Znajdziesz tutaj niemal wszystko. Jest woda i zieleń, są leciwe kamienice, a także poprzemysłowe zabytki i historyczne budowle hydrotechniczne. Do tego ta charakterystyczna dla tego typu obszarów atmosfera, która z jednej strony wskazuje, że znajdujemy się blisko centrum miasta, a z drugiej, że wcale nie tak dawno, były to tereny niemalże wiejskie. Zapraszam więc na jedyne w swym rodzaju osiedle Wilczak-Jary!
Spis treści
Wilczak-Jary – nierozłączna para?
W Bydgoszczy, zarówno Wilczak jak i Jary, postrzegane są najczęściej jako osobne osiedla. Raczej rzadkością jest sytuacja, w które zapytamy kogoś o miejsce zamieszkania, a ten odpowie: „Wilczak-Jary”. Praktycznie zawsze wykorzystywana jest tylko jedna bądź druga nazwa.

Według oficjalnych, miejskich dokumentów, czyli uchwały rady miasta, mamy jednakże do czynienia z jedną jednostką pomocniczą Bydgoszczy, czyli osiedlem Wilczak-Jary. I nie, nie jest to rzecz nowa, a nomenklatura, obowiązująca od 1992 roku. Wtedy to, konkretnie zaś 30 grudnia, w życie weszła uchwała Rady Miejskiej Bydgoszczy w sprawie utworzenia jednostki (szczegóły TUTAJ). I tak to sobie funkcjonuje po dziś dzień.
Pomijając kwestie dyskusyjne, związane właśnie z połączeniem obu osiedli (wszak Wilczak-Jary brzmi jakoś nienaturalnie), uchwała dała nam przejrzyste informacje, dotyczące zasięgu jednostki. I tak, możemy powiedzieć, że na wschodnie zaczyna się ona przy Placu Poznańskim (samego placu jednak w skład osiedla nie wliczamy), a dalej wiedzie na zachód ulicami: Lubelską i Na Wzgórzu. Później prowadzi w sposób nieregularny, zasadniczo w kierunku południowo-zachodnim, przecinając ulicę 16 Pułku Ułanów Wielkopolskich, aby wreszcie dotrzeć do ulic: Lotników i Jana Ostroroga, które doprowadzają nas bezpośrednio do nasypu linii kolejowej Bydgoszcz-Inowrocław. Na szczęście, dalej przebieg granicy jest już zdecydowanie bardziej orientacyjny. Prowadzi bowiem wzdłuż wspomnianej linii kolejowej na północ, a następnie wraz z biegiem Kanału Bydgoskiego na wschód. Dotarłszy do Ronda Grunwaldzkiego, kierujemy się Kruszwicką na południe i znowu docieramy do Placu Poznańskiego. Fakt, trochę pogmatwane.

Tak samo pogmatwane jak to, iż według treści uchwały, do osiedla Wilczak-Jary nie zaliczamy ulicy Seminaryjnej, wznoszącej się nad wspomnianą Lubelską. Z drugiej jednak strony, załączona do uchwały mapa, wskazuje już, że być może zaliczyć powinniśmy. Wszystko to jednak tylko kwestie mocno umowne, a na potrzeby niniejszego artykułu, Seminaryjną „przyłączymy” do Wilczaka. Wszak jest to część wzgórza, stanowiącego ważny element krajobrazu osiedla.
No dobrze, oficjalny podział, podziałem oficjalnym, ale na który obszar zwyczajowo mówimy w Bydgoszczy Jary, a na który Wilczak? To akurat rzecz stosunkowo prosta – Jary to teren, zamknięty mniej więcej między ulicami: Czerwonego Krzyża, Władysława IV oraz Jana Ostroroga, aż do nasypu kolejowego na zachodzie. Cały pozostały obszar nazwać możemy Wilczakiem właściwym.

“Polecam także nasz Instagram,
na którym pokazujemy kulisy tworzenia blogowych materiałów!”
Skąd te nazwy?
Nie ma zapewne w Bydgoszczy osoby, która choćby przez chwilę, nie zastanowiła się, skąd w ogóle wzięła się nazwa Wilczak. No i tutaj pojawia się delikatny problem, bo w tym kontekście zwykle wskazuje się na podania legendarne, związane z opowieściami niezwykle ciekawymi, jednak bez wątpienia mocno koloryzowanymi.
Mówi się więc o Starym Wilku – rycerzu, który wraz z synami (nazywanymi Wilczkami) oraz podwładnymi, zamieszkiwał wielkie dworzyszcze na jednym ze wzgórz, wznoszących się na zachód od Bydgoszczy. Czyhał on przy drodze, wiodącej z Bydgoszczy w kierunku zachodnim, na wszystkich nieposługujących się słowiańską mową. W przypowieści Wincentego Sławińskiego „Skąd się nazwa Wilczak wzięła” ukazano sytuację, w których niemalże doprowadziwszy do walki na miecze, Stary Wilk, zmusił do odwrotu grupę Krzyżaków. W opowiadaniu tym, jegomość ów przedstawiany był jako wielki patriota, walczący o dobre imię i rozwój ojczyzny („Ja tu dla Ojczyzny i mego pana gospodaruję, nie dla siebie” – miał rzec). Widząc go, obcy szeptali zaś między sobą:
„-Co to za człowiek?
-Niebezpieczny ptaszek!
-Nie ptaszek to, a wilk panie!”
Z władcą tych terenów, nazwę dzisiejszego osiedla, wiązał także Rajmund Kuczma. Ten, wspominał z kolei o dzierżawcy folwarku, który miał rzekomo zwyczaj witania swoich gości wielgachnym pucharem, napełnionym wysokoprocentowym trunkiem. W dawnych latach, naczynia takie nazywano „wilkom” albo po prostu „wilk”.
Jak było naprawdę, nie dowiemy się zapewne nigdy, jednakże rozsądek nakazuje stwierdzić, iż najpewniej nazwa ta pochodzi od zwierzęcia, czyli wilka. Być może w dawnych, jeszcze przedzaborowych czasach, ten podmiejski teren był często nawiedzany przez watahy tego szlachetnego zwierzęcia?
Odnośnie Jarów, nazwa ma już zdecydowanie bardziej przyziemną genezę. Pochodzi ona od otoczonego wysokimi zboczami jaru, którego pozostałości (w przeszłości dość mocno wygładzone) można zobaczyć po dziś dzień przy ulicach: Czerwonego Krzyża i Lotników. W jego biegu ok. 1910 roku wytyczono ulicę nazwaną wówczas Zieglei Strasse (czyli Cegielniana), która wiodła aż do placu ćwiczeń ułanów na dzisiejszym Błoniu.
Od 1920 roku ten ciąg komunikacyjny otrzymał nazwę (nie inaczej) Jary, którą zmieniono dopiero po II wojnie światowej. Zresztą, jarów, pagórków i innych ciekawych form terenu, jest tutaj znacznie więcej, więc nazwa jak najbardziej dodaje rzeczywistość. O tym jednak nieco dalej!

Wilczak-Jary – Przedmieścia pełne historii
Podobnie jak w przypadku sąsiedniego Okola (o którym pisałem TUTAJ), również Wilczak (wraz z Jarami – jako Wilczak-Jary – ma się rozumieć) włączono w granice Bydgoszczy dopiero w 1920 roku. I nie byłoby w tym nic dziwnego (przecież po powrocie Bydgoszczy w granice Rzeczypospolitej do miasta przyłączono kilkanaście podmiejskich wsi), gdyby nie fakt, że tak naprawdę teren ten w dużym stopniu traktowano jako miasto już wiele lat wcześniej.
Przed okresem zaborów, na obszarze, pokrywającym się mniej więcej z dzisiejszym osiedlem Wilczak-Jary, znajdowały się majątki ziemskie, podlegające bezpośrednio staroście bydgoskiemu, a więc pośrednio królowi. W późniejszym czasie majątki te przerodziły się, jak na wielu okolicznych ziemiach, w folwarki. Najstarsze zachowane źródła wskazują, że folwark Wilczak Wielki, wydzierżawiono na okres 40 lat ok. 1730 r. rodzinie Połczyńskich. Co ciekawe, obok znajdował się folwark Wilczak Mały, nazywany także Wilczę (wiadomo, mały wilk). Wielki rozciągał się na wschód od dzisiejszej ulicy Czerwonego Krzyża, gdzie znajdował się wówczas wspominany wcześniej jar, zaś Mały, w okolicach dzisiejszego nasypu linii kolejowej – być może nawet po obu jego stronach (we współczesnym rozumieniu). Drugi z nich, częściowo wkraczał więc na teren dzisiejszego osiedla Miedzyń. Małym Wilczakiem zarządzała przez zaborami rodzina Gliszczyńskich.

Co ciekawe, zachowały się nawet dane, dotyczące zysków, jakie przynosiły miastu oba folwarki. Wyliczono, że w 1742 roku były to 215 zł. Jak na ówczesne czasy sporo, choć nie mogło się to równać z ówczesną potęgą folwarku Goryczkowo (o Goryczkowie, czyli poprzedniku Górzyskowa pisałem z kolei TUTAJ), którego dochód wynosił w tamtych czasach ok. 250 zł.
Rzecz jasna, duży wpływ na późniejsze losy omawianego obszaru miał w następnych latach fakt rozpoczęcia zaborów. Najważniejsza, namacalna zmiana, którą przyniósł ten okres, to oczywiście powstanie Kanału Bydgoskiego. Inwestycja, ukończona w 1774 roku, odcięła północne fragmenty Wilczaka, które następnie znalazły się w naturalny sposób w obrębie Okola. Nie przeszkodziło to jednak w rozwoju folwarku, a wręcz przeciwnie. W połowie wieku XIX Wilczak Wielki stał się bowiem największym miejskim folwarkiem, którego tereny rozciągały się na zachodzie do dzisiejszego nasypu kolejowego, na południu aż do ulicy Szubińskiej (obecnie to Błonie), a na wschodzie nawet do ulicy Miedza.

A skoro mowa o zaborach, to przyjrzyjmy się ówczesnemu nazewnictwu. Na początku, Prusacy mówili Gross Willsack, aby potem, mniej więcej w połowie XIX w. używać nazwy Wilczak Gross. Później jednak wprowadzono nową nazwę, zupełnie inną niż pozostałe, czyli Printzenthal lub Prinzental. Ta ostatnia, to w dosłownym tłumaczeniu Dolina Książąt. Trzeba przyznać, że brzmi dumnie.
Zabudowania dawnego folwarku koncentrowały się głównie w okolicach dzisiejszej ulicy Czerwonego Krzyża. Ciekawostką jest fakt, że pierwotną nazwą tego traktu był Steilerweg, potem Ziegelstrasse, a następnie (jak już wyżej zaznaczyłem) Jary. I właśnie nazwa Ziegelstrasse, czyli w wolnym tłumaczeniu Cegielniana, wskazuje nam dzisiaj, że powstanie Kanału, a także gospodarcza ekspansja zaborców, odcisnęła mocne piętno na Wilczaku. Stało się to bowiem miejsce silnie uprzemysłowione.

Cegielnia znajdowała się u zbiegu dzisiejszych ulic: Czerwonego Krzyża i Nakielskiej, i należała początkowo (wybudowano ją ok. 1870 r.) do niejakiego Grundmanna. Potem przechodziła z rąk do rąk, aż wreszcie, w 1920 r. stała się polskim przedsiębiorstwem, noszącym nazwę Zjednoczone Cegielnie inż. Aleksander Krzywiec i Spółka. Od samego początku było to bardzo efektywne, przynoszące spore zyski miejsce. Pomagały w tym nowoczesne technologie – już w XIX w. wyposażono je w nowej generacji piec pierścieniowy.
Co ciekawe, przy ulicy Nasypowej znajdowała się przed wojną podobno także inna, nieco mniejsza cegielnia. Budynki obu kompleksów oczywiście nie przetrwały po dziś dzień, jednak z pewnością wiele bydgoskich domów stoi na cegłach, które zostały w nich wyprodukowane. Pozostałością po cegielniach są także coraz bardziej zarastające jeziorka, które znaleźć można na terenie osiedla Wilczak-Jary. Te dostrzeżemy np. między ulicami Czerwonego Krzyża i Stawową (wszak nazwa zobowiązuje!), przy Władysława Syrokomli czy w Parku Księżycowym.

W kontekście przemysłu, nie sposób nie wspomnieć jednak o prawdziwej legendzie, czyli Fabryce Obrabiarek do Drewna. Jej zabudowania możemy jeszcze oglądać przy ul. Nakielskiej (przy czym JESZCZE to tutaj słowo kluczowe o czym przeczytasz niżej). Fabryka działała tutaj od 1878, aż do 2020 roku. Założycielem był oczywiście legendarny Carl Blumwe, którego bez wątpienia możemy nazwać jednym z protoplastów bydgoskiego przemysłu. W spółce zarządzającej fabryką był też syn Blumwego Wilhelm, toteż przedsiębiorstwo nazwano C. Blumwe & Sohn Eisengiesserei u. Special – Fabrik für Patentwagenachsen und Holzbearbeitungsmaschinen.

Co ciekawe, siedzibę firmy ulokowano w miejscu, gdzie wcześniej, od przełomu XVIII i XIX w. działała papiernia, a następnie odlewnia żelaza. Sam Blumwe senior, rozwijał uprzednio swoją działalność przy ul. Jagiellońskiej. Od początku przedsiębiorstwo specjalizowało się w produkcji patentowanych osi wagonowych oraz pilarek, a także wszelkich urządzeń stolarskich. Ich wyroby były tak cenione, że jeszcze w XIX w. eksportowano je nawet do: Brazylii, Chin, Japonii, Ameryki czy niektórych państw Afryki. Po II wojnie światowej zakład, jak wszystkie wówczas, upaństwowiono, a obecnie, od niedawna, działa on w podbydgoskim Trzeciewcu.
Wracając jednak do historii, należy zauważyć, że uprzemysłowienie przełożyło się silnie na rozwój społeczno-demograficzny Wilczaka. W spisie rejencji bydgoskiej z 1833 r. wskazano, iż obszar ten zamieszkiwało nieco ponad 500 mieszkańców. Z kolei w 1910 r. było to już ponad 6 tysięcy osób, prawie 300 budynków, a także kilka szkół i przedszkole.
Reprezentacyjne kamienice, które podziwiać możemy dzisiaj w zachodniej części osiedla Wilczak-Jary, tj. m.in. przy ulicach: Wincentego Pola, Chłopickiego i Stefana Czarnieckiego, a także przy Nakielskiej, postawały od początku XX wieku. W nich zamieszkiwali najczęściej oczywiście urzędnicy lub inżynierowie, a niektóre pełniły funkcje usługowe czy administracyjne. Wówczas to, osiedle zyskało zdecydowanie bardziej miejski charakter, czego dopełnieniem był fakt, iż w 1901 roku wzdłuż ulicy Nakielskiej kursował już tramwaj. Wciąż, aż do 1920 roku była to jednak wieś, co dziwiło nawet Zbigniewa Raszewskiego, który zwrócił uwagę na tę kwestię w swoim „Pamiętniku Gapia”.

Co ciekawe, wówczas (w 1920 r.) istniały jeszcze resztki folwarku Wilczak Wielki, które przypadły Zarządowi Głównemu Polskiego Czerwonego Krzyża w Warszawie. Teraz macie odpowiedź, skąd nazwa jednego z głównych traktów osiedla!
W 1933 roku opracowano szczegółowy plan rozbudowy Wilczaka, czego następstwem było zabudowanie ulic w okolicach dzisiejszej Jana Ostroroga i odchodzących od nich uliczek. Rozpoczęto wówczas budowę jedno lub kilkurodzinnych domków, którą kontynuowano zresztą nawet po II wojnie światowej.
Zachód i południe osiedla rozwijały się więc dynamicznie, jednak obszar znajdujący się na terenie Jarów, miał jeszcze silnie wiejski krajobraz. Naocznymi świadkami tamtych czasów jest moja bliska rodzina – w tych rejonach, konkretnie zaś przy ulicy Ciepłej, wychowywał się mój ojciec. Babcia z kolei do dziś wspomina, że wydawało im się, iż mieszkają na wsi, a jedynym objawem „miejskości” była pobliska Nakielska i jeżdżący wzdłuż niej tramwaj. Ruch samochodowy w latach 60-tych? W porównaniu z obecnym niemal niedostrzegalny.
Wszystko zaczęło się zmieniać w latach 60-tych XX wieku, kiedy to Prezydium Miejskiej Rady Narodowej wskazało osiedle Jary, jako miejsce pod zabudowę mieszkaniową. W efekcie, w okolicach skrzyżowania ulic Nakielskiej i Słonecznej w drugiej połowie lat 60-tych zaczęły powstawać pierwsze budynki mieszkalne. Na początku lat 70-tych ulice: Słoneczna, Stawowa i Czerwonego Krzyża były już regularnie zabudowane domkami jedno lub kilkurodzinnymi.

Swoją drogą, to właśnie inwestycje, o których piszę wyżej, sprawiły, że na niektórych mapach, Jary zaczęto wyodrębniać jako osobną jednostkę urbanistyczną. Rzecz jasna, jak zaznaczyłem na wstępie, rzecz zmieniła się w 1992 r. kiedy obie jednostki (tj. Wilczak i Jary) ponownie połączono.
Zagłębie rekreacyjne dziś…
Przemysł przemysłem, ale Wilczak to przecież także ważne miejsce rekreacji i wypoczynku bydgoszczan. Tutaj, jako najbardziej oczywiste, nasuwa się oczywiście skojarzenie z parkiem nad Starym Kanałem Bydgoskim. Ten, rozciąga się dokładnie przez całą długość osiedla Wilczk-Jary, w jego „dolnej” części. Pięknym, zadrzewionym bulwarem możemy więc przejść aż od nasypu za pętlą tramwajową Wilczak. Przy czym, w części, znajdującej się na wschód od kościoła Miłosierdzia Bożego możemy mówić o bardziej parkowej, zagospodarowanej części, a w tej znajdującej się na zachód, mającej niemal leśny, bardziej naturalny (a momentami i dziki) charakter. Swoją drogą w tej części znajdziecie także miejsce, specjalne wydzielone dla pszczół, w postaci kilku ulów. Oczywiście bez strachu, są one odgrodzone i nieco oddalone od ścieżki. Parku został kilka lat temu zrewitalizowany, dzięki czemu spacery po nim są prawdziwą przyjemnością.



O samym Kanale może zbytnio rozpisywał się nie będę, bo i robiłem to wielokrotnie na łamach bloga (np. TUTAJ, a więc w artykule poświęconym Okolu), teraz wspomnę tylko, że spacerując nad jego wodami, pamiętajcie że konstrukcja to zabytkowa, której początki sięgają lat 70-tych XVIII wieku. No i o tym, że jest to najstarszy działający po dziś dzień, śródlądowy kanał wodny w Polsce.

Ale Kanał to niejedyny ciek wodny w tej okolicy. Jest też przecież uroczy strumień Bożenka. Ten rozpoczyna swój bieg pod nasypem kolejowym, mniej więcej na wysokości ulicy Skwarnej. Potem płynie sobie niewielkim przepustem pod ulicą Nakielską, okrąża pętlę tramwajową Wilczak, aby skierować się (po drodze mijając niewielkie, zabagnione oczka wodne – zdaje się że pozostałość po dawnej wylęgarni ryb) przez park nad Kanałem w stronę kościoła Parafii Miłosierdzia Bożego. Tam, na kilkusetmetrowym, ujściowym odcinku, strumień jest bardzo dobrze widoczny. Spokojnie usiąść można nad jego brzegiem i obserwować kaczki, które upodobały sobie kąpiele w tym niewielkim cieku.

Poza tym, warto raz jeszcze wspomnieć o poeksploatacyjnych jeziorkach, które znajdziemy m.in.: między ulicami Mroźną i Nasypową, przy Pogodnej czy Stawowej. Do zbiorników tych często zwyczajnie trudno się dostać, toteż nie pełnią ważnej funkcji rekreacyjnej. Inaczej wygląda sprawa z oczkiem wodnym w tzw. Parku Księżycowym. Mowa o niewielkim terenie zielonym, położonym między ulicami: Księżycową, Barwną i Wilczą. Poza alejkami i ławeczkami, w centralnej części znajduje się jeziorko, które jednak w ostatnich latach silnie zarasta. Szkoda, bo park i dostęp do zbiornika, został zapewniony w 1997 r. dzięki staraniom lokalnej społeczności. Mieszkańcy tych okolic mieli dość sytuacji, w której miejsce to traktowane było jako dzikie śmietnisko, więc wzięli sprawy w swoje ręce. Wielkie brawa i czekamy, aż to samo uda się zrobić z pozostałymi jeziorkami.

A odnośnie terenów zielonych to na osiedlu znajduje się jeszcze skwer przy ul. Czerwonego Krzyża, położony właśnie przy dawnym jarze, który dalej przeradza się w skwer Honorowych Dawców Krwi. To jednak nic, w zestawieniu z dzikim, zielonym terenem rozciągającym się poza „oficjalną” częścią skwerów. Zagłębiając się w tutejszą gęstwinę, dostrzeżemy jedno ze wspomnianych jeziorek poeksploatacyjnych, a także doprawdy leśny krajobraz. W ten sposób dostać się możemy aż do ulicy Stawowej na Błoniu.

A propo zielonych enklaw, to warto wspomnieć także tę, przy ulicy Seminaryjnej. Obecnie to tylko luźna grupa drzew i krzewów, przesłaniających widok na Stare Miasto i Śródmieście (które gdzieniegdzie jednak doskonale widać!). Kiedyś był to jednak pełnoprawny park, nazywany Wzgórzem Książęcym (Prinzenhohe). Nazwa ta wiąże się z pobytem w tych okolicach Fryderyka Wilhelma IV.

A skoro już wspomniałem o wzgórzach, to na osiedlu Wilczak-Jary znajdziecie ich co niemiara! Wszystko za sprawą Zbocza Bydgoskiego, które stanowi część Pradoliny Toruńsko-Eberswaldzkiej. Przewyższenia, jakie dzięki temu powstają, robią doprawdy piorunujące wrażenie. Spróbujcie wbiec lub wjechać na rowerze na najbardziej strome z tutejszych ulic, jak np.: Stawowa, Różana czy Ułańska, gdzie nachylanie sięga kilkunastu procent. Doprawdy, nie jest to zadanie łatwe!

A jeśli ktoś woli bardziej „zorganizowane” formy rekreacji czy sportu, zawsze można skorzystać z kortów tenisowych, znajdujących się na terenie, zarządzanym przez Ognisko TKKF „Świt”, przy ul. Nakielskiej. Jest też kilka przyszkolnych orlików i (na szczęście coraz więcej) zewnętrznych siłowni.

…i dawniej
Przyznacie, że miejsc, w których na osiedlu Wilczak-Jary uprawiać można sport i rekreację, jest całkiem sporo. Wszystko to jednak nic, w porównaniu do tego, co działo się tutaj kiedyś! W połowie XIX wieku planty nad Kanałem Bydgoskim stały się przecież dla bydgoszczan bodaj najważniejszym terenem wypoczynkowym i rozrywkowym. Wówczas powstawać zaczęły pierwsze restauracje i sale taneczne, organizowano różnego rodzaju wydarzenie kulturalne, w tym m.in.: potańcówki, wystawy malarskie, czy pokazy teatralne. Zimą rzecz jasna królowały łyżwy.

Od XIX w. działało tutaj kilka słynnych, eleganckich restauracji, w tym m.in.: Maxa Krügera (przy ul. Wrocławskiej), Carla Rasmusa (przy śluzie „Czarna Droga”) oraz „Śluza Kwiatowa” nieopodal dzisiejszej pętli tramwajowej. Co ciekawe, lokal zarządzany przez Krügera nosił nazwę „Kaiser-Sale” (Sala Cesarska). Dziś, pomieszczenie powstałe w 1896 r. stanowi najbardziej reprezentacyjną salę hotelu „Park Hotel” i nosi swoją pierwotną (choć oczywiście spolszczoną) nazwę.

Na początku XX wieku na osiedlu (wówczas we wsi) znajdowały się dodatkowo dwa korty tenisowe. Jeden z kompleksów znajdował się tam gdzie obecnie, tj. przy ul. Nakielskiej, drugi przy ul. Nasypowej. Poza tym, w I połowie XIX wieku, na Wilczaku działał zakład wodoleczniczy „Kaltwasser Heil Anstalt”.
A bazując na relacjach ojca, który jak już wyżej zaznaczyłem, spędził dzieciństwo na Wilczaku, mogę powiedzieć, że Kanał traktowany był często po prostu jako kąpielisko. Wielu ówczesnych mieszkańców osiedla nauczyło się w nim nawet pływać. Co więcej, kiedy tylko zamarzał, jeżdżono po nim na łyżwach, a w trakcie roztopów… pływano na krach. Cóż, dzieci miały w tamtych czasach iście ułańską fantazję!
Szukasz historycznych obiektów? Dobrze trafiłeś!
Poszukiwacze zabytków, którzy trafią na osiedle Wilczak-Jary, nie będą rozczarowani. Wiadomo, że pierwszym na co zwrócą uwagę, będą zabytkowe śluzy na Kanale Bydgoskim. Takie są tutaj dwie – IV Wrocławska i V Czarna Droga. Obie, w obecnym kształcie z początku XIX wieku. Wcześniejsze, oryginalne, wybudowano w XVIII wieku, ale szybko wymieniono je na nowszy model.
No i wszystko ładnie, wszystko pięknie, ale jedna kwestia związana z Wilczakiem i Kanałem Bydgoskim bardzo boli. Mianowicie to, że w miejscu jednej ze starych (tych pierwotnych) śluz (niegdyś bieg kanału było nieco inny) stoi dzisiaj… nowy apartamentowiec. Tak jest, mowa o powstałym w 2017 r. budynku przy Wrocławskiej. Mieszkańcy bloku oczywiście winni niczemu nie są, a miejsca ich zamieszkania można im tylko pozazdrościć. Jednakże, decyzja o wybudowaniu bloków właśnie tutaj, prawdopodobmoe bezpowrotnie zaprzepaściła możliwość kandydowania Kanału do wpisania na listę światowego dziedzictwa UNESO. Powiedzieć „szkoda” to jak nie powiedzieć nic.

Na szczęście, inwestycja nie wpłynęła negatywnie na dom śluzowego, pamiętający jeszcze czasy połowy XIX wieku. Przeciwnie – budynek zrewitalizowano i prawdopodobnie otrzyma on nowe życie, pełniąc w przyszłości funkcje biurowe.

Obok wody, jak to w Bydgoszczy bywa, stawiano często na przemysł. Wspomnijmy więc raz jeszcze o zakładach, założonych przez Carla Blumwego. Jego willa, czyli budynek, wyróżniający się na tle kompleksu jasną barwą, to konstrukcja reprezentujący styl eklektyczny i neobarokowy. Wybudowano go w 1850 roku (a więc należał jeszcze do poprzedniego właściciela), a potem przebudowano silnie w 1879 r., dostosowując do potrzeb Blumwego. Obecny stan pochodzi mniej więcej z roku 1900. Uważny obserwator dostrzeże liczne, bogate zdobienia fasady, w tym m.in. skrzyżowane młoty – znak, że zakład to przemysłowy!

W sąsiedztwie willi jest też zabytkowa hala produkcyjna oraz tokarnia z XIX w. Jeszcze kilka lat temu istniał z kolei zabytkowy, drewniany budynek magazynowy, jednak uległ zniszczeniu. Niestety, większość historycznych budowli rozebrano po II wojnie światowej, kiedy bardziej niż na zachowaniu zabytków, dążono do poprawienia efektywności pracy przedsiębiorstwa.


Na jednym z budynków widać jeszcze ślady po literach FOD, wskazujące, że przez wiele lat działała tutaj Fabryka Obrabiarek do Drewna. Obecnie znajduje się ona w podbydgoskich Niwach, a teren dawnej fabryki zmienić się ma w osiedle mieszkaniowe. Pozostaje mieć nadzieję, że historyczny kształt budowli pozostanie nienaruszony.
A skoro już o Blumwem mowa, to warto wspomnieć o willi stojącej przy ulicy Nakielskiej 47. Ten budynek zlecił wybudować Wilhelm Blumwe (a więc syn Carla, dziedzic fabryki) na potrzeby przedszkola. I tu faktycznie, jako pierwsza tego typu placówka na Wilczaku, zaczęło działać w 1898 r. Budynek zaprojektował zresztą słynny architekt Fritz Weidner, który przyłożył rękę do wielu innych, reprezentacyjnych konstrukcji w przestrzeni miasta.
Oczywiście, nie można zapomnieć o najważniejszym obiekcie sakralnym Wilczaka (czy też raczej całego osiedla Wilczak-Jary), czyli kościele Miłosierdzia Bożego. Obiekt oddano do użytku w 1906 r., pierwotnie oczywiście na potrzeby ewangelików. Warto wspomnieć, że główne prace budowlane wykonywał w nim mistrz murarski Carl Rose – ten sam, który odpowiada za kamienicę pod Lwem przy Grunwaldzkiej czy przebudowę willi Buchcholza na obecnym terenie WSG. Całość reprezentuje rzecz jasna typowy dla czasów w których powstawał, neogotyk. Oczywiście, po II wojnie światowej, kościół trafił w ręce katolików. I kolejna prywata (sporo ich w tym tekście, wybaczcie) swego czasu, 60 z okładem lat temu, pobrali się w nim moim dziadkowie.

Jak wspomniałem, w skład osiedla Wilczak-Jary, włączam na potrzeby artykułu także ulicę Seminaryjną. A tam nasze oczy cieszy przecież zespół neogotyckich budynków. Pierwszy z nich to Kujawsko-Pomorskie Centrum Pulmonologii. Budynek powstał w 1904 r., a ufundowała go Ludwika Giese-Rafalska. Kim była ta kobieta? Właścicielką folwarku Rupienica oczywiście, a więc kobietą wpływową i majętną. Pielęgnowaniem chorych zajmowały się tutaj początkowo siostry diakoniski z kościoła ewangelickiego. Po dziś dzień możemy oglądać zabytkową część szpitala, do której z czasem dobudowano oczywiście także nowoczesne zaplecze, które pozwala dzisiaj na skuteczne prowadzenie leczenia.

Obok, w stronę ulicy Na Wzgórzu, dostrzeżemy budynek wzniesiony w latach 1905-1907, na potrzeby Katolickiego Seminarium Nauczycielskiego. Rok powstania potwierdza nam piękny kartusz z datą 1907, umiejscowiony nad głównym wejściem. Po seminarium znajdowało się tutaj Polskie Towarzystwo Szkolne, a także internat. Potem gościły tutaj Państwowe Liceum Pedagogiczne, Żeńskie Seminarium Nauczycielskie oraz Wyższa Szkoła Inżynierska. Ta ostatnia to poprzednik dzisiejszej Politechniki Bydgoskiej, w ramach której po dziś dzień funkcjonuje tutaj Wydział Technologii i Inżynierii Chemicznej.


No i te kamienice! Przy samej tylko Nakielskiej znajdziemy kilka perełek. Często lekko zakurzonych, ale wciąż perełek. Już pod numerem 4 widzimy piękną, białą wieżyczkę wznoszącą się nad budynkiem. Zaś nad bramą wejściową znajduje się płaskorzeźba lwa. „Piątka” to wizerunek kobiety i pięknie zdobione (choć bardzo już zaniedbane) drzwi. Urokliwe są także dwie kamienice, stojące po obu stronach skrzyżowania ul. Dolina z Nakielską. Jedna, typowo narożna, sprawia wrażenie bardzo „szczupłej” (Nakielska 21), druga wręcz przeciwnie, jest szeroka i masywna (Dolina 57).

W tym kontekście warto wspomnieć o kilku wyremontowanych w ostatnich latach ciekawych budynkach mieszkalnych. Mowa np. o stojącej pod numerem 25 konstrukcji, zdobionej sporych rozmiarów rzeźbą Fortuny, oraz 13, gdzie niegdyś znajdowała się gospoda i hotel.

Wrażenie robi także wiele innych budynków, znajdujących się przy tej ulicy. Moje ulubione to m.in. te spod numerów: 31, 35 i 39. Konkretnych numerów przy takich ulicach jak np.: Wincentego Pola, Czarneckiego, Ułańskiej czy Różanej wymieniać już nie będę. Po prostu sami musicie tam pójść i wybrać swoich faworytów!



To nie koniec ciekawostek na osiedlu Wilczak-Jary!
Wielu bydgoszczanom, Wilczak-Jary kojarzy się z pewnością z końcowym przystankiem linii tramwajowych nr 1 i 3. I faktycznie, nic w tym dziwnego. Linia jest specyficzna – prowadzi tutaj tylko jeden tor, a tramwaje jadące z przeciwnych kierunków muszą na siebie czekać na pętli, aby móc się wyminąć. Dodatkowo, dalej na zachód tramwajem już nie pojedziecie, bowiem rozbudowę trasy uniemożliwia nasyp kolejowy linii Bydgoszcz-Inowrocław.
Jednakże niewielu wie, że poza tramwajami, jeździć miały tędy także trolejbusy. Do tego dążyli w każdym razie w trakcie okupacji Niemcy, którzy co prawda linii nie uruchomili, ale ustawili w przestrzeni miasta kilkadziesiąt słupów firmy DYWIDAG mających w przyszłości podtrzymywać trakcję. Jeden z nich zobaczyć można dzisiaj na skrzyżowaniu ulic Nakielskiej i Stefana Czarnieckiego.

Nieco mniej radosna, jednak nie mniej ciekawa, jest historia, związana ze wspominanym już Wzgórzem Książęcym. Wcześniej, tj. przed 1835 rokiem na wzniesienie, znajdujące się obrębie ulic: Lubelskiej i Seminaryjnej, mówiono jednak nie inaczej niż Wzgórze lub Góra Szubienicza (Galgenberg). I tak, dobrze myślicie, dokonywano tutaj egzekucji poprzez powieszenie.
Przyjęło się, że szubienica stała w miejscu, w którym dzisiaj stoi pomnik Chrystusa, jednak historycy skłaniają się bardziej ku tezie, iż jest to miejsce, w którym obecnie znajduje się ogrodzenie szpitala, przy ul. Seminaryjnej. Ostatnia egzekucja na Szubienicznej Górze odbyła się prawdopodobnie w styczniu 1806 roku, kiedy to stracono Franza Rogalskiego. Podczas jej wykonywania, kat miał rzekomo naruszyć obowiązujący regulamin. O co chodziło? Cóż, powiedzmy, że o ówczesne kwestie humanitarne, bowiem w źródłach zachowała się wzmianka o „wielu niedokładnościach przy łamaniu i duszeniu”. Swoją drogą, kaci nie mieli daleko „do pracy”, bowiem zwykle zamieszkiwali przy ulicy Lubelskiej.

Dlaczego zaprzestano wieszania w tym miejscu? Zapewne z powodu skarg podróżnych, których raził widok ciał skazańców, dyndających na wysokiej skarpie, wznoszącej się nad ulicą Szubińską. Szubienicę przeniesiono więc w okolice drogi, prowadzącej do Niemcza.
A skoro już o kwestiach ostatecznych mowa to spójrzmy na pomnik Chrystusa Zbawiciela, również stojący przy ul. Seminaryjnej. Jest to powstała w 2010 r. rekonsturkcja oryginalnego pomnika, stojącego niegdyś (od 1932 r.) przy Placu Poznańskim. Pomnik „przywrócono do życia” dzięki staraniom Towarzystwa Miłośników Miasta Bydgoszczy, i przy wsparciu finansowemu fundatorów – państwa Inny i Vitaliyego Gnatushenko z Ukrainy.

Wilczak współczesny
Obecnie osiedle Wilczak-Jary to w skali Bydgoszczy średniej wielkości jednostka pomocnicza. Na przestrzeni nieco ponad 181 ha (1,03% powierzchni miasta) zamieszkuje niecałe 10 tysięcy osób (2,94% wszystkich bydgoszczan). I pomimo tego, że w mieście znajdziemy sporą grupę osiedli zamieszkanych liczniej, to jednak Wilczak znajduje się w mojej opinii wśród tych, na ktorych świadomość przynależności do osiedla, jest najsilniejsza. Wielu obecnych lub dawnych mieszkańców utożsamia się z nim, z rozrzewnieniem wspominając spędzone tutaj lata.
Niestety, w porównaniu z innymi, dotychczas opisanymi w ramach cyklu osiedlami, Wilczak-Jary to obszar najzwyczajniej w świecie zdegradowany. Na to wskazują zapisy Gminnego Programu Rewitalizacji Miasta Bydgoszczy 2023+, którym, jak zdążyliście się zapewne przyzwyczaić, posługuję się w artykułach z tej serii. We wszystkich ocenianych kategoriach, osiedle osiągnęło gorszą średnią, aniżeli statystka dla całego miasta. A to już bardzo kiepsko.

Na osiedlu Wilczak-Jary występuje więc niski poziom liczby zarejestrowanych podmiotów gospodarczych (12,7), wysoki odsetek osób bezrobotnych (0,04) oraz rodzin korzystających z pomocy społecznej (8,32), a także wysoki udział gospodarstw wykorzystujących tradycyjne, szkodzące środowisku naturalnemu piece (38,5). Do tego dołożyć należy niski średni wynik sprawdzianu 6-klasisty (64 pkt) i mamy obraz obszaru zdegradowanego, wymagającego rewitalizacji. Warto dodać, że gorsze wskaźniki ma w Bydgoszczy tylko Stary Fordon.

Mimo wspomnianych remontów, substancja mieszkaniowa Wilczaka wciąż jest w znacznym stopniu zdegradowana, w związku z czym wymaga intensywnej rewitalizacji. Przechadzając się między tutejszymi budynkami, dostrzegamy, że w wielu miejscach konieczne jest jeszcze odświeżenie fasady, wyburzenie jakiejś dawno nieużytkowanej nieruchomości czy ograniczenie emisji smrodliwego dymu.

Dawniej różnie bywało z bezpieczeństwem. Podobnie jak o sąsiednim Okolu, o Wilczaku mówiono także jako o miejscu, w którym łatwo można było pozbyć się wartościowych przedmiotów lub nawet zębów. I faktycznie, pokrywało się to z rzeczywistością, jednak, jak i w pozostałych częściach miasta, sytuacja ulegał w ostatnim 20-leciu znacznej poprawie.
Na Wilczaku zdarzyło się także mieszkać i mi, autorowi niniejszego tekstu. Prawda, był to sam jego skraj, sięgający niemal Starego Miasta, bo środkowa część ulicy Lubelskiej. Niemniej, okres ten, wspominam bardzo dobrze. Okolica jawiła mi się wówczas, mimo bliskości Starówki, jako bardzo spokojna i interesująca.

Dziś lubię tutaj wracać, jak pewnie wielu z Was, aby spojrzeć z ulicy Seminaryjnej w dół, na całe miasto, pochodzić wśród historycznych kamienic wzdłuż Wincentego Pola i Nakielskiej, albo odetchnąć wśród zieleni po tej stronie Staregp Kanału Bydgoskiego. Z żalem i sentymentem patrzę na dawne budynki Fabryki Obrabiarek do Drewna, podziwiam inne historyczne obiekty i analizuję pojawiające się tutaj, nieuchronne zmiany. I co prawda są one bardzo dostrzegalne, ale jednak tutaj, na Wilczaku i Jarach (osiedlu Wilczak-Jary), duch dawnej, przedwojennej Bydgoszczy jest jeszcze silnie odczuwalny. Jeśli dobrze się przyjrzysz, poczujesz jego atmosferę, a dzięki temu wybierzesz się w jedyną w swoim rodzaju, swoistą „podróż w czasie”. Pytanie, czy jesteś na to gotowy?

Na tym kończymy wizytę na niezwykłym Wilczaku i nie mniej niezwykłych Jarach. Za ok. 2 tygodnie spotykamy się na Kapuściskach!
Piotr Weckwerth
Zdjęcia: Inna Yaremchuk
“Polecam także nasz Instagram,
na którym pokazujemy kulisy tworzenia blogowych materiałów!”

Sprawdź też artykuły cyklu:
Artykuł powstał w ramach cyklu Piotr Weckwerth prezentuje: „Bydgoskie osiedla BEZ FILTRÓW – cz. 3”.
ZREALIZOWANO DZIĘKI WSPARCIU FINANSOWEMU MIASTA BYDGOSZCZY.

Niemal 70 lat mieszkam w Bydgoszczy i wydawałoby się, że ją znam, a przynajmniej tę starszą jej część, a to nieprawda. Znam ją, jak to mówią: “z widzenia”, natomiast z wielką przyjemnością czytam o niej takie ciekawostki. Miło? Bowiem o wiele miejsc i zabudowań niemal się “otarłam”, a to proszę… Dziękuję za tak dogłębne i ciekawe “przedstawienie” mojego miasta. Ps. Willa Carla Blumwe; kiedy tylko jestem w pobliżu nadkładam drogi, by przejść się tuż obok i “popieścić” oko jej widokiem. Zresztą wiele jest takich “obiektów”, którym nie przepuszczę, pomimo ich degradacji, choćby niszczejący na ulicy Ossolińskich, którego czasy świetności pamiętam z dzieciństwa…
Jadwiga
Dziękuję za miłe słowa! Z tym nadkładaniem drogi i “pieszczeniem” okiem wybranych obiektów, w pełni rozumiem. Robię dokładnie to samo! 🙂