Osiedle, które dzisiaj odwiedzimy, jest jednym z najbardziej zaludnionych obszarów miasta. Z dużą dozą prawdopodobieństwa stwierdzić można, że jest to również najsilniej zurbanizowany fragment Bydgoszczy, w większości zajęty przez zabudowę wielorodzinną. Wszystko to sprawia, że niemal każdy bydgoszczanin zna kogoś, kto tutaj mieszka, lub po prostu sam jest reprezentantem tego osiedla. Co jednak ciekawe, o tak ważnej części miasta nie wspomniał nawet słowem w swym kultowym „Pamiętniku Gapia” Zbigniew Raszewski. Dlaczego? Tego dowiedziecie się z artykułu, poświęconego osiedlu Wyżyny.
Spis treści
Wyżyny – skąd ta nazwa, tłumaczyć chyba nie trzeba
Nazwa Wyżyny jest chyba najbardziej oczywistą spośród wszystkich obowiązujących w mieście nazw osiedli. Rzecz jasna, wzięła się ona stąd, iż ta część Bydgoszczy położona jest niemal w całości na Górnym Tarasie. Nawiązanie do znanego wszystkim z lekcji geografii, określenia dotyczącego formy ukształtowania terenu, wynika z faktu, iż obszar ten to tak naprawdę sporych rozmiarów płaszczyzna (lub jak kto woli płaskowyż) znajdująca się jednak zdecydowanie wyżej, aniżeli „dolne” osiedla miasta. Mówimy wszak o południowym skraju pradoliny Wisły.
Obszar ten, w naturalny sposób kojarzy się więc z wyżyną. Co jednak ciekawe, nazwa ta, przynajmniej oficjalnie, pojawiła się w Bydgoszczy dopiero w 1920 roku! Stało się to już po powrocie Bydgoszczy w granice Rzeczypospolitej. Wówczas chodziło jednak tylko o ulicę o takiej nazwie, która istnieje zresztą do dziś, stanowiąc odgałęzienie ulicy Tadeusza Boya-Żeleńskiego. To znaczy istnieje, ale z tego co wiem, nie znajduje się przy niej żaden adres, bowiem pobliskie bloki przypisano do sąsiedniej ulicy Węgierskiej. Jej rola jest więc marginalna.

Jako osiedle, Wyżyny zaczęły oficjalnie funkcjonować dopiero w 1972 roku! Ot, cała tajemnica, wspomnianego we wstępie pominięcia przez Raszewskiego w „Pamiętniku Gapia”. Po prostu takiego osiedla za czasów publicysty w Bydgoszczy nie było.
Zapytacie pewnie skąd wziął się ten 1972? Wszystko przez to, że w latach powojennych obszar dzisiejszych Wyżyn przeznaczono na potrzeby mieszkalnictwa wielorodzinnego, czyli najczęściej po prostu wszechobecnej wówczas wielkiej płyty. Od 1971 roku ta część miasta była intensywnie i gęsto zabudowywana blokami oraz wieżowcami, w związku z czym wypadało jakoś nazwać tę nową jednostkę. Padło więc, jak najbardziej słusznie, na Wyżyny i tak już zostało.
“Polecam także nasz Instagram,
na którym pokazujemy kulisy tworzenia blogowych materiałów!”
Gdzie granice już raczej należy
Przed 1993 rokiem granice Wyżyn nie były dokładnie sprecyzowane. Jasne, pojawiały się różnego rodzaju plany czy mapy tego obszaru, ale często miedzy ich zapisami dostrzec można było dość wyraźne rozbieżności. W końcu jednak, na początku lat 90-tych XX w., podobnie jak w przypadku innych jednostek pomocniczych Bydgoszczy, zdecydowano się na dokładne wyznaczenie przebiegu granic. No i ustalono tak, że osiedle zajmowało nie tylko teren, który obecnie znajduje się w graniach osiedla, ale także ten, który nazywamy dziś Glinki-Rupienica. Tak jest, w 1993 roku zdecydowano się na całkowite zlikwidowanie historycznych przecież nazw: Glinki i Rupienica. Takie to były dziwne czasy.
Szczęśliwie jednak (bo przecież warto pamiętać o korzeniach poszczególnych części miasta), w końcu zdecydowano się na przywrócenie do życia Glinek-Rupienicy. Wiązało się to oczywiście z uszczupleniem powierzchni Wyżyn, ale zabieg ten spotkał się ze zrozumieniem lokalnej społeczności. Miało to miejsce dokładnie 27 października 1999 roku, a całość została zatwierdzona na mocy uchwały Rady Miasta.
Wówczas wskazano, iż granica Wyżyn biegnie od Ronda Toruńskiego, wzdłuż ulicy Władysława Bełzy i Szpitalnej, do ulicy Glinki. Dalej granica prowadzi na południe do skraju miasta i tym skrajem na zachód aż do ulicy Dąbrowa, którą ponownie dociera do ulicy Glinki. Ostatni odcinek granicy osiedla biegnie wzdłuż ulicy Glinki właśnie i Alei Jana Pawła II, najpierw na północny zachód, a później na północy wschód, do Ronda Toruńskiego.
Interesujący jest fakt, iż mimo swego rodzaju „nadrzędności” względem Glinek, którą Rada Miasta zaznaczyła w swej pierwotnej uchwale (a więc tej z 1993 roku), na terenie dzisiejszych Wyżyn znajduje się obszar, który mieszkańcy (a także wielu innych bydgoszczan) nazywają potoczenie Glinkami. Rzecz dotyczy okolic pętli tramwajowej noszącej nazwę… Glinki, a więc południowej części ulicy: Szpitalnej, a także ulic: Białogardzkiej, Zajęczej, Rysiej oraz Jeleniej. Przed laty miałem w tej części miasta dość dużą grupę znajomych i wszyscy oni mówili o swoim miejscu zamieszkania wyłącznie jako o osiedlu Glinki. I zapewne nie było w tym niczego złego. Wszak jesteśmy tym, za kogo się uważamy.

Małe Bartodzieje, Smug, Mudziały i… Wyżyny
Podobnie jak w kontekście opisywanych przeze mnie ostatnio: Wzgórza Wolności i Górzyskowa, korzeni obszaru na którym znajdują się obecnie Wyżyny, poszukiwać należy w działalności folwarków. W tym przypadku były to folwark Bartodzieje Małe, folwark Smug i osada Mudziały.
Zdecydowanie najwięcej wiemy dzisiaj o pierwszym z nich, zlokalizowanym początkowo wzdłuż obecnej ulicy Władysława Bełzy. Powstał on najpewniej w XVII wieku i poza jednym gorszym okresem (w trakcie wojny północnej folwark, podobnie jak wiele innych w granicach dzisiejszego miasta, został zniszczony) w późniejszych latach prężnie się rozwijał, przekształcając się w osobną wieś i stale poszerzając swe granice.

W dokumentach starostwa bydgoskiego z końcówki XVIII w. zauważyć można, że w skład wsi Bartodzieje Małe wchodziły tereny sięgające na wschodzie Zimnych Wód, a na zachodzie do obszaru dzisiejszej Babiej Wsi (mniej więcej w okolicach Trasy Uniwersyteckiej). W późniejszych latach południowe granice gminy określano jako ulicę Glinki. W trakcie zaborów i potem, podczas niemieckiej okupacji, Małe Bartodzieje nazywano Klein Bartelsee. Osada wciąż rosła w siłę, czego dowodem fakt, iż w 1910 roku mieszkało w niej już ponad 2000 osób, co jak na ówczesne czasy było liczbą bardzo dużą.
Do dzisiaj zachowały się dokumenty, zawierające nazwiska zarządców folwarku Małe Bartodzieje z pierwszych dziesięcioleci jego istnienia. I tak, na początku zawarto kontrakt z Winklerem Kuntzem, potem (już w trakcie I rozbioru Polski) z osadnikami: Ritterem i Krischem. Ciekawostką jest fakt, iż w pierwszej połowie XVIII wieku kontrakty z tutejszymi osadnikami zawierał posesor ówczesnego wójtostwa bydgoskiego czyli Stanisław Poniatowski. Tak jest, zbieżność nazwisk nie jest tutaj przypadkowa, bowiem był to ojciec ostatniego polskiego króla – Stanisława Augusta Poniatowskiego.
Zdecydowanie mniejsze znaczenie miały folwark i osada Smug, położona w okolicach dzisiejszego skrzyżowania ulicy Szpitalnej z ulicą Glinki oraz osada Mudziały, która znajdowała się przy dzisiejszej ulic Dąbrowa, już na terenie Puszczy Bydgoskiej. Obie „miejscowości”, które zresztą połączono w pierwszej połowie XIX w., zamieszkiwało w sumie ledwie kilkadziesiąt osób. Z czasem (ok. 1870 roku) obszar ten, rozumiany jednak już nie jako osada, a leśnictwo, został wchłonięty przez gminę Bartodzieje Małe.
Powyższe daje pewne wskazówki, jak wyglądał dawniej (miedzy XVII a XX wiekiem) obszar dzisiejszych Wyżyn. A wyglądał tak, że były to głównie pola uprawne, które graniczyły z Lasami Królewskimi, czyli dzisiejszą Puszczą Bydgoską. Ta rzecz jasna porastała większy teren niż obecnie, sięgając na pewno minimum do linii obecnej ulicy Glinki. Wiele mówią nam także obowiązujące współcześnie nazwy ulic osiedla. Dla przykładu, przy ulicy Ogrody znajdowało się zapewne wiele domów z ogrodami uprawnymi, natomiast w okolicach ulicy Ku Wiatrakom wybudowano na początku XX wieku wiatrak typu koźlak.

Obszar osiedla, łącznie z terenem zabudowywanym najwcześniej, a więc Bartodziejami Małymi, włączono w granice miasta dopiero po powrocie Bydgoszczy do Rzeczypospolitej, a więc w 1920 roku.
Wyżyny jako wzorcowe osiedle mieszkaniowe
Charakter dzisiejszych Wyżyn nie zmienił się zanadto po ich przyłączeniu do Bydgoszczy. Taki stan trwał zresztą aż do lat 60 XX wieku. Okolica wyglądała więc wciąż swojsko – zabudowania o stricte wiejskim charakterze znajdowały się w dolinie Niziny (o których pisałem w artykule poświęconym Wzgórzu Wolności), a także w północnej części osiedla (ulica Władysława Bełzy i jej otoczenie).
Pierwszy impuls dla tego obszaru, jako potencjalnego osiedla mieszkaniowego, dały osoby osiedlające się w jego centralnej części, tj. w okolicach ulic: Łomżyńskiej, Białostockiej czy Augustowskiej. Tam, w latach 50-tych XX w., powstały liczne domy jedno lub kilkurodzinne.

W latach 50 i 60-tych liczba mieszkańców Bydgoszczy gwałtowanie rosła, w związku z czym miasto trzeba było przystosować do ich potrzeb. Większość Górnego Tarasu przeznaczono więc na osiedla mieszkaniowe. W późniejszych latach, konkretnie zaś na początku lat 60-tych postanowiono, że osiedla te zabudowane zostaną przede wszystkim wielką płytą. Szczegółowy plan zagospodarowania przestrzennego osiedla zatwierdzony został w 1968 roku. Wiadomo było już wtedy, że krajobraz tej części miasta zmieni się wkrótce nie do poznania. Projekt osiedla przygotowało przedsiębiorstwo „Miastoprojekt Bydgoszcz”, a pod koncepcją podpisał się główny architekt Andrzej Modrzejewski.
Pierwsze wieżowce i bloki zaczęły powstawać już w 1971 roku, a więc nawet zanim przyjęła się nazwa Wyżyny (która zaczęła obowiązywać w 1972 roku). Wówczas zaczęto zabudowywać okolice ulic: Wojska Polskiego (mniej więcej miedzy ulicami: Magnuszewską a Alejami Jana Pawła II czyli ówczesną Niziny), Adama Grzymały-Siedleckiego, Feliksa Nowowiejskiego, Ogrody oraz Jar Czynu Społecznego. Potem tę część osiedla, jako najstarszą, zaczęto nazywać Wyżyny B1 lub Wyżyny B-I bądź w skrócie WB1.

Nazewnictwo, o którym mowa wyżej, przyjęło się do tego stopnia, że zastosowano je do kolejnych jego fragmentów, powstających w późniejszych latach. I tak wyrastały kolejno: Wyżyny B2 (ok. 1972 r.; mniej więcej ulice: Władysława Bełzy, Ogrody, Leopolda Staffa, Zofii Nałkowskiej, Wojska Polskiego, Falistej oraz Ku Wiatrakom), Wyżyny B3 (ok. 1973 r.; mniej więcej ulice: Glinki, Szpitalna, Bohaterów Kragujewca, Dunikowskiego, Kąkolowa, Bławatkowa, Łomżyńska i część Magnuszewskiej), Wyżyny B4 (ok. 1975 r.; obszar okalany przez ulicę Tadeusza Boya-Żeleńskiego) oraz Wyżyny B5 (ok. 1976 r.; mniej więcej ulice: Białostocka, Człuchowska, Białogardzka, księdza Jerzego Popiełuszki oraz część ulicy Glinki i Szpitalnej). Potem, już w końcówce lat 80-tych, zabudowano blokami teren w obrębie ulic: Glinki, Zajęczej, Jeleniej, Rysiej i Dąbrowa, który nazwano Wyżyny B6.

Zasadniczo zabudowa osiedla wygląda tak, że najwyższe bloki znajdują się na jego północnych i zachodnich obrzeżach (a więc przy skarpach), natomiast centralna, południowa i wschodnia część to głównie bloki 4 lub 5-kondygnacyjne.
Opisany wyżej proces zabudowywania osiedla sprawił, że w 10 lat krajobraz Wyżyn zmienił się w sposób diametralny. Obecnie, kiedy miedzy blokami pojawia się coraz więcej zieleni, jest sporo punktów usługowych i handlowych, widok ten nie razi oczu. Początkowo jednak, infrastruktura towarzysząca podobno nie nadążała za mieszkalną, stąd Wyżyny były prawdziwą betonową dżunglą. No ale jak mogło być inaczej, skoro w założeniu architektów, obszar ten miało zamieszkiwać nawet… 60 tysięcy osób. Do tego oczywiście nigdy nie doszło, jednak w latach 90-tych liczba ta zbliżała się niebezpiecznie do 40 tysięcy. Obecnie, mimo ciągłego powstawania na osiedlu nowych budynków, jest to ok. 30 tysięcy. Zmniejszenie liczby mieszkańców osiedla to z jednej strony efekt odłączenia od niego Glinek, a z drugiej trendu związanego z wyprowadzkami bydgoszczan na obrzeża miasta.
Oczywiście nowe budynki mieszkalne na Wyżynach wciąż powstają. Ok, nie jest to może tak dostrzegalne jak w innych częściach miasta, ale jednak zdarza się. W ostatnich kilkunastu latach zabudowano np. sporo przestrzeni po obu stronach ulicy Glinki, a także w pobliżu Jaru Czynu Społecznego.

Wyżyny są z pewnością jednym z największych osiedli miasta, i tych najbardziej zasobnych w ludzi. Nie może więc dziwić, że niektórzy z nich wybili się w pewnym okresie swego życia i zaistnieli na arenie krajowej lub nawet międzynarodowej. Wśród takowych wyróżnić można np. sportowców: siatkarza Michała Winiarskiego, koszykarza Filipa Dylewskiego oraz kajakarza Sebastiana Szypułę, a także dyplomatę i tłumacza Aleksandra Fedorowicza czy posła na sejm I kadencji Adama Sengebuscha. Jak wspomniałem we wstępie, chyba każdy bydgoszczanin zna kogoś z Wyżyn lub sam tutaj mieszka.
Ucieczka od betonu
Osoby niebędące fanami wielkiej płyty (a więc zapewne większość z czytających ten artykuł), pomyślą zapewne, że Wyżyny należy omijać szerokim łukiem. Wszak nie uświadczą tam niczego, poza surowym krajobrazem wieżowców i bloków.
Na szczęście będą w błędzie, bowiem na Wyżynach znaleźć można kilka swoistych oaz zieleni. Aby być precyzyjnym, napiszę, że zieleń zajmuje na osiedlu ok. 15 ha. Niezbyt dużo, biorąc pod uwagę, że cały obszar tej jednostki pomocniczej miasta to ok. 210 ha. Mimo to, część z tutejszych terenów zielonych wyróżnia się dużą atrakcyjnością.

Najciekawszy jest moim zdaniem teren zielony, położony na północnym i północno-zachodnim skraju osiedla, a więc fragment Zbocza Bydgoskiego, które z kolei zaliczyć należy do większej jednostki geologicznej, jaką jest Pradolina Toruńsko-Eberswaldzka. Zbocze, w dużej części (wzdłuż Alei Jana Pawła II oraz ulicy Władysława Bełzy) pokryte jest drzewami, a z góry roztacza się piękny widok na znajdujące się niżej osiedla. Szczególnie atrakcyjna panorama rozciąga się z końca ulicy Floriana Ceynowy, ze szczytu prowadzących w stronę Ronda Toruńskiego schodów.

Najciekawszym, i najczęściej wykorzystywanych przez mieszkańców osiedla, terenem rekreacyjnym, jest jednak znajdujący się obok Jar Czynu Społecznego. Tym uroczym wąwozem, skrócić można sobie drogę od ulicy Władysława Bełzy do ulicy Ogrody. Ścieżka jest doprawdy piękna i co istotne, przeznaczona wyłącznie dla pieszych i jednośladów, toteż wspinając się na „piętro” Bydgoszczy, spokojnie oddać możemy się klimatowi otaczającej nas zieleni.

Jar jest wytworem jak najbardziej naturalnym, ale służy bydgoszczanom jako ciąg komunikacyjny już od dziesiątków lat. Głównie jako ścieżka prowadząca do położonego przy ul. Toruńskiej cmentarza, należącego do parafii św. Józefa Rzemieślnika. Nie może więc dziwić, iż kiedyś drogę tę nazywano Mogiły lub (za czasów zaborów) Friedhofsweg (Friedhof = cmentarz, weg = ścieżka).

Kolejna ważna, zielona enklawa znajduje się między ulicami: Adama Grzymały Siedleckiego oraz Leopolda Staffa, Synów Pułku oraz Ogrody. W zasadzie jest to teren częściowo zabudowany – jest tutaj Zespół Szkół nr 19 z basenem „Perła” wydział psychologii UKW oraz kościół Matki Bożej Fatimskiej. Wokół nich rozciągają się jednak tereny rekreacyjne.

I tak, obok „Perły” powstało miasteczko rowerowe dla dzieci i młodzieży, boiska do piłki nożnej i koszykówki. Dalej, w kierunku południowy są dwa duże skwery. Północny wykorzystywany jest często do organizacji integracyjnych imprez dla mieszkańców. Całość, po przeprowadzonej kilka lat temu rewitalizacji, robi bardzo pozytywne wrażenie.

Ta część osiedla (a więc jego północny skraj) wyróżnia się tym, że zieleni jest sporo także miedzy poszczególnymi blokami. W ten sposób wytworzyły się tutaj mikro-parki lub niewielkie skwery. Jednym z nich jest tzw. „Park Kotwicy”, który swoją nazwę zawdzięcza temu, że w jego centralnej części postawiono okrętową… kotwicę. Z jakiego powodu akurat kotwicę? Tego kompletnie nie wiem.

Gdzie jeszcze szukać zieleni? Tej sporo kryje się pośród bloków w okolicach Szkoły Podstawowej nr 38, gdzie również znajduje się zespół boisk oraz między ulicami: Glinki i Łomżyńską. Druga ze wspomnianych „miejscówek” to nieuporządkowany parczek w okolicy Basenu „Laguna”, który zapewne (biorąc pod uwagę pobliskie inwestycje), w ciągu kilku lat (niestety) zostanie zabudowany. Największe zmiany zaszły w ostatnich latach chyba na skwerze im. gen. Aleksandra Krzyżanowskiego, na którym, w ramach Budżetu Obywatelskiego wybudowano miniaturową tężnię solankową. Nie wiem na ile konstrukcja ta spełnia swoje funkcje zdrowotne, ale prezentuje się bardzo w porządku. Sam skwer też jest przyjemny, w sam raz na krótką popołudniową przechadzkę. Oczywiście, w miejscu tym zadbano o upamiętnienie patrona, a więc gen. Aleksandra Krzyżanowskiego, którego uhonorowano głazem z pamiątkową tablicą.

A jeśli planujecie dłuższy spacer, bieganie lub jazdę na rowerze, kierujcie się do południowej części osiedla. Tam, bezpośrednio z ulicą Jelenią, sąsiaduje Puszcza Bydgoska. A ta to nieprzebrane wręcz morze zieleni, które porasta wydmy. Stąd pagórkowaty charakter tego terenu, który tylko podnosi jego atrakcyjność. Bardzo polecam odwiedziny w lesie, bowiem nawet ścieżki znajdujące się w bezpośrednim sąsiedztwie osiedla wyróżniają się dużym urokiem. Przy okazji dodam, że zazdroszczę widoku mieszkańcom bloków przy ulicach Jeleniej czy Rysiej, których okna wychodzą właśnie na Puszczę. Doprawy kojący oczy krajobraz.
Na terenie Wyżyn znajduje się także jeden pomnik przyrody. Mowa o głazie narzutowym, którego obwód sięga niemal 600 cm, który znajduje się przy ulicy Białogardzkiej.
Co zobaczyć? Gdzie pójść? O czym pamiętać?
„Przecież te Wyżyny to jedno wielkie blokowisko. Co tam niby można zobaczyć?” – mógłby zapytać jakiś mniej dociekliwy i mniej zorientowany w historii Bydgoszczy czytelnik. Coś tam jednak, w mojej opinii zobaczyć można. I to coś będzie dla zaangażowanego mieszkańca miasta interesujące.
Oficjalnie, jedynym zabytkiem, a więc obiektem wpisanym do rejestru zabytków Województwa Kujawsko-Pomorskiego, jest budynek znajdujący się na skraju osiedla, a więc przy ulicy Władysława Bełzy. Chodzi o dawny budynek ochronki dla dzieci (swego rodzaju schronisko, zakład opieki dla dzieci pozbawionych rodziców), wybudowany w 1906 roku. Jako że budynek należał do pobliskiego (znajdującego się przy ul. Toruńskiej), kościoła św. Józefa Rzemieślnika, początkowo znajdowała się tutaj pastorówka. Potem funkcjonowała w nim wspomniana ochronka, a następnie plebania, w której mieszkał pierwszy powojenny proboszcz Piotr Rynkiewicz. Obecnie, z tego co wiem, znajduje się w rękach prywatnych.
Przy taj samej ulicy znajduje się budynek dawnej gminnej szkoły dla dzieci ze wsi Bartodzieje Małe. Budynek powstał w końcówce XIX w., ale później był wielokrotnie przybudowywany. Przez dłuższy czas służył Kujawsko-Pomorskiej Szkole Wyższej, a obecnie znajduje się tam przedszkole.
Skoro byliśmy już w klimatach sakralnych, wróćmy do nich na kilka chwil. Bez wątpienia ważnym obiektem historycznym (paradoksalnie, mimo relatywnie krótkiej historii), jest kościół Świętych Polskich Braci Męczenników, znajdujący się przy ul. Księdza Jerzego Popiełuszki. Podobno bezpośrednim inicjatorem jego budowy był sam Stefan Wyszyński, a więc ówczesny prymas Polski. Ówczesny, bowiem zgodę na budowę kościoła wydano w 1973. Na ukończenie kościoła trzeba było jednak poczekać długie 13 lat, do 1986 roku. Pierwszą mszę odprawił tutaj kolejny prymas Polski czyli Józef Glemp.

Ciekawostką jest fakt, że przed przyznaniem przez miasto ziemi na budowę kościoła nikt chyba nie sprawdził, z jakim rodzajem gruntu będą się zmagali inżynierowie. A okazało się że z takim, iż wybudowanie na nim tak wielkiego budynku było niemożliwie. W związku z tym, niemal rok zajęło przystosowywanie terenu do tego celu, co w końcu osiągnięto wbijając w ziemię ponad 200, 15-metrowych pali. Determinacja była więc duża.

Sama bryła świątyni jest bez wątpienia interesująca, choć akurat do mojego zmysłu estetycznego jej wygląd raczej nie przemawia. Rzekomo ma on nawiązywać do spotykających się na morzu barek, choć ja takowego nie dostrzegam. Dodatkowo, warto zauważyć, że jest to doprawdy wielka konstrukcja – niemal tak samo duża jako Bazylika mniejsza św. Wincentego a Paulo. Ciekawy jest też fakt, iż kamień węgielny budynku pochodzi z fundamentów katedry w Gnieźnie.

Interesujących faktów dotyczących architektury kościoła i jego najbliższego otoczenia, jest zresztą więcej. Przed nim znajduje się bowiem od 2007 roku szaniec, utworzony z kamieni, stojących niegdyś na bydgoskim Starym Rynku, jako tło pomnika Walki i Męczeństwa Ziemi Bydgoskiej. Są symboliczne głazy, upamiętniające masowe mordy na Polakach w Katyniu i na Syberii, a także płaskorzeźby, stanowiące nawiązanie do wszystkich polskich powstań narodowych. Jest oczywiście również nawiązanie do postaci Jana Pawła II. Pamiątką po papieżu jest głaz, będący elementem wystroju ołtarza, który ustawiono w trakcie mszy na bydgoskim lotnisku, odprawianej przez niego podczas ostatniej wizyty w mieście (1999 r.).

Największą, choć bez wątpienia niechcianą przez nikogo, sławę, świątynia zyskała po śmierci ks. Jerzego Popiełuszki. To tutaj, konkretnie zaś 19 października 1984 roku odprawił on swoją ostatnią mszę. W nocy udał się w podróż do Warszawy, do której nigdy jednak nie dotarł. Między Bydgoszczą a Toruniem, duchownego porwali funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa. Po serii tortur wrzucili ciało Popiełuszki do Zalewu Wiślanego w pobliżu Włocławka. W kościele znajduje się kaplica błogosławionego, natomiast przed nim jego pomnik. Został on także patronem ulicy, przy której stoi kościół.
Opisane wyżej wydarzenia w okrutny sposób wpisały się w motyw przewodni świątyni, czyli męczeństwo. Wszak jej nazwa nie wzięła się znikąd. W obiekcie czczono pamięć bohaterów walczących o niepodległość kraju, pomordowanych w Katyniu i na Syberii, ofiary września 1939 roku czy obozu śmierci w Oświęcimiu. Potem pojawił się także kult Popiełuszki. W kościele znajdują się od 1987 roku relikwie Pięciu Braci Męczenników (tj.: Benedykta, Jana, Mateusza, Izaaka i Krystyna), pierwotnie znajdujące się w katedrze w Gnieźnie, skąd skradzione zostały przez Czechów niemal… tysiąc lat temu. Jeśli faktycznie są to te same relikwie (lub choćby ich fragmenty), to mówimy o zabytku naprawdę wielkiej wagi.
Słowem uzupełnienia należy dodać, że w myśl kościelnej nomenklatury, od 2000 roku świątynia nosi miano Sanktuarium Nowych Męczenników.

Na osiedlu, konkretnie zaś w jego północnej części, przy ul. Ogrody, jest jeszcze jeden kościół. Chodzi o świątynię podlegającą pod parafię Matki Bożej Fatimskiej, której budowę ukończono ledwie 16 lat temu – w 2005 roku. Trzeba przyznać, że jak na dzisiejsze standardy (a raczej ich brak), obowiązujące w budownictwie sakralnym, konstrukcja prezentuje się całkiem nieźle. Najważniejszym jej wyróżnikiem są dwie zakończone krzyżami wieże, które dostrzec można ponad dachami innych budynków z całkiem sporej odległości.

Bardzo charakterystycznym punktem na mapie osiedla jest bez wątpienia stadion Chemika Bydgoszcz. W zasadzie powinniśmy mówić o stadionie im. Czesława Kobusa, bo obiektowi patronuje wieloletni prezes klubu, pełniącego swoją funkcję w latach 70-tych i 80-tych. Stadion powstawał w latach 1974-1977 i początkowo mógł pomieścić 15 tysięcy widzów. W związku z tym, że przez lata podlegał degradacji (dobrze pamiętam, jak jeszcze 20 lat temu niemal wszystkie krzesełka były po prostu wyrwane), a także z uwagi na kwestie bezpieczeństwa, myślę że obecnie na stadionie siedzącego miejsca nie znajdzie więcej niż tysiąc osób. Obok stadionu znajdują się dwa boiska treningowe, a także hala sportowa i budynki administracyjne klubu.

A sam Chemik to klub tyleż doceniany, co niemal zawsze wymieniana jakby w tyle dwóch bardziej znanych miejskich klubów, czyli Zawiszy i Polonii, jako trzecia siła bydgoskiego sportu. Takie postrzeganie to zapewne odbicie dokonań piłkarskiej sekcji klubu, który obecnie jest IV-ligowcem (piąty poziom rozgrywkowy). Najlepszy sezon w historii Chemika to rozgrywki 1992-1993, kiedy to zajął piąte miejsce w II lidze (obecna I, zaplecze Ekstraklasy). Wielkich sukcesów więc nigdy nie było, ale klub może się pochwalić, że piłkę kopało w nim niegdyś kilku znanych piłkarzy. W grupie tej znajdują się m.in.: Stefan Majewski (wieloletni gracz Legii Warszawa, potem niemieckich: Kaiserslautern oraz Arminii Bielefeld, trener Amici Wronki oraz asystent i tymczasowy selekcjoner polskiej kadry) czy Jakub Piotrowski (swego czasu był w KRC Genk, obecnie zaś reprezentuje barwy Fortuny Dusseldorf).

Piłka piłką, ale najsilniejszą sekcją Chemika jest od lata siatkówka. Ok, obecnie i ona znajduje się w kryzysie, bo zespół BKS Visły Proline Bydgoszcz gra w I lidze, ale przez lata z powodzeniem rywalizował w PlusLidze (najwyższy poziom rozgrywkowy), w 2013 roku wygrywając nawet sezon zasadniczy, a ostatecznie zajmując 4 miejsce. Do dziś jednak wrażenie robią nazwiska zawodników, którzy tutaj grali. Wśród nich byli m.in.: Stephane Antiga (późniejszych selekcjoner polskiej reprezentacji, z którą zdobył mistrzostwo świata), Dawid Konarski (dwukrotny mistrz świata) czy Andrzej Wrona (mistrz świata). Dodać należy, że wychowankiem siatkarskiego Chemika jest także kolejny mistrz świata, i w ogóle jeden z najlepszych polskich siatkarzy ostatniego 20-lecia, a więc wspominany już w artykule, Michał Winiarski.
Słowem uzupełnienia dodać należy, że nazwa klubu, tj. „Chemik”, przypadkowa nie jest. Klub wywodzi się bowiem ze środowisk pracowniczych Wytwórni Chemicznej nr 11 na Łęgnowie, a potem związany był z zakładami „Zachemu”. Pierwsze boisko klubu znajdowało się zresztą na Łęgnowie, przy ul. Hutniczej, a sam klub nazywał się KS Wisła Łęgnowo. Nazwa Chemik obowiązuje zaś od 1975 roku. Wielu kibiców nie może z kolei nadążyć za zmianami nazw siatkarskiej sekcji klubu, którą przez lata nazywano: Delectą, Łuczniczką czy Transferem. Z kolei piłkarze przez kilka sezonów na początku XXI wieku grali pod szyldem… Chemik/Zawisza Bydgoszcz. Twór doprawdy dziwaczny.

Pisząc o Wyżynach nie można zapomnieć o legendarnej giełdzie. Mowa o wielkim targowisku, rozkładającym się na terenie parkingu i placu przed stadionem Chemika (między ulicami: Glinki, Magnuszewską, a niemalże szkołą podstawową nr 60), a także na samej koronie stadionu. Ten coniedzielny rytuał trwa w tym miejscu od lat 90-tych. Moje wspomnienia z tamtych czasów oraz początku XXI wieku, kiedy z uwagi na brak galerii handlowych, giełdę odwiedzało się relatywnie często, są bardzo wyraźne. Obejmują one tłumy ludzi, morze namiotów, przymieranie ubrań na rozłożonych na ziemi kartonach, i możliwość zakupu nawet najdziwniejszych (w tym żywych – w postaci zwierząt) towarów. Jeden ze znajomych przyrzekał mi kiedyś, że jego wujek, które rzekomo wiedział gdzie szukać, kupował na giełdzie w latach 90-tych broń. Cóż, nawet bym się nie zdziwił, gdyby to była prawda.
Giełda oczywiście traciła swoją moc w ciągu ostatnich kilkunastu lat, ale wciąż, w lepszej lub gorszej formie, trwała. Co więcej, podobno drugą młodość dał jej niedzielny zakaz handlu, który jej nie obejmuje. Jeżeli chcecie się więc wybrać w podróż w czasie, odwiedźcie okolice Chemika w niedzielę do 14. Wrażenia gwarantowane.
Przemierzając osiedle
Kiedy byłem nastolatkiem oraz młodym dorosłym, a więc w latach, w których niewątpliwie wyróżniałem się sporą ignorancją wobec otaczającego mnie świata, jego historii czy aspektów społecznych, postrzegałem Wyżyny jako wielkie, szare blokowisko. Do tego, blokowisko, na którym wszystko wygląda tak samo. To z kolei w bezpośredni sposób prowadziło do poczucia zagubienia i zagrożenia.

Powyższe, wraz z poznawaniem osiedla, ulegało oczywiście systematycznej zmianie. Z kolei poczucie zagrożenia było, jak wskazują statystyki, słabo uzasadnione. Według tradycyjnie wspominanego przeze mnie Programu Rewitalizacji Miasta Bydgoszczy 2023+, Wyżyny wyróżniają się na tle miasta „in minus” tylko w jednym aspekcie. Rzecz dotyczy liczby podmiotów gospodarczych przypadających na 100 mieszkańców. To wynikać może jednak z faktu, iż osiedle zamieszkuje przecież bardzo duża liczba osób, co utrudnia osiągniecie w tej kategorii korzystnego wskaźnika.
Wspomniane szare blokowiska przez lata oczywiście się zmieniły. O zieleni, która się wokół nich pojawia, terenach rekreacyjnych czy usługach już wspominałem, ale swoje zrobiła też termomodernizacja, która dodała całości trochę (dosłownie i w przenośni) koloru. Najbardziej charakterystycznym przykładem takiego ocieplania jest jeden z bloków stojących przy ul. Ogrody, na którym namalowano wyobrażenie wielkiego słońca. Od razu robi się cieplej.

Na wielką płytę zbyt długą patrzeć się nie da. Ale nawet ja, osoba wychowana w takim budynku (a więc odczuwająca w tym zakresie przesyt), lubię czasami spojrzeć od strony Ronda Toruńskiego na 11-piętrowe wieżowce, wznoszące się na skraju osiedla. Te widać z niemal każdego zakątka centralnej części Bydgoszczy, przez co służyć mogą jako swoisty drogowskaz, punkt orientacyjny. Dzięki nim z pewności nie zabłądzicie.

A jeśli zabłądzicie w obrębie osiedla, postarajcie się odnaleźć inne charakterystyczne punkty. Takim może być budynek Drugiego Urzędu Skarbowego przy Wojska Polskiego, albo McDonald’s przy tej samej ulicy. Na placu za nimi, tuż obok targowiska, regularnie rozkłada się od lat wesołe miasteczko. Absolutnie legendarna jest także kładka nad Wojska Polskiego, łącząca Wyżyny B1 z Wyżynami B4. Któż kiedyś, przechodząc tędy, nie zatrzymał się na chwilę, spoglądając na pędzące w dole auta?

No dobra, ale jak się tutaj żyje? Chyba nie najgorzej, bowiem niemal każdy „wyżynianin”, z którym rozmawiam, silnie identyfikuje się ze swoim osiedlem. I w zasadzie nie ma się co dziwić. Połączenie z pozostałymi osiedlami miasta i centrum jest przecież w porządku (no, chyba, że akurat coś remontują, ale tego nie unikniemy), przez lata pojawiły się usługi (niektóre punkty mają zresztą niemalże kultowy status, jak choćby pawilon usługowych przy kładce na Wojska Polskiego oraz Osiedlowy Dom Kultury „Modraczek”). Są baseny, boiska, przedszkola, szkoły podstawowe, liceum nr IX czy nawet wydział uczelni. Słowem: da się żyć!
Dobrego życia i dalszego rozwoju wypada życzyć także samemu osiedlu. Wszak jest ono domem dla wielu z nas, bydgoszczan!

Piotr Weckwerth
Zdjęcia: Inna Yaremchuk
“Polecam także nasz Instagram,
na którym pokazujemy kulisy tworzenia blogowych materiałów!”
Sprawdź też artykuły cyklu:
Artykuł powstał w ramach cyklu Piotr Weckwerth prezentuje: „Bydgoskie osiedla BEZ FILTRÓW – cz. 2”.
ZREALIZOWANO DZIĘKI WSPARCIU FINANSOWEMU MIASTA BYDGOSZCZY.

W latach 80-tych, na parkingu koło Chemika była co niedzielę giełda samochodowa.