiej do Mostów Solidarności, jako przedłużenie Starego Kanału Bydgoskiego, granicę wyznacza ulica Grunwaldzka. Jedynym punktem spornym, w kontekście granicy Okola, jest skrawek terenu, znajdujący się w obrębie ulic: Józefa Bronikowskiego, Śluzowej oraz (częściowo) Mińskiej, który według uchwał Rady Miast zaliczyć należ już od osiedla Flisy. Nie kłócę się, ale jednak preferuję (o ile to oczywiście możliwe) bazowanie na granicach naturalnych. Ok, w tym przypadku należałoby raczej użyć stwierdzenia „pół-naturalne”. Mówimy przecież o kanale, a więc dziele ludzkich rąk (ewentualnie podporządkowanych tym rękom maszyn)!

Wspomniałem o położeniu w tych specyficznych, wodnych „widełkach”, ale czy to oznacza, że mówimy o wyspie? Czy to możliwe, że my, bydgoszczanie, chwalimy się na lewo i prawo, jaką to mamy wspaniałą Wyspę Młyńską w samym sercu Starego Miasta (i przy tym przypominamy, że niegdyś obok były jeszcze dwie, równie ważne: Zamkowa i Miejska), a zapominamy o podobnej atrakcji, położonej tuż obok? Odpowiedź nie jest taka prosta, bowiem najbliższe prawdy byłoby stwierdzenie: „i tak, i nie”. Wybaczcie zamieszanie.
Okole położone jest bowiem na tzw. Wyspie Kanałowej, która przez Niemców nazywana była: Canalwerder. Czyli jednak, wyspa! No właśnie, nie do końca. Owszem, była nią, ale tylko w okresie od 1915 roku, kiedy ukończono nowy odcinek Kanału Bydgoskiego, do 1971 roku, kiedy to zasypano odcinek historycznego Kanału, na miejscu którego znajduje się obecnie Rondo Grunwaldzkie i ulica Marszałka Focha. Okole bez wątpienia było więc położone na wyspie, ale jedynie przez 56 lat! Od początku lat 70. XX w. termin „Wyspa Kanałowa” traktować należy więc już tylko jako nazwę historyczną. Chyba, że przyjmiemy, iż kształt wyspy wyodrębnić można także na podstawie przebiegu wód podziemnych. Na zasypanym odcinku, Kanał Bydgoski płynie przecież po dziś dzień pod betonową skórą Ronda Grunwaldzkiego, w kierunku Brdy.

Oczywiście, kiedy w trakcie jakieś towarzyskiej rozmowy przy piwie, próbowali będziecie zabłysnąć ciekawostką o Okolu jako wyspie, pamiętajcie, że była to wyspa sztuczna. Kiedy w istocie osiedle otoczone było wodami (które w sumie tworzyły sporą, bo 8-kilometrową pętlę), tylko te północne, należące do Brdy, stanowił naturalny ciek. Południowa granica to przecież wykopany w latach 70. XVIII w. Stary Kanał Bydgoski, a zachodnia i północno-zachodnia, „nowy odcinek”, oddany do użytku w 1915 r.
“Polecam także nasz Instagram,
na którym pokazujemy kulisy tworzenia blogowych materiałów!”
Wokół okolskiej historii
Historia Okola to sprawa doprawdy interesująca. Również dlatego, że o jego początkach wiemy dość niewiele. Podobnie, jak w kontekście etymologii jego nazwy. Potocznie uważa się, że nawiązuje ona do faktu okalania przez wody Brdy i Kanału Bydgoskiego, ale wspomniany wyżej fakt, iż obszar ten został nimi otoczony dopiero na początku XX w., podczas gdy nazwa funkcjonuje przynajmniej od XV w., pozwala przypuszczać, że jednak nie o to chodziło. Chyba, że weźmiemy pod uwagę wody Brdy, które jednak nie okalały, a jedynie „zahaczały” o ten teren. Jest jeszcze jedna teoria. Mianowicie, na XV w. mapach wyraźnie widać, że mianem „Okola” (właśnie z uwagi na otaczającą ją wodę) określano dzisiejszą Wyspę Młyńską! Stąd już zaś niedaleko właśnie na dzisiejsze Okole. Może więc nazwa w jakiś sposób przedostała się, po sąsiedzku, na drugi brzeg Brdy? Któż to wie.
Jako że mówimy o obszarze położonym relatywnie blisko staropolskiej Bydgoszczy, w miejscu tym, prawdopodobnie już od końca XVI w., znajdowały się miejskie ogrody, które dzierżawić mogli mieszkańcy. Po co? Zapewne w celach hodowlanych, uprawnych czy produkcyjnych. Czyli w gruncie rzeczy dla pieniędzy. Jak więc widać, niby od tamtych czasów minęły wieki, ale tak naprawdę otaczająca nas rzeczywistość nie zmieniła się tak bardzo, jak nam się wydaje.
Pierwszą istotną, zachowaną po dziś dzień w dokumentach, wzmianką dotyczącą Okola, jest ta z 1745 roku. Wówczas to, burmistrz Bydgoszczy, niejaki Adrian Duszyński, oddał w 40-letnią dzierżawę dużą część dzisiejszego Okola rodzinie Więckiewiczów (a konkretnie: Salomei i Franciszkowi). W dokumencie obszar ten nazwano folwarkiem miejskim Wielkie Okole. Trzeba przyznać, że brzmi dumnie.
Niestety, państwo Więckiewiczowie długo się swoją własnością nie nacieszyli, bo wkrótce nad Bydgoszczą (i w ogóle, całą Rzeczpospolitą) zebrały się ciemne chmury, z których wyczytać można było hasło „zabory”. Oczywiście, każdy kij ma dwa końce, a nawet najtrudniejsze z pozoru sytuacje, mogą ostatecznie obrócić się w pozytyw. Dla Okola bowiem, okres zaborów nazwać można „złotą erą”.
Bydgoszcz znalazła się wówczas w graniach Królestwa Prus, a Niemcy (Prusacy), jak to Niemcy, lubią porządek, więc podzielili Okole na dwie mniejsze jednostki: Okole 1A i Okole 1B. Pierwsza z nich znajdowała się prawdopodobnie w północno-zachodniej części dzisiejszego osiedla (w pobliżu śluzy Okole), druga w jego wschodniej części (ul. Śląska). Wszystko to jednak nic przy prawdziwym zastrzyku adrenaliny, dokonanym na organizmie Okola, jakim alegorycznie nazwać można budowę Kanału Bydgoskiego. Potężna inwestycja, przeprowadzona w latach 1773-1774, na zawsze odmieniła historię i charakter tej części miasta.
Jak się później okazało, niemal równie istotny wydarzeniem, było pojawienie się na tym obszarze Ernesta Conrada Petersona. To działalność jego i jego rodziny, która najpierw (od 1818 r.) dzierżawiła obie części Okola, a następnie nabyła je na własność, doprowadziła do rozwoju gospodarczego, urbanistycznego i społecznego obszaru, położonego na Wyspie Kanałowej. Posłużmy się konkretami (które pożyczam ze strony Rady Osiedla Okole). Według danych statystycznych, przed pojawieniem się Petersona (które miało miejsce w 1818 r.), na Okolu i Wilczaku stały 22 budynki mieszkalne, natomiast w ciągu 62 lat, liczba ta wzrosła niemal 8-krotnie. Poza tym pojawiały się lokale usługowe, rozwijał przemysł (głównie w zachodniej części osiedla), sprowadzali się tutaj urzędnicy i kolejarze. Dlaczego kolejarze? Ano dlatego, że rodzina Petersonów przyłożyła także rękę do powstania na tym obszarze kolei. Doskonale wyczuli, że niebawem nastąpi boom na tego rodzaju środek transportu, a więc sprzedali posiadane przez siebie działki pod budowę Pruskiej Kolei Wschodniej Berlin-Królewiec, linii do Inowrocławia, Poznania, a także wąskotorówki do Koronowa. Tym samym, poza wdzięcznością mieszkańców Bydgoszczy, dorobili się także niebotycznej wręcz fortuny.
I tak rozwijało się to Okole, powstawały coraz to ciekawsze budynki (o których więcej piszę niżej), szkoły (niemieckie, ma się rozumieć) czy obiekty kultu religijnego. W 1898 r. pojawiło się nawet połączenie tramwajowe. Ale to wciąż nie była część miasta, a jedynie silnie zurbanizowane przedmieścia!

Tak jest, bowiem oficjalnie Okole włączono w skład Bydgoszczy, podobnie jak wiele innych obecnych osiedli miasta, dopiero po I wojnie światowej, a konkretnie w kwietniu 1920 roku. Zaś Okole, jako osiedle czyli innymi słowy, jednostka pomocnicza Gminy Miejskiej Bydgoszczy, „utworzone” zostało oficjalnie dopiero na mocy uchwały Nr XXXIII/525/96 Rady Miejskiej Bydgoszczy z dnia 18 grudnia 1996 r. Cóż, lepiej późno niż wcale!
Wspomnijmy także o nazwach tej części miasta, używanych na przestrzeni wieków. Zmiany w nazewnictwie wiązały się rzecz jasna głównie z pojawianiem się i odchodzeniem władzy niemieckiej. Ta, początkowo używała określenia: Okolla i Okollo, a następnie Schlesenau, która obowiązywała do końca zaborów, a później także w trakcie okupacji hitlerowskiej. Ostatnia z nazw to oczywiście nawiązanie do niemieckiego słowa „Schleuse”, które oznacza po prostu „śluzę”. Skąd się wzięło to skojarzenie, chyba nikomu tłumaczyć nie trzeba.
Technika w stylu hydro
Uwaga, stawiam hipotezę: „Okole to prawdziwy raj dla miłośników hydrotechniki”. Poniżej weryfikacja.
W pierwszej kolejności powiedzmy sobie wprost, że wszystkie zabytki Okola, mimo swej niewątpliwej wartości i urody, zmiata z planszy jeden zawodnik wagi ciężkiej. Prawdziwy tytan, pretendent do tytułu mistrzowskiego, czyli Kanał Bydgoski. Pretendent, bo był nawet czas, że spekulowano o możliwości wpisania go na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Szansa raczej przepadła, w związku z wybudowaniem tuż przy jego nabrzeżu nowoczesnych apartamentowców (serio, kto na to pozwolił?), ale wciąż jest to zabytek unikatowy. Mówimy przecież o najstarszym czynnym, śródlądowym kanale wodnym w kraju. Oczywiście, dzisiaj polecałbym raczej korzystać z niego przy użyciu kajaka lub choćby houseboata, aniżeli wielkiej transportowej barki, ale jednak da się po nim od biedy pływać.

To, że Kanał jest częścią Międzynarodowej Drogi Wodnej E-70, dzięki czemu z Bydgoszczy dopłynąć można do Berlin, a dalej nawet do belgijskiej Antwerpii, wie już chyba każdy. To, że gdyby nie powstał, Bydgoszcz pewnie nigdy nie osiągnęłaby takiego poziomu rozwoju gospodarczego, chyba także. Rzadziej wspomina się z kolei, że spośród ok. 8 tysięcy robotników zatrudnionych przy jego budowie, niemal ¼ zmarła na skutek febry czy czerwonki. Wielka inwestycja, poniesiona wielkim kosztem.
Oryginalny kształt kanału zachował się do 1915 roku, kiedy do użytku oddano jego nowy odcinek. Stary wyłączono z użytku i przeznaczono na cele rekreacyjne. Zapewne dzięki temu do dzisiaj podziwiać możemy zabytkowe, ceglano-drewniane śluzy, które pozostały na Starym Kanale Bydgoskim. Są to śluzy: IV Wrocławska, V Czarna Droga oraz VI Bronikowskiego. Wszystkie one powstały w drugiej połowie XVIII w. (w momencie budowy Kanału), a następnie zostały przebudowane w latach: 1804-1807. Choć dziś już nie pełnią swej pierwotnej funkcji, prezentują się naprawdę pięknie i stanowią chyba jeden z bardziej wdzięcznych do fotografowania obiektów w mieście.
Kolejną, wartą wspomnienia budowlą hydrotechniczną na Okolu jest śluza… Okole. Ta, powstała w związku ze wspomnianym już wybudowaniem w latach 1910-1915 nowego odcinka Kanału Bydgoskiego. Dostęp do niej nie jest tak wygodny, jak w przypadku zabytkowych śluz, dlatego najlepiej podziwiać ją od strony wody, ewentualnie od skweru przy ulicy Witolda Pileckiego, bądź ze skraju ulicy Młyńskiej.

A skoro już na ulicy Młyńskiej jesteśmy, to zostańmy tutaj na dłuższą chwilę. Zaciszny i niezwykle klimatyczny to zakątek! Wcale nie czuć, że znajdujemy się między ruchliwymi ulicami: Grunwaldzką i Pileckiego. Swoje robi bujna zieleń i ciekawa zabudowa. Najciekawszy jest kilkuletni apartamentowiec, który nawet średnio zorientowanemu obserwatorowi przypominał będzie kształtem młyn. Nie bez przyczyny! Stylowy obiekt (a nawet bardzo stylowy, biorąc pod uwagę wszechobecną w ostatnich latach „patodeweloperkę”), zbudowano na fundamentach młyna Conrada Petersona. Tak, tego samego, który miał tak duży wpływ na rozwój Okola. Młyn działał w tym miejscu jeszcze po II wojnie światowej, a potem powoli popadał w ruinę i zapomnienie. Jakimś cudem udało się jednak odratować choć część jego dawnej konstrukcji i zamienić w nowoczesny, acz posiadający klasę, budynek.
Warto dodać, że przez sam środek nowego budynku, wzorem konstrukcji Młyna Petersona, przepływa struga Flis. Jest nawet młyńskie koło, które możecie napędzić ruchem dłoni! „Flisek”, jak pieszczotliwie nazywają go niektórzy bydgoszczanie, wiąże się zresztą z kolejną ciekawostką hydrotechniczną Okola. Chodzi rzecz jasna o opisywany już przeze mnie „bydgoski akwedukt”. Rzeczkę poprowadzono bowiem syfonem, pod dnem Kanału Bydgoskiego. Flis został wprowadzony pod ziemię (a raczej pod wodę) przez Prusaków w momencie powstania nowego odcinka Kanału. Chyba nikogo nie zdziwi fakt, iż miało to na celu dalsze nawadnianie młyna Petersona. Wlot syfon i zastawkę, która spiętrza wody rzeczki, widać z mostu św. Antoniego z Padwy (w ciągu ul. Nakielskiej).

Mówimy o wodzie i Kanale Bydgoskim, więc zbrodnią byłoby nie wspomnieć o muzeum Kanału Bydgoskiego. Placówkę, w której zobaczycie ciekawe makiety, w tym tę, ukazującą kanał z 1800 według planu Lindnera czy makietę śluzy Trapezowej, znajdziecie na dziedzińcu III Liceum Ogólnokształcącego, przy ul. Nowogrodzkiej. Ale jeśli nie śledzicie nowin, już za kilka dni możecie pocałować klamkę, bowiem muzeum przenosi się do zabytkowego budynku przy ul. Staroszkolnej, gdzie stanowiło będzie część Centrum Edukacyjno-Społecznego Okola. Fajnie, bo to da szanse na rozwoju i tak już niezwykle ciekawej placówki! Przy okazji wielki szacun dla obecnego kustosza, Tomasz Izajasza, który (używając języka internetowego), „umie w muzea”.

W poszukiwaniu zabytków…
Nie samą wodą jednak Okole żyje. Możemy tutaj podziwiać także masę innych, ciekawych miejsc i budynków. Głównym obiektem religijnym jest kościół św. Wojciecha, znajdujący się przy ul. Kanałowej, w bezpośrednim sąsiedztwie III Liceum Ogólnokształcącego. Obiekt reprezentuje styl eklektyczny, łącząc barokowe i klasycystyczne cechy. Warto wspomnieć, że początkowo służył bydgoskim ewangelikom, nosząc wezwanie św. Jana Apostoła. Rzecz jasna, korzystała z niego niemal wyłącznie niemiecka społeczność. Na potrzeby kościoła rzymskokatolickiego zaadaptowano go po zakończeniu II wojny światowej.

Pozostając w klimatach sakralno-religijnych, przyjrzyjmy się najstarszej w Bydgoszczy, katolickiej nekropolii. Cmentarz Starofarny przy ul. Grunwaldzkiej, bo to o nim mowa, powstał na początku XIX w. i w mojej opinii jest najbardziej klimatyczną nekropolią w mieście. Spacerując po nim widzimy stare, w większości pociemniałe od upływu czasu nagrobki, liczne figury, a także ceglane, rodzinne grobowce. Dostrzegamy nazwiska wielu wybitnych, zasłużonych dla miasta i kraju osobistości. Wśród nich wymienić można m.in.: Edmunda Bigońskiego (legendarnego dziennikarza „Dziennika Bydgoskiego”), Teofila Magdzińskiego (działacza społecznego), Maksymiliana Piotrowskiego (artysty-malarza), Jerzego Sulimę-Kamińskiego (pisarza, autora „Mostu Królowej Jadwigi”) czy Emila i Stanisława Warmińskich (lekarzy). Wybaczcie spore uproszczenie, zastosowane przeze mnie przy opisie profesji tych osób. Przy każdej należałoby rzecz jasna dodać, że był to również patriota i niepodległościowy działacz.
Około 1/3 wszystkich obiektów, znajdujących się na cmentarzu ma wartość zabytkową. Najstarsze nagrobki pochodzą zaś z połowy XIX wieku. Poza opisanymi wyżej obiektami, warto zwrócić uwagę na kwatery 23 francuskich żołnierzy, którzy stracili życie w trakcie niewoli (byli przetrzymywani właśnie w Bydgoszczy), w trakcie prusko-francuskiej wojny, w drugiej połowie XIX w. Jest też kaplica, dedykowana pamięci bydgoszczan, którzy polegli w trakcie pierwszych dni hitlerowskiej okupacji miasta.

No i te chwytające za serce słowa, wyryte na niektórych nagrobkach, jak choćby te, poświęcone Władysławowi Paciorkiewiczowi, producentowi pierwszej polskiej maszyny do pisania, który zmarł w 1925 r. „Tu leży mój mąż najdroższy, co dla Polski wiernie żył. Chciał ją dźwignąć, uszczęśliwić. Lecz go grób przedwcześnie skrył. Niechaj każdy przechodzień, który grób ten mija, westchnie za jego duszę. Zdrowaś bądź Maryja!” – czytamy na płycie nagrobnej. Trzeba przyznać, że powstrzymanie się od westchnięcia, jest w tym przypadku rzeczą doprawdy trudną.
Oczywiście, Cmentarz Starofarny skrywa w mrokach dziejów także kilka nieprzyjemnych historii. Jako że w trakcie zaborów i II wojny światowej służył katolikom (w opozycji do Niemców, którzy w większości byli ewangelikami), był dla okupantów nieco problematyczny. Często dochodziło tutaj do patriotycznych manifestacji, a zdarzało się, że w odwecie Niemcy dewastowali nagrobki. Do największej zbrodni w dziejach nekropoli doszło jednak już po zakończeniu wojny, a konkretnie w latach 1977-1978, kiedy to kosztem powiększenia sąsiedniej ul. Grunwaldzkiej, zlikwidowano część cmentarza. Przy okazji (świadomie lub nie), zbezczeszczono niektóre szczątki, uszkodzono wiele cennych nagrobków oraz całkowicie zniszczono XVII-wieczną kaplicę Bożej Męki. Słowem: zbrodnia.
Wróćmy jednak do „świata żywych”. Kolejnym ważnym zabytkiem Okola jest tzw. willa Buchholza. Obecnie w obrębie kampusu Wyższej Szkoły Gospodarki w Bydgoszczy, niegdyś „centrum dowodzenia” olbrzymiej fabryki skór, działającej w tym miejscu od połowy XVIII w. do 1992 r. Skóry te oczywiście garbowano, stąd funkcjonująca po dziś dzień nazwa sąsiedniej ulicy, tj. Garbary. Sama willa Buchholza (od nazwiska założyciela przedsiębiorstwa, Ludwiga Buchholza), reprezentuje eklektyczny styl, w którym dostrzec można wiele neobarokowych cech. Na elewacji zauważyć można wyrytą datę: 1862, a więc moment ukończenia budowli. Wille bez problemu podziwiać możecie z zewnątrz (kampus WSG jest ogólnodostępny), jednak wnętrze jest już niestety zamknięte na cztery spusty i prawdopodobnie mocno zdewastowane.

Co poza tym? Mosty! Dwa obiekty (a właściwie jeden obiekt oraz jeden zespół obiektów), które określić można mianem „naj”. Pierwszy z nich to trzy mosty kolejowe, przechodzące przez Brdę między ulicami: Nadrzeczną i Żeglarską. Ceglana konstrukcja, wysunięta najdalej na wschód, wybudowana została 1851 r., dzięki czemu jest najstarszym zachowanym mostem w mieście i przy okazji jednym ze starszych w całej Polsce. Środkowy, również ceglany powstał w 1871 r., a zachodni, o konstrukcji żelbetowej, w 1895 roku. Na tę najstarszą konstrukcję możecie spokojnie wejść, używając do tego celu słynnej Czarnej Drogi. Z góry rozpościera się piękny widok na nadbrdański bulwar oraz północny skraj Okola.

Jest też oczywiście unieśmiertelniony przez Jerzego Sulimę-Kamińskiego most Królowej Jadwigi, czyli najstarszy zachowany (i to w niezmienionym kształcie) most drogowy w Bydgoszczy. Do użytku oddano go już w 1913 roku.
Miłośnikom stylowej architektury z pewnością spodoba się pomysł spaceru po uliczkach Okola i podziwiania znajdujących się tutaj kamienic. W tym celu polecam przede wszystkim: Grunwaldzką (najbardziej charakterystyczna kamienica to chyba ta, w której znajduje się apteka „Pod Lwem”), Śląską, księdza Jana Długosza, Jackowskiego, Królowej Jadwigi czy Garbary. Mnóstwo tutaj klimatycznych, stylowych budynków. Warto więc przepaść na kilka godzin, nasycić oczy i duszę klimatem dawno minionych lat, a także energią osób, które niegdyś tutaj żyły.

Inne ciekawe obiekty Okola to m.in.: siedziba III Urzędu Skarbowego, zlokalizowana w stylowym pałacyku przy ul. Grunwaldzkiej, „Dwór Szwajcarski” przy ul. Jackowskiego (niegdyś mieszczący piekarnie i mleczarnie) czy siedziba III Liceum Ogólnokształcącego (neogotycki gmach z końca XIX w.)
…i wybitnych okolan
Ileż wybitnych postaci mieszkało na osiedlu lub działało na jego rzecz! O niektórych wszyscy doskonale wiemy, historie innych zostały raczej zapomniane. W pierwszej z tych grup bez wątpienia umieścić należy Jerzego Sulimę-Kamińskiego, a więc autora trylogii „Most Królowej Jadwigi”, powieści, dzięki której możemy przenieść się w czasie na ulice dawnej Bydgoszczy. Spora część jej akcji toczy się właśnie w obrębie Okola, wszak Sulima-Kamiński urodził się, a następnie przez wiele lat mieszkał wraz z rodziną w kamienicy przy ul. Królowej Jadwigi 10. Dziś znajduje się tutaj (choć dopiero od 2013 r., podczas gdy pisarz zmarł w 2002 r.) pamiątkowa tablica poświęcona popularnemu „Kamykowi” (jak nazywali go przyjaciele). Należy dodać, że jego imię nosi także Most Staromiejski nad Brdą.
Wybitności odmówić nie można także wspominanemu już w tym artykule kilkukrotnie Ernstowi Conradowi Petersonowi. Nie dość, że jego działalność dała „gospodarczego” kopa osiedlu (i całemu miastu), to należy pamiętać, że to właśnie on był pomysłodawcą, a następnie propagatorem rekreacyjnej funkcji Kanału Bydgoskiego. Jako inspektor tegoż kanału był inicjatorem zadrzewienia jego brzegów oraz urządzenia tutaj plantów. Dzieło kontynuowało w późniejszych latach Towarzystwo Upiększania Miasta i Okolic, jednak to właśnie Petersonowi zawdzięczamy fakt, iż możemy obecnie przechadzać się po alejkach parku nad Kanałem.
Poza tym, Peterson był wziętym biznesmenem, właścicielem trzech cegielni, dwóch młynów, browaru czy gorzelni. Działa także charytatywnie, np. budując sierociniec na Czyżkówku. Tak silnie ugruntował w mieście pozycje swego rodu, że zarówno jego syn (Emil), jak i wnuk (Julius), sprawowali swego czasu funkcje burmistrzów Bydgoszczy. Peterson był także oczywiście patronem jednej z ulic w mieście (obecna Obrońców Bydgoszczy) oraz placu (obecny Plac Chełmiński). Historia, jak to historia, jest trudna i niejednoznaczna. Peterson był rzecz jasna reprezentantem narodu, okupującego Rzeczpospolitą. Mimo to, był także personą, która walnie przyczyniła się do rozwoju miasta, toteż w mojej opinii bardzo dobrze, że jego nazwiskiem nazwano jedną z ulic w obrębie Bydgoskiego Parku Przemysłowo-Technologicznego.
A teraz skok w przyszłość i kolejna ważna dla Okola postać, czyli Sebastian Malinowski. Założyciel i pierwszy kustosz Muzeum Kanału Bydgoskiego, a do tego był nauczyciel w III Liceum Ogólnokształcącym, historyk, regionalista i działacz społeczny. We wspomnieniach tych, którzy go znali, jawi się jako człowiek niezwykle dynamiczny, i przy okazji zakochany w Bydgoszczy. Odszedł zdecydowanie zbyt wcześnie, mając ledwie 38 lat. Jego pamięć uczczono jednak godnie – spoczywa na Cmentarzu Starofarnym, a jego imię nosi zarówno Muzeum Kanału Bydgoskiego, jak również bulwar nad Starym Kanałem, na brzegu Okola.

A teraz kilka nazwisk nieoczywistych, o których raczej się zapomina. A szkoda, bo przecież wszyscy oni dołożyli cegiełkę do charakteru tego osiedla. Wśród nich był niepozorny nastolatek, mieszkający od 1945 r. w kamienicy przy ul. Grunwaldzkiej 38. Dziś to wybitny aktor, nazywający się Leonard Pietraszak. I on ukończył III Liceum Ogólnokształcące, a następnie pracował w bydgoskim „Ruchu”. Co ciekawe, Pietraszak zakolegował się w tamtych latach z mieszkającym po sąsiedzku Edwardem Rinke, a więc znanym trenerem bokserskim, i o mało co nie zostałby przez to profesjonalnym bokserem. Przegrał jednak pierwszą walkę (która odbyła się ponoć w Solcu Kujawskim), więc porzucił marzenia o zawodowej karierze.
A skoro już przy boksie jesteśmy, to na Okolu odnaleźć możemy także ślady kolejnej ważnej postaci, związanej z tym sportem. Przy ulicy Jasnej 23, mieszkał bowiem przez 13 lat (1945-1958) słynny trener bokserski Feliks „Papa” Stamm! W mieście prowadził on m.in. zawodników: ZWM Zryw Bydgoszcz, KS Zjednoczeni Bydgoszcz oraz Astorii Bydgoszcz. Postać to iście legendarna, nawet dziś wspominana w sportowym środowisku z rozrzewnieniem. Nic dziwnego, wychował przecież kilkudziesięciu bokserów, w tym wielu medalistów ważnych imprez (nawet Igrzysk Olimpijskich). Przydomek „Papa” zyskał przez stosowanie ojcowskiego, opiekuńczego podejścia względem swoich uczniów. Doprawdy dziwne, że tak niewiele mówi się o tym, iż na Okolu mieszkała tak znamienita postać. Dobrze chociaż, że na ścianie kamienicy przy Jasnej znajduje się tablica, która o tym fakcie przypomina.

gdzie niegdyś mieszkał sam Feliks Stamm
Okole dziś, Okole jutro
Okole się zmienia. Ewoluuje z każdym kolejnym rokiem, miesiącem. Czasami mam wrażenie, że dzieje się to nawet każdego dnia. Obok zabytkowych kamienic powstają nowe apartamentowce, co czasami sprawia, że teren zostaje uporządkowany, a czasami, że tylko pogłębia się uczucie klaustrofobii. W najbliższym czasie (być może nawet jeszcze w 2021 r.) powstaną nowe osiedla mieszkaniowe przy ulicach: Garbary, Łokietka, Śląskiej i Królowej Jadwigi.
Przez nową falę wypierane są historyczne, dobrze znane lokalsom, miejsca. Powoli kurczy się więc kampus Wyższej Szkoły Gospodarki, a fabryki „Jutrzenki” nie ma już od jakiegoś czasu. Pewnie nikogo nie zdziwi, że i tutaj powstaną budynki mieszkalne. Dobrze, że ktoś poszedł chociaż po rozum do głowy i odbudowany zostanie okazały komin, przez lata górujący nad fabryką. Nie zawsze jednak dba się o przeszłość, czego przykładem domek śluzowego, przy ulicy Grottgera, na którego miejscu stanął olbrzymi Nordic Haven.
A czy ktoś w ogóle jeszcze pamięta, gdzie znajdował się Kozi Rynek? Miejsce, w którym odbywały się giełdy samochodowe, i na środku którego jeszcze wcale nie tak dawno stało… poidło dla koni. Mieszkańcy bloków, znajdujących się u zbiegu ulic: Śląskiej i Granicznej zapewne nie zdają sobie z tego sprawy, ale ich mieszkania wybudowano dokładnie w tym miejscu. Co do poidła to szczęśliwe przetrwało – zobaczycie je przez ogrodzenie, otaczające Halę Pomp w Myślęcinku, należącą do Muzeum Wodociągów w Bydgoszczy.

Takich przykładów można zresztą znaleźć dużo więcej. Pierwotny charakter osiedla się zmienia i wiąże się to z wieloma minusami. Ale są też przecież plusy. Jeszcze 10-15 lat temu Okole uznawane było za punkt „grozy”, miejsce, w które lepiej się samotnie nie zapuszczać. „Zabłądzisz tutaj po zmroku i już nie wrócisz. Albo wrócisz, ale na boso” – można było usłyszeć na mieście. Jako szczególnie niebezpieczne uznawano ulice Łokietka i Jackowskiego. Ileż się słyszało historii, o kradzieżach, pobiciach, ba, nawet o morderstwach (choć akurat nie jestem przekonany, czy to nie były po prostu miejskie legendy), których rzekomo dokonywano w tych zaułkach. Ale później, również w związku z opisanym wyżej procesem transformacji i napływem nowych mieszkańców, wiele się zmieniło. Rozpoczęto proces rewitalizacji, dzięki któremu wypiękniały (i w dalszym ciągu pięknieją) kamienice przy ulicach: Garbary, Królowej Jadwigi czy Śląskiej. Zdecydowanie spadła liczba przestępstw, za to powstawać zaczęły nowe punkty usługowe. Sam mieszkając na Okolu w latach 2018-2019, i to w pobliżu „punktu grozy”, czyli na ul. Długosza, nigdy nie zetknąłem się z jakimkolwiek aktem przemocy, pijaństwa czy choćby zakłóceniem spokoju. Przeciwnie, wspominam to miejsce jako bardzo spokojne.
Jaka przyszłość czeka Okole? Zapewne dalej rozwijały będą się te funkcje, których rozkwit obserwujemy obecnie. W centralnej i zachodniej części swoją pozycję wzmacniał więc będzie Biznes Park, w obrębie którego działają chociażby Atos czy Unilever (dawne zakłady „Polleny”). Z kolei na wschodzie, w okolicach nabrzeży Brdy, a także na południu, przy Kanale Bydgoskim, rozwijała będzie się funkcja mieszkaniowa. Taki jest chyba naturalny kierunek.

czyli Nordic Haven
Obyśmy tylko pamiętali o duchu tego osiedla, o jego historii i charakterze. Starajmy się zachować balans, między tym co nowe, a tym, co było kiedyś. Tego życzę sobie, wszystkim, którym dobro tej części miasta leży na sercu, a także samemu Okolu!
Piotr Weckwerth
Zdjęcia: Inna Yaremchuk
Sprawdź też artykuły cyklu:
Artykuł powstał w ramach cyklu Piotr Weckwerth prezentuje: „Bydgoskie osiedla BEZ FILTRÓW – cz. 1”.
ZREALIZOWANO DZIĘKI WSPARCIU FINANSOWEMU MIASTA BYDGOSZCZY.

Leonard Pietraszak (sic!) mieszkał na Okołu od 1939 roku…
Dziękuję za informację! Nie udało mi się znaleźć bardziej dokładnej informacji, dlatego bazowałem w tym przypadku na oficjalnej stronie Bydgoszczy. A tam, cytując: “Dzieciństwo spędził w Bydgoszczy – mieszkał w domu przy ul. Gdańskiej 95, a po 1945 roku przy ul. Grunwaldzkiej 38”.
Urodziłem się i wychowałem na Okolu, teraz niestety mieszkam poza Polską ale jak miał bym możliwość powrotu to tylko na Okole 😀
Super! Potwierdza to moją tezę, według której mieszkańcy Okola mają bardzo silne poczucie tożsamości, identyfikując się z osiedlem. I za to – wielki szacunek 🙂
W latach 1958-1968 mieszkałem na Śląskiej 19. Naprzeciw, widoczny z okien sypialni, był Kozi Rynek z poidłem. Pamiętam konie, wozy, wieśniaków. Z górki zjeżdżało się ku Brdzie na sankach. Raz nawet wylądowałem w wodzie 🙂 Szkoła podstawowa na 10 i zaraz za płotem boiska, dwa spore bagienka, na których odławialiśmy czerwone pchełki dla rybek. A dalej ku Granicznej była piekarnia wojskowa. Oj, jadło się gorący, żytni chleb podrzucony przez wojaka 🙂
Legendarny Kozi Rynek! Dziś niestety nie ma już po nim śladu.
No, chyba że w pamięci mieszkańców Okola!
Bardzo ciekawy artykuł, napisany przyjemnym językiem! Jako 24-letnia okolanka jestem w szoku że osiedle jest (jako jednostka) prawie moim rówieśnikiem :). Co do Koziego Rynku – tata nauczył nas tam jeździć na rowerze, puszczając nas z tamtejszych górek, a i na sankach się jeździło, jak wspomniał już inny komentujący. Pamiętają go więc także młodsi mieszkańcy osiedla. No i legendarne hasło w formie graffiti na Granicznej: “na Okolu jest jak w kinie, światło gaśnie-wszystko ginie”. Ale ja tam się u siebie nigdy nie bałam! Trzymam kciuki za dalszy rozwój strony, dzięki za lekturę!
Bardzo Ci dziękuję za miłe słowa 🙂
Cieszy, że młodsi okolanie również czują klimat tego osiedla!