Wszystkie opisane przeze mnie pasma górskie, z perspektywy turysty ocenić można jako specyficzne. Nie należy jednak odbierać tego jako czegoś złego. Po prostu, nie wszystkim, szczególnie zaś nie tym, którzy przyzwyczajeni są do wygód i rozbudowanej infrastruktury turystycznej, a także do stricte widokowych szlaków, przypadną one do gustu. Nie poleciłbym ich także rodzinom z małymi dziećmi, ani osobom, nastawionym na spokojne, rekreacyjne spacery. Kto więc powinien korzystać ze szlaków: Gór Sowich, Gór Kamiennych i Gór Wałbrzyskich? Otóż, z pewnością pokochają je tzw. turyści alternatywni, osoby, które pragną odpocząć od tłocznych miejsc, obcować z naturą, oraz te, dążące do dokładnej eksploracji odwiedzanych miejsc. Tacy turyści z pewnością się nie rozczarują.
Aby podsumować informacje, przedstawione w poprzednich tekstach, opisujących nasze zmagania z: Górami Sowimi, Górami Wałbrzyskimi i Górami Kamiennymi, poniżej przedstawiam krótkie streszczenie. Można korzystać, choć najpierw polecam zapoznanie się z pełnym opisem tych tras.
Dzień 1. Góry Kamienne (które okazały się Górami Suchymi): Unisław Śląski – Wielki Stożek (840 m n.p.m.) – Mały Stożek (750 m n.p.m.) – Sokołowsko – Włostowa (903 m n.p.m.) – Kostrzyna (906 m n.p.m.) – Suchawa (928 m n.p.m.) – Schronisko PTTK „Andrzejówka” – zamek Radosno – Sokołowsko – Unisław Śląski. Czas: ok. 8 godzin.
Bardzo skromna infrastruktura turystyczna i niemal całkowity brak turystów (poza okolicami schroniska „Andrzejówka”), dość strome podejścia i kiepskie oznakowanie. Warunki widokowe raczej kiepskie.
Dzień 2. Góry Wałbrzyskie: Kamieńsk (Jedlina-Zdrój) – Przełęcz Szypka (630 m n.p.m.) – Dłużyna (685 m n.p.m.) – Wołowiec (776 m n.p.m.) – Kozioł (774 m n.p.m.) – Przełęcz Kozia (653 m n.p.m.) – Borowa (853 m n.p.m.) – Przełęcz pod Borową (675 m n.p.m.) – Kamieńsk (Jedlina-Zdrój)
Nieco lepsze widoki, aniżeli w Górach Suchych (a na samej Borowej wręcz fantastyczne), fatalne oznakowanie (za wyjątkiem okolic Borowej), strome podejścia. Niewątpliwym plusem jest położenie szlaku w pobliżu Jedliny-Zdrój. Czas: ok. 5 godzin.
Dzień 3. Góry Sowie: Walim – Przełęcz Walimska (755 m n.p.m.) – Wroniec (835 m n.p.m.) – Wielka Sowa (1015 m n.p.m.) – Mała Sowa (972 m n.p.m.) – Przełęcz Walimska – Walim
Komfortowe, delikatne podejście na najwyższy szczyt Gór Sowich. Na szczycie wieża widokowa, która (jeśli jest akurat otwarta), zapewnia bardzo dobre widoki. Oznakowanie niezłe, choć można się do niego momentami przyczepić. Czas: ok. 3 godzin.

Foto. Piotr Weckwerth
Na sam koniec, przyjrzyjmy się zaletom i wadom Gór Sowich (i znów, mówię o całym regionie turystycznym, nie zaś tylko o funkcjonującym pod tą nazwą paśmie górskim). Rzecz jasna, czynniki te są mocno subiektywne, a każdy turysta może je odbierać nieco inaczej.
Zacznijmy od wad. Wśród nich w pierwszej kolejności wymienić należy oznakowanie. Nie zliczę ile razy zalewała mnie krew, bo znaki były albo nieczytelne, albo namalowane w bardzo mylący sposób. Czasami zaś w ogóle ich nie było. Niedociągnięcia były szczególnie irytujące przy rozwidleniach dróg, kiedy to dalszy bieg szlaku często nie był w żaden sposób sygnalizowany. Wówczas wybierałem losową ścieżkę i szedłem nią aż do momentu, w którym jakieś oznaczenie się pojawiło. Niestety, czasami w ogóle się nie pojawiało. Wtedy wkraczałem na kolejną ścieżkę, i tak do skutku. Na kogo można zrzucić winę za tak fatalne oznakowanie szlaków? Wydaje mi się, że w związku z faktem, iż wszystkie opisywane przeze mnie trasy, znajdują się na obszarach parków krajobrazowych – Góry Wałbrzyskie i Kamienne w Parku Krajobrazowym Sudetów Wałbrzyskich, Góry Sowie w Parku Krajobrazowym Gór Sowich – oznakowanie tras leży w zakresie obowiązków właściwych służb, funkcjonujących w strukturach tychże parków. Oczywiście domaganie się natychmiastowej poprawy tej sytuacji jest bezcelowe. Jak mogliście przeczytać, nie cieszą się one wielką popularnością więc władze z pewnością nie odczuwają pilnej potrzeby zmiany tej sytuacji. A i budżet na ten cel pewnie jest silnie ograniczony. Mimo to, mam nadzieję, że kiedyś, zanim jakiś turysta naprawdę zabłądzi, problem zostanie rozwiązany.
Infrastruktura innego typu, poza kilkoma, najbardziej turystycznymi miejscami po prostu nie istnieje. Jest więc kilka wiat, np. na: Borowej, Wielkiej Sowie i Wielkim Stożku, wieże widokowe (również Borowa i Wielka Sowa, a także Kalenica). Do tego należy dodać dwa schroniska: „Andrzejówka” oraz położona w pobliżu Przełęczy Jugowskiej „Zygmuntówka” (akurat tam nie dotarliśmy). Osoby, przyzwyczajone do komfortowych warunków raczej nie będą mile wspominały tych szlaków. Podobnie jak wszyscy ci, którzy chcieliby nocować w hotelach o odpowiednio wysokim standardzie, bowiem miejsca noclegowe regionu znajdują się głównie w małych pensjonatach.
Drugim poważnym minusem obszaru jest oczywiście brak widoków. Tymi, cieszyć można się niemal wyłącznie w okolicach szczytów, albo dzięki wieżom widokowym, jak na Wielkiej Sowie i Borowej. Fakt ten z pewnością odstraszy wielu fotografów, a także wszystkich tych, którzy lubią usiąść na jakiejś wygodnej skałce i z zadumą spoglądać na mały świat, który pozostał gdzieś w dole.

Foto. Piotr Weckwerth
Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Wspomnianą zadumę zapewnia bowiem spokój i niemal całkowity brak turystów na szalkach. Są takie momenty, że na trasie nie spotkacie absolutnie nikogo, więc śmiało możecie zająć myśli snuciem planów na następne 60 lat życia. Chwilami bywa to dość niepokojące, szczególnie na odcinkach, wiodących ciemnym, gęstym lasem. Mimo to, wszechogarniająca cisza pozwala na odprężenie, zebranie myśli i ogólnie rzecz ujmując, odpoczynek.
Inne zalety? Fakt, że poza samymi szlakami, na stosunkowo małym obszarze wokół trzech opisywanych pasm górskich, a także po drodze do lub z tego regionu, możecie skorzystać z wielu naprawdę interesujących atrakcji turystycznych. Część z nich z pewnością szerzej przybliżę kiedyś na łamach bloga, ale już teraz polecam serdecznie odwiedziny we wszystkich punktach, należących do kompleksu „Riese” („Olbrzym”), tj.: „Włodarz”, „Rzeczka”, „Soboń” i „Osówka”, zamkach: Książ i Grodno czy twierdzy w Srebrnej Górze. Ale to nie wszystko, bo przemierzając Dolny Śląsk, zwiedzić możecie mnóstwo klimatycznych miast i miasteczek. Ze swojej strony polecam: Świdnicę, Wałbrzych (bliżej rejonów górskich) oraz Legnicę i Lubin. Każde z nich jest inne, każde posiada swój specyficzny klimat.

Foto. Piotr Weckwerth
Czymże byłaby jednak turystyka bez jedzenia? Na koniec wspomnę więc w kilku zdaniach o potrawach i napojach, których spróbowałem. Rzecz jasna, najbardziej znanymi potrawami regionalnymi są kluski śląskie i tzw. „śląskie niebo”. Na przekór, tych właśnie nie próbowałem. Zresztą, właściwie nie miałem na to szans, bo jedyną knajpą, w której dostrzegłem jakiekolwiek akcenty regionalne (nie dotyczy alkoholi – o tym niżej), była restauracja „Rynek 43” w Świdnicy. Tam spróbowałem doprawdy pysznej zupy z karpia po cystersku z czerwoną soczewicą oraz strudla z kaszanki z jabłkowym winegretem na sałacie. Na deser udało mi się wcisnąć Ciasto Świdnickie „Gryz Bolka”. Nauczony doświadczeniem, nie spodziewałem się niczego specjalnego, ale bardzo pozytywnie się zaskoczyłem. Swoją drogą, samą knajpę mogę z całego serca polecić. Fakt, że znajduje się na dziedzińcu staromiejskiego ratusza tylko wzmacnia ogólne, bardzo dobre wrażenie.

Foto. Piotr Weckwerth

Foto. Piotr Weckwerth
W innych miejscach jadłem już raczej średnio regionalne, choć typowe dla tutejszych lokali dania. W opisywanej już wcześniej „Oberży PRL” w Kamieńsku ledwo udało mi się pochłonąć polędwicę wieprzową na plackach ziemniaczanych, co jednak nie wynikało z kiepskiego smaku, a monstrualnej wielkości podanej porcji. Jadłem również w Wałbrzychu (tym razem placek po góralsku), a konkretnie w „Polskich Smakach”, gdzie było bardzo swojsko, ale i całkiem smacznie, a także w Jedlinie-Zdrój, w Browarze „Jedlinka”. W ostatnim z miejsc, wstyd się przyznać, posiliłem się pizzą. Była spoko.
No ale, jeżeli już o browarach mowa, miłośnicy tego szlachetnego trunku będą się czuli w tym regionie dobrze. Wiem o co najmniej pięciu rzemieślniczych browarach, które działają w okolicy. Są to: „Sowie” w Bielawie, „Hoppy Lab” w Żarowie, „Pivovsky” i „Świdnica”, rzecz jasna w Świdnicy oraz „Jedlinka” w Jedlinie-Zdrój. Jakoś tak wyszło, że najwięcej rodzajów piwa, którego spróbowałem, było autorstwa Browaru Rzemieślniczego „Sowie” (Pils, pszeniczne, pszeniczne z marakują i mango, a także bezalkoholowy, ciemny kwas chlebowy „Młody Buk”) i wszystkie smakowały naprawdę dobrze. W ogóle, w trakcie tego wyjazdu, bodaj po raz pierwszy w życiu, zasmakowały mi piwa smakowe, gdyż doceniam także te, wyprodukowane przez browar „Pivosky”, tj. Banana Weizen i Marakuja IPA. Zarówno one, jak i wspomniane wcześniej piwa z „Wielkiej Sowy”, ewidentnie nie są dosładzane w tak chamski sposób jak wiele koncerniaków, których często po prostu nie da się pić. Polecam szczególnie na upalne dni. Jako przeciętne ocenić należy z kolei „Imperialne Świdnickie Jasne” z Hoppy Lab oraz „Czerwonego Barona” (ciemne z delikatnym posmakiem karmelu) z browaru „Jedlinka”. Oba browary mają w swym arsenale dużo więcej odmian piw, których niestety nie miałem już czasu spróbować. Warto jednak wspomnieć, że w „Jedlince”, obok „Barona” produkują jeszcze „Pszenicznego Pana”, „Marcową Damę” i „Jaśnie Księcia”.
Jeśli po tych wszystkich daniach, zaprawionych lokalnym piwem, nie będziecie mieli jeszcze dość, możecie spróbować czegoś słodkiego. W okolicy, konkretnie zaś w Świebodzicach, działa bowiem produkująca słodycze firma „Śnieżka”. Jej produkty można znaleźć co prawda w sklepach w innych częściach kraju, no ale na miejscu smakują oczywiście najlepiej. Ja ze swojej strony polecam michałki i wiosenną mieszankę firmowych cukierków. Super smak i cukrzyca gwarantowane.

Foto. Piotr Weckwerth
To tyle o Górach Sowich, Wałbrzyskich i Kamiennych. W skrócie: polecam i nie polecam, w zależności od tego, jakim typem turysty jesteście. Mi się bardzo podobało i pewnie, jeśli czas pozwoli, jeszcze kiedyś wrócę. Z tym czasem może być jednak różnie, bo pasm górskich u nas dostatek. A bogactwo, jak dobrze wiecie, to czasami największy problem.
Polecane (żadne tam lokowanie produktu):
Willa „Kwiaty Polskie”: https://jedlina-zdroj.net/
Restauracja „Oberża PRL” w Kamieńsku (Jedlina-Zdrój): https://www.facebook.com/OBERZA.PRL.Jedlina.Zdroj/
Restauracja „Rynek 43” w Świdnicy: http://rynek43.pl/
Browar Rzemieślniczy „Sowie”: http://sowie.com.pl/
Browar „Pivovsky”: https://pivovsky.eu/
PIOTR WECKWERTH
__________________
Zobacz też:
W górach używam mapy.cz. Nigdy się nie gubię. Trzeba ściągnąć mapy offline, w razie braku zasięgu. W innych krajach też się przydają