RATUSZ – BYDGOSZCZ PRZEZ DZIURKĘ OD KLUCZA (CZĘŚĆ 4)


Stare Miasto bez budynku ratusza to rzecz, którą doprawdy trudno sobie wyobrazić. Stanowi on przecież jego centralny punkt, można by nawet rzec, że serce. Dlatego w Bydgoszczy, przez dziesięciolecia ubolewano, że gmach ratusza, pełni swoją funkcje niejako w zastępstwie po swoich wielkich, nieistniejących już niestety, poprzednikach. Z czasem, narracja nieco się jednak zmieniła, bowiem budynek znajdujący się przy ulicy Jezuickiej robi to na tyle godnie, i przez tak długi czas, że dziś trudno sobie wyobrazić, aby siedziba miejskich władz mogła znajdować się gdzie indziej! Odkryjmy więc wspólnie tajemnice tego gmachu!


Reprezentacyjny czy niegodny Starego Rynku?

Stali czytelnicy niniejszego bloga, zdążyli już na pewno zauważyć, że często przytaczam tutaj przemyślenia mistrza – Zbigniewa Raszewskiego, zawarte w jego bydgoskim opus magnum, czyli „Pamiętniku Gapia”. I niemal zawsze są to moim zdaniem przemyślenia trafne, które upływający czas (a Raszewski pisał przecież „Pamiętnik” w latach 80-tych XX wieku) zweryfikował pozytywnie. W kontekście jego komentarza, dotyczącego obecnego gmachu miejskiego ratusza, zgodzić się jednak nie mogę!

Napisał więc Raszewski: „(…) nowy ratusz odsłonił się, ale z nim także jego brzydota, słusznie przedtem skrywana. Władze miejskie objęły ten gmach w posiadanie 9 XII 1879 i tkwią  w nim do dziś”. Autor narzekał głównie na fakt, iż budynek przez wiele lat, pełniąc już swoją funkcję, pozostawał niewidoczny, skryty za innymi zabudowaniami (o czym wspomnę nieco później), ale nie tylko. Zwrócił przecież także (jak wynika z powyższego cytatu) uwagę na to, że po prostu był…brzydki.

Bydgoskiemu ratuszowi do brzydoty daleko!

Rzecz doprawdy dziwna, bowiem konstrukcja od kiedy pamiętam, a więc od początku lat 90-tych, jawiła mi się jako atrakcyjna wizualnie. OK, przy ratuszach wielu innych, polskich miast, rzeczywiście nie tak monumentalna, ale poprzez swoją nietypową, bardzo „nieratuszową” formę, w pewien sposób niepowtarzalna. I wiem, że ktoś mi zaraz wypomni fakt, iż Raszewski pamięta jeszcze gmach sprzed gruntownego remontu, a nawet rozbudowy z lat 1994-1996, które na pewno zdecydowanie poprawiły jego estetykę, ale jednak archiwalne zdjęcia, ukazujące moment „odsłonięcia” budynku, udowadniają, że tak źle jak pisze Raszewski, wcale nie było.  

Być może jednak, autor „Pamiętnika” nagapił się (nomen omen) na przedwojenną zabudowę Bydgoszczy, przez co nie potrafił do końca docenić piękna „nowego” ratusza. I nie ma co go o to obwiniać, bo przecież uroda miasta z tamtych lat, była niezaprzeczalna.

Na powody, przez które ratusz postrzegano przed laty właśnie w taki sposób, jak opisał to Raszewski, wskazywał także (i to sporo wcześniej) inny wielki bydgoszczanin, czyli Marian Turwid. Twierdził on, że taki stan rzeczy wynikał wyłącznie ze znajdujących się po południowej stronie gmachu, szpetnych dobudówek, pełniących niegdyś funkcje gospodarcze. Jednocześnie doceniał on walory całej konstrukcji, pisząc: „Znakomici budowali ten gmach architekci, nawet jego strona „podwórkowa” nie ma nic wspólnego z tandetą budowlaną. Masyw budynku nawet i od tej „tylnej” strony działa monumentalnie i harmonijnie”.

Przy okazji, Turwid wspomina spotkanie z wielkim poetą Jarosławem Iwaszkiewiczem, którego oprowadzał swego czasu po Bydgoszczy, i który również zwrócił uwagę na nieszczęsną, południową stronę ratusza. Pisarz miał nawet powiedzieć z niesmakiem: „Jak wam nie wstyd trzymywać tak piękny gmach, w tak opłakanym, tak bardzo oszpeconym przybudówkami stanie?”. No właśnie, jak?

“Odsłonięcie” budynku dawnego kolegium jezuickiego. Z lewej strony wspominane przez wielu autorów, szpecące przybudówki

Problem na szczęście jednak, choć dopiero lata później, rozwiązano. W związku z tym dzisiaj, stojąc na płycie Starego Rynku, z dumą spoglądać możemy na, jak to zaznaczył Marian Turwid, tylną ścianę budynku. Tak jest, tylną! Jak to możliwe? Więcej niżej!

Dziś prezydent, kiedyś rektor

Dziś w budynku pracują dziesiątki urzędników oraz prezydent miasta we własnej osobie, ale jeszcze 200 lat temu, przechadzając się po jego korytarzach, spotkalibyśmy raczej osobników odzianych w… habity. Wszystko za sprawą działalności Jezuitów, którzy prowadzili tutaj najprawdziwsze seminarium duchowne!

Ratusz dziś? Siedziba miejskich władz

Zakon został sprowadzony do grodu nad Brdą już w 1616 roku, co miało na celu zniwelowanie wpływów reformatorskich, związanych z działalnością protestantów. Misja była z perspektywy kościoła rzymskokatolickiego niezwykle istotna, bowiem już w XVI wieku zdarzało się, że pod wpływem tez głoszonych przez Marcina Lutra, w bydgoskich zakonach odnotowywano „dezercje”. Jezuici mieli więc przywrócić „stary ład”. W celu podkreślenia znaczenia tego zdania, ulokowano ich w samym sercu Starego Miasta, na skraju Rynku.

Już w końcówce lat nastych XVII wieku, zakon otrzymał od majętnych bydgoskich mieszczan kilka kamienic, znajdującą się w pobliżu kościoła farnego oraz przy zachodniej pierzei Rynku. Dzięki temu, Jezuici mogli zacząć prowadzić szkołę, działającą pod egidą kolegium w Toruniu. Szybko okazało się jednak, że to nieco zbyt mało, więc przystąpiono do budowy gmachu z prawdziwego zdarzenia. Ten wznoszono w latach 1644-1653, a „grosza” na tę inwestycję nie szczędziły prawdziwe „szychy”, czyli m.in.: rotmistrz koronny i sekretarz królewski, biskup Kasper Działyński, kanclerz koronny i starosta bydgoski Jerzy Ossoliński, oraz cała masa zamożnych bydgoszczan. Pracami budowlanymi kierował Wojciech Przybyłkowicz, który zdaje się również był Jezuitą, a do tego posiadał bogate doświadczenie w realizacji podobnych projektów, które nabył w wielu innych miastach.

W ten sposób powstał potężny jak na tamte czasy, barokowy budynek. Równolegle wznoszono jednak jeszcze bardziej monumentalny gmach kościoła, a więc głównej budowli jezuickiego kompleksu. Świątynię pod wezwaniem św. Krzyża (nazwaną tak w związku z faktem otrzymania w 1638 roku z rąk biskupa chełmińskiego, cudownego krzyża wraz z relikwiami), oddano do użytku w 1649 roku. Potem, kościół ten otrzymał patronat św. Ignacego Loyoli i jako taki jest najczęściej w Bydgoszczy wspominany.

Rysunek Paula Bertholda Jaekela, przedstawiający Stary Rynek ok. 1800 roku. Z tyłu kościół pw. św. Ignacego Loyoli

Niestety, wspominany. Wszystko dlatego, że został zrównany z ziemią w 1940 roku przez okupujących miasto hitlerowców. Sytuacja ta stanowiła następstwo tragicznych i po części (jak twierdzą niektórzy) mistycznych wydarzeń. Przed gmachem świątyni, w pierwszych dniach września 1939 roku rozstrzelano przecież kilkudziesięciu mieszkańców miasta, co miało stanowić rzekomą zemstę Niemców za tzw. „krwawą niedzielę”. Wśród ofiar było kilku duchownych, a jeden z nich (źródła wskazują, że mógł to być ktoś z dwójki: Piotr Szarek lub Stanisław Wiórek), umierając, oparł się zakrwawioną dłonią o mur kościoła, pozostawiając niezmywalny ślad. Okupanci próbowali rzekomo pozbyć się śladu na wszelkie sposoby, aż w końcu podjęli decyzję o wyburzeniu obiektu, wraz z całą zachodnią pierzeją. Fakt istnienia śladu potwierdzały nawet spore autorytety z ówczesnych lat, jednakże dzisiaj trudno ocenić, jak było naprawdę. Być może Niemcy próbowali po prostu złamać ducha polskości lub najzwyczajniej w świecie stworzyć wielki plac, wykorzystywany do defilad ku chwale Hitlera. Któż to wie.

To właśnie opisane wyżej wydarzenia, spowodowały, iż „odsłonięta” została fasada, czy też raczej tył, dzisiejszego ratusza. Jak bowiem nietrudno się domyślić, od początku istnienia, obiekt, a ówczesna szkoła, stanowiła zaplecze dla jezuickiej świątyni.

Kiedyś zaplecze jezuickiej świątyni, dzisiaj reprezentacyjna fasada, widziana od strony Starego Rynku

Zaszczytny status niezależnego kolegium, placówka uzyskała już w 1647 roku. A szkoła, jak to szkoła, koncentrowała się oczywiście na kształceniu. Zakonnicy przekazywali więc wiedzę m.in. z zakresu: gramatyki języka greckiego i łacińskiego, retoryki oraz etyki. Co więcej, przy kolegium rozwijała się prężenie działalność kulturalna! Od lat 20-tych XVII wieku działały tutaj: pełnoprawny teatr (funkcjonujący zresztą w tym miejscu aż do 1824 r., a więc momentu oddania do użytku teatru miejskiego przy dzisiejszym Placu Teatralnym), biblioteka (druga największa w mieście, zaraz po zbiorach Bernardynów) oraz bursa muzyczna. Zasadniczo należy więc stwierdzić, że działo się sporo!

W kolegium kształcili się głównie potomkowie (oczywiście, zgodnie z tendencją ówczesnych czasów, męscy potomkowie) bydgoskiej i podbydgoskiej szlachty. Sporo było także „przyjezdnych”, głównie zaś z Pomorza oraz Warmii. I tutaj warto dodać, że nie byli to tylko przyszli duchowni, ale uczniowie świeccy. Tak to bowiem wówczas wyglądało, iż najbardziej wykształceni, a co za tym idzie, najbardziej predystynowani do przekazywania wiedzy, byli duchowni. W szkole uczyło się ok. 200 uczniów, a za kształcenie odpowiadało kilkunastu zakonników, którym przewodził wybierany każdorazowo na 3-letnią kadencję, rektor.

Wśród duchownych, którzy pełnili funkcję rektora w bydgoskim seminarium, wymienić można m.in.: Michała Konarzewskiego (pierwszy rektor kolegium), Bartłomieja Nataniela Wąsowskiego (uczył m.in.: poezji, gramatyki oraz syntaksy), Wojciecha Głazowicza (podobno, w trakcie potopu szwedzkiego, zdołał wytłumaczyć Szwedom zjawisko zaćmienia słońca) czy Kasper Niesiecki (parał się m.in.: genealogią i heraldyką). Warto wspomnieć także o innym zakonniku, mianowicie Janie Mikołaju Smoguleckim, będącym synem bydgoskiego starosty, którego jednak nie interesowała kariera polityczna, a który wolał oddać się kontemplacji duchowej. Poza tym, że Smogulecki był matematykiem i astronomem, to śmiało można nazwać go prawdziwym podróżnikiem. W 1644 r., jako pierwszy Polak w historii dotarł do Dżakarty (wówczas Batawii), a w 1646 r. do Chin. Uczony zmarł 10 lat później w prowincji Kanton, gdzie za sprawą wielkiego cesarza Shunzhi, prowadził misję ewangelizacyjną.

Wszystko powyższe sprawia, że dzisiejszy budynek ratusza, a dawne seminarium duchowne, określić można mianem pierwszego bydgoskiego uniwersytetu! Tym bardziej, zważywszy na późniejsze losy placówki.

Kompleks monumentalny

W latach świetności, a więc na przełomie XVII i XVIII wieku, kompleks jezuickich zabudowań były jednym z największych (jeśli nie największym) w mieście. Stał się takim po rozbudowie kolegium z 1695 roku, którą ufundował Jan Stefan Komorowski, chorąży malborski. Ze względu na znaczenie, w pierwszej połowie XVIII w.  budynek przebudowywano jeszcze kilkukrotnie, co rusz nieco powiększając jej powierzchnię. Dziwić to nie może, bowiem poza częścią szkolną, mieściły się tutaj także mieszkania dla zakonników, w których przebywało zwykle kilkunastu duchownych, oraz wiele pomieszczeń gospodarczych.

Kompleks wyróżniał się więc na tle pozostałych miejskich zabudowań, mocno naruszonych przez nawiedzające Bydgoszcz nieszczęścia lat uprzednich, jak np.: potop szwedzki, III wojna północna oraz liczne zarazy i pożary. Wspominałem już kiedyś na łamach bloga, że ok. 1700 r. w obrębie murów miejskich, zamieszkiwało maksymalnie 200 osób. W takich warunkach, zabudowania Jezuitów, wrażenie robić po prostu musiały!

Kompleks Jezuitów od zawsze robił duże wrażenie!

Nie może więc dziwić, że obiekty chętnie wizytowane były przez prawdziwe tuzy. W 1657 r. zatrzymał się tutaj z wizytą król Jan Kazimierz z żoną Ludwiką (swoją drogą, wcześniejszą małżonką Władysława IV), potem przebywał tutaj Fryderyk Wilhelm, czyli tzw. Wielki Elektor. Gośćmi raczej nie można nazwać z kolei szwedzkich i rosyjskich wojskowych, którzy „odwiedzili” obiekty jezuickie w trakcie działań wojennych. W źródłach dobrze opisano za to wizytę króla Stanisława Leszczyńskiego z 1734 r., w związku z którą zorganizowano wielkie wydarzenie kulturalne. Był więc wieczór poetycki i koncert (w trakcie których oczywiście wychwalano władcę), były występy tamburzystów i  trębaczy oraz wystawna uczta.

Jak więc doszło do tego, że obiekt utracił swoją pierwotną funkcję? Sprawa jest dość prosta. Zakon Jezuitów po prostu zamknięto. I nie chodzi tutaj o jego zamknięcie w Bydgoszczy, czy na terenie Polski, ale ogólnie, w skali świata. Rzecz nastąpiła w 1773 roku.

Samo kolegium funkcjonowało do 12 maja 1780 r., tj. do kasaty klasztoru. Wówczas, już w trakcie zaborów, obiekt przeznaczono na protestanckie gimnazjum. Obiekt wrócił pod polską jurysdykcję, kiedy Bydgoszcz stała się stolicą departamentu Księstwa Warszawskiego. Wówczas również funkcjonowała tutaj szkoła. W tym czasie w gmachu bywały ważne historyczne postacie, m.in.: Józef Wybicki, autor słów polskiego hymnu, Fryderyk Skórzewski, właściciel majątku w Lubostroniu, dramaturg Julian Ursyn Niemcewicz czy historyk Tadeusz Czacki. Uczniem placówki był z kolei Stefan Garczyński, późniejszy poeta, tłumacz, powstaniec listopadowy oraz bliski przyjaciel Adama Mickiewicza. Co ciekawe, wychowywał się on w tamtych latach u swoich krewnych, a więc Skórzewskich z Lubostronia.

Księstwo Warszawskie, jak wiemy z historii, dość szubko upadło, a Bydgoszczy włączono w skład Królestwa Prus. W budynku umieszczono więc ponownie niemieckie, klasyczne gimnazjum królewskie, które działało  tutaj aż do 1878 roku. I w tym miejscu widać, jak obiekty, znane współczesnym bydgoszczanom, łączy nić czasu. Gimnazjum to, przeniesiono bowiem do gmachu przy Placu Wolności. Dzisiaj placówka działa już jako liceum ogólnokształcące. Tak jest, mowa o I Liceum Ogólnokształcącym im. Cypriana Norwida.

A budynek dawnego kolegium, w 1879 r. został zakupiony przez miasto i stał się siedzibą władz. Tak oto rozpoczęła się nowa, trwająca po dziś dzień, era w dziejach budynku.

Spójrzmy z zewnątrz!

Oczywiście, patrząc na dzisiejszy ratusz, nie dostrzeżemy jego pierwotnego charakteru. Oryginalny, XVII wieczny, a więc barokowy styl, został utracony już na początku XVIII wieku, podczas jednej ze wspomnianych, dużych modernizacji. Dodatkowo, ślady historii zamazała niewątpliwie inwestycja, mająca na celu dostosowanie obiektu do pełnienia funkcji ratusza. W latach: 1878-1879, kosztem ponad 120 tys. marek, niemal całkowicie przemodelowano bowiem fasadę. Za prace te odpowiadało trzech dżentelmenów: Wilhelm Lincke (ten sam, który zaprojektował rozbudowę dawnych zabudowań klasztoru Klarysek i ich zaadaptowanie na szpital miejski), miejski radca budowlany, a także: murarz Albert Rose i cieśla Heinrich Mautz. Stworzyli elewację, którą określić należy mianem pięknej i estetycznej, jednakże całkowicie pozbawionej cech barokowych.

Na elewacji próżno szukać śladów baroku…

Kolejna ważna przebudowa to już lata 90-te XX wieku, a więc wydarzenie które (ledwo, bo ledwo) pamiętam. Wówczas to, nieco odświeżono elewację budynku, zastosowano przeszklone, nowoczesne elementy, a także rozbudowano wschodnie skrzydło, dzisiaj stanowiące najnowszą część kompleksu. Wtedy to, pozbyto się także wspominanych przez Zbigniewa Raszewskiego i Mariana Turwida, szpetnych dobudówek, znajdujących się po południowej stronie gmachu. Warto dodać, że chwilę wcześniej, bo w 1992 roku, ratusz wpisano oficjalnie do rejestru zabytków.

Całość reprezentuje z zewnątrz styl klasycystyczny. Jeśli się przyjrzymy, naszą uwagę na pewno zwrócą wyobrażenia roślin oraz kształtów geometrycznych, zdobiące otwory okienne. Bardzo charakterystyczny jest choćby znajdujący się przy skrzyżowaniu ulic: Niedźwiedzia i Jezuickiej, wykusz. Od Strony Starego rynku wyróżnia się pokaźnych rozmiarów ryzalit, wysunięty przed bryłę głównego korpusu. W jego górnej części znajduje się z kolei zegar, który odsłonięto w 671 rocznicę nadania Bydgoszczy praw miejskich, a więc 19 kwietnia 2017 r. Poza nim, na tylnej ścianie budynku umieszczono także herb miasta.

…ale i tak jest ciekawie!

Nieco mniej reprezentacyjna jest frontowa ściana ratusza, gdzie znajduje się główne wejście do urzędu. Mowa oczywiście o wejściu od strony ulicy Jezuickiej. Jednak i tam, tuż nad głównym portalem, dostrzeżemy leciwy herb Bydgoszczy. Poza tym, na murach ratusza znajduje się kilka tablic pamiątkowych. W północnej ścianie, od strony ul. Farnej wisi ozdobna tablica pamiątkowa z wizerunkiem króla Kazimierza Wielkiego, wykonana z okazji 650-lecia przyznania praw miejskich Bydgoszczy, którą wmurowano tutaj w 1996 r. Wcześniejsza, z 1946 r., wstawiona z okazji  600-tnych urodzin miasta, trafiła do zasobów Muzeum Okręgowego im. Leona Wyczółkowskiego. Z kolei od strony południowej, dostrzec możemy tablicę, stanowiącą wspomnienie o tragicznych wydarzeniach z 1939 roku, a więc masowych mordach, dokonywanych na bydgoszczanach przez hitlerowców przed budynkiem ratusza i w jego wnętrzu. „Miejsce uświęcone krwią bohaterów, którzy oddali życie w walce z najeźdźcą hitlerowskim” – głosi napis wyryty na tablicy.

Tablice pamiątkowe na ścianach ratusza

Pozostając przy temacie wydarzeń smutnych, należy także wspomnieć o pomniku Walki i Męczeństwa Ziemi Bydgoskiej, który przed ratuszem stoi nieprzerwanie od 1969 roku. Oczywiście, zmienia swoje otoczenie (niegdyś, tuż zanim stał kamienny szaniec, obecnie znajdujący się przy kościele Polskich Braci Męczenników na Wyżynach) oraz położenie (choćby w trakcie ostatniej rewitalizacji płyty Rynku). Co ciekawe, pomnik został wykonany w zupełni innym celu – miał mianowicie stanowić hołd dla bohaterów, poległych w warszawskim gettcie. Ostatecznie jednak, władze Warszawy nie wykorzystały go, więc postanowiono, że zostanie odesłany do Bydgoszczy. I tak też się stało, mimo że wcześniej w Bydgoszczy  przeprowadzono otwarty konkurs, który wygrał projekt przedstawiający boginię Nike.

W najbliższym sąsiedztwie budynku nie brak również miejsc pamięci, związanych z  bardziej radosnymi chwilami. Tuż przed frontem (ale tym od strony Starego Rynku) znajduje się wmurowana w chodnik płyta, upamiętniająca wkroczenie Wojska Polskiego do Bydgoszczy w dniu 20 stycznia 1920 roku, a więc moment zakończenia zaborów i powrotu miasta do Rzeczypospolitej.

W kontekście bydgoskiego ratuszu, interesujące jest również to, że przed nim (czego naprawdę wiele osób nie dostrzega, lub po prostu nie chce dostrzegać) rozciąga się sporych rozmiarów teren zielony. Poza trawnikiem jest też wiele drzew i krzewów. Próbując spojrzeć na budynek od strony południowo-zachodniego narożnika placu, możemy mieć spore problemy, aby przebić się wzrokiem przez tę zieloną gęstwinę!

W poszukiwaniu najstarszego…

Jak zostało już wcześniej wspomniane, ślady najwcześniejszej historii gmachu obecnego ratusza, zostały przez lata bardzo silnie zatarte. Wnętrza bodaj najmocniej przekształcono w trakcie przystosowywania do potrzeb pełnienia funkcji siedziby miejskiej władzy, wykonanych w trakcie zaborów. Swoje zrobiły oczywiście także wcześniejsze (np. w momencie kasaty zakonu), a także późniejsze działania (jak podczas ostatniej ważnej przebudowy, w latach 1994-1996).

Niemniej, nawet pomimo tego, że historia ratusza nie oszczędziła, zachowały się tutaj miejsca, w których magia minionych wieków jest wyraźnie wyczuwalna. W tym kontekście, zwrócić należy uwagę  przede wszystkim na sklepienia krzyżowe, które dostrzec można w przynajmniej kilku pomieszczeniach. Doskonale widoczne są w znajdującej się w piwnicy restauracji, a także na korytarzach parteru i pierwszego piętra. Gorzej jest w niektórych biurach na parterze budynku, bowiem tutaj gdzieniegdzie, w celu utworzenia dodatkowych przestrzeni,  po prostu przedzielono je ścianą.

Sklepienia korytarza na parterze gmachu

W piwnicach w innej części obiektu, dokładniej zaś miejscu gdzie obecnie znajduje się warsztat drukarski, w ścianie znajdują się relikty pierwotnych, kamiennych murów. Obok przymocowano tabliczkę z napisem „Ślady historii miasta”. No i super, że takowe się zachowały, ale przyznać trzeba, że w towarzystwie białych ścian, biurek oraz sprzętu biurowego, wyglądają doprawdy dziwacznie. Z drugiej strony, gdzieś przecież pracować trzeba.

Kamienne bloki w ścianie ratuszowej piwnicy

W budynku znajduje się jednak jeszcze jeden, bardzo leciwy element. Do niego dostęp jest jednak bardzo silnie ograniczony, przez co nawet mi trudno było się tam dostać. O czym mowa? O najstarszej części więźby dachowej, która zapewne ma w sobie coś z tej pierwotnej, XVII wiecznej. Aby się do niej dostać, przecisnąłem się przez wąski otwór, prowadzący na poddasze z najwyższej kondygnacji, w środkowej części budynku. Tam, przebijając wzrokiem dość duży mrok, dostrzegłem wkomponowane w zdecydowanie nowsze elementy infrastruktury, drewniane bele, tworzące sklepienie konstrukcji. Rzecz jasna, do tego miejsca dotarłem po uprzednim uzyskaniu odpowiedniej zgody i w towarzystwie osoby, oddelegowanej w tym celu przez ratusz. Stanowczo odradzam takie próby na własną rękę. Podpisano – wujek dobra rada.

Ostatnie ślady oryginalnego sklepienia

Gdybym pisał ten artykuł 40 lat temu, zapewne opiewałbym jeszcze piękno oryginalnej, barokowej stolarki, zachowanej na pierwszym piętrze budynku. Niestety, ostatnie elementy tego typu „padły” ofiarą ludzkich rąk w latach 80-tych XX wieku. Szkoda.

To tyle, jeśli chodzi o miejsca w budynku, które w jakiś sposób można odnieść do epoki baroku, w której powstał. Przyznacie, że skromnie, jednakże niech Was to nie zniechęca, bo bydgoski ratusz kryje w swoim wnętrzu jeszcze wiele interesujących tajemnic!

Baroku nie ma, ale i tak jest ciekawie

Przyznam Wam szczerze, że mam problem z wchodzeniem do budynków użyteczności publicznej, zlokalizowanych w zabytkowych gmachach. Zamiast bowiem skupić się na załatwianiu, często niecierpiących zwłoki, spraw urzędowych, rozglądam się na wszystkie strony, poszukując śladów historii lub choćby detali, które ucieszą moje oko. Taki specyficzny rodzaj skrzywienia.

Nie inaczej było zawsze z budynkiem bydgoskiego ratusza. A tutaj, wrażenie monumentalności pojawia się już kilka kroków po przekroczeniu progu, szczególnie zaś, jeśli wchodzimy od strony ulicy Jezuickiej. Pokonujemy obszerną klatkę schodową, przechodzimy obok portierni i wkraczamy na korytarz wyłożony stylowymi płytkami. W otoczeniu dominuje stolarka wykonana z ciemnego drewna. Płaskorzeźby utworzone na drewnie o takiej samej barwie, zdobią zresztą wejścia do wielu pomieszczeń w budynku. Sklepienia (tam gdzie nie ma oryginalnych) oraz ściany mają z kolei klasycystyczny sznyt.

Klatka schodowa w ratuszu, z której spojrzeć można prosto na…

Szczególnie duże wrażenie mogą robić klatki schodowe, które wykonano w sposób bardzo staranny i stylowy. Poza tym, szyku dodają im eleganckie poręcze oraz żyrandole, a także wielkie okna, które gwarantują piękny, panoramiczny widok na rozciągający się pod gmachem Stary Rynek. Szczególnie polecam spojrzeć na niego z najwyższego piętra budynku. Wrażenia gwarantowane!

Płytę Starego Rynku!

Zajrzyjmy jednak do konkretnych sal. Na parterze, w skrzydle północnym, znajduje się sala im. Władysława Webera, czyli zasłużonego pracownika bydgoskiego ratusza, ku pamięci którego wmurowano tutaj w ścianę tablicę. Weber to wieloletni pracownik magistratu, który na początku XX wieku, tj. jeszcze w czasach zaboru pruskiego, był jedynym wśród urzędników Polakiem. Potem blisko współpracował z Janem Maciaszkiem oraz prezesował Związkowi Urzędników Miejskich. W sali jego imienia odbywają się czasem różnego rodzaju posiedzenia, jednak uwagę przyciągają przede wszystkim zawieszone na ścianie portrety wszystkich byłych prezydentów Bydgoszczy.

Dawni prezydenci miasta w sali im. Władysława Webera

W piwnicy, z wejściem od strony ulicy Farnej, znajduje się, jak zdążyłem już napisać, „Bufet pod Ratuszem”. I nie, nie jest to wyłącznie stołówka dla pracowników urzędu miasta, a również lokal ogólnodostępny. W środku, w przystępnych cenach, zjeść możecie przede wszystkim dania kuchni polskiej.

“Bufet pod Ratuszem”

Szczególnie dużo ciekawostek, znaleźć można na 1 piętrze gmachu. Ich natężenie wzrasta, wraz ze zbliżaniem się do przestrzeni prezydenckiej, a więc biur gdzie pracuje właśnie włodarz miasta, oraz jego najbliżsi współpracownicy. I tak, na korytarzu zawieszono herby wszystkich 13 miast partnerskich Bydgoszczy (w tym m.in. ukraińskich: Czerkasów i Krzemieńczuka). Dalej znajduje się spora wnęka, w której umieszczono podświetlane gabloty z różnego rodzaju pucharami, medalami czy statuetkami, które otrzymała Bydgoszcz lub osoby z Bydgoszczą związane. Jest też przestrzeń, w której na specjalnych tabliczkach wygrawerowano nazwiska członków osad, które zwyciężały w poszczególnych latach w „Wielkiej Wioślarskiej o Puchar Brdy”. Wszystkich, a więc począwszy od 1992 roku. W sąsiedztwie stoi z kolei Wieczysty Puchar Rady Miasta Bydgoszczy, wręczany każdego roku triumfatorom.

Najciekawiej jest jednak w biurze, nazwijmy to, gościnnym prezydenta miasta. Mowa o salce, w której odbywają się bardziej oficjalne spotkania prezydenta z zaproszonymi gośćmi. Sporo tutaj drobiazgów, jak np. różnego rodzaju flagi, statuetki oraz historyczne zdjęcia.

Gabinet przewodniczącej rady miasta

Szczególnie, warto zwrócić uwagę na łańcuch przewodniczącego rady miejskiej, a także używany przez niego dzwonek. Oczywiście są także insygnia władzy prezydenckiej, w tym łańcuch oraz doprawdy wielgachny klucz (do bram miasta, ma się rozumieć!). Wzrok przyciągają także: duży portret Kazimierza Wielkiego oraz herb miasta, a także zdjęcie przedstawiające pierwszy skład Rady Miejskiej z 1920 roku. Najcenniejszy jest jednak niewielki, niepozorny dokument, wiszący tuż przy oknie. Mowa o kopii aktu lokacyjnego, nadającego Bydgoszczy prawa miejskie, podpisanego przez króla Kazimierza III Wielkiego, 19 kwietnia 1346 roku. Oryginał się niestety nie zachował, jednak tutaj znajduje się jego najwierniejsza replika.

Kopia aktu lokacyjnego Bydgoszczy

W prezydenckim biurze, znajdziemy także stylizowane, drewniane krzesło z wyrytym na nim herbem miasta oraz „Szablę Kilińskiego” czyli najwyższe odznaczenie rzemieślnicze. Ta przekazana została Rafałowi Bruskiemu w 2017 roku przez Kujawsko-Pomorską Izbę Rzemiosła i Przedsiębiorczości.

Rzecz jasna, opisując gmach ratusza, trudno byłoby nie wspomnieć o dwóch najbardziej reprezentacyjnych salach, które kryją się w jego wnętrzach. Pierwszą z nich jest wielofunkcyjna sala pod numerem 200A, wykorzystywana najczęściej przy okazji organizowanych w ratuszu konferencji prasowych, a także na potrzeby posiedzeń niektórych komisji. Tutaj, poza długim, okrągłym stołem, przy którym pomieścić może się jednorazowo niemal trzydzieści osób, jest pełne wyposażenie konferencyjne, w tym m.in. mikrofony i nagłośnienie. Jedną ze ścian pomieszczenia zajmuje z kolei ścianka z oficjalnymi logotypami miasta. Sala ta, znajduje się w nowej, dobudowanej w latach 90-tych XX wieku, części budynku.

“Sala medialna”

Druga ze wspomnianych to największe i chyba najbardziej imponujące omieszczenie w ratuszu. Mam na myśli salę sesyjną im. Jana Maciaszka. To tutaj obradują radni miasta, tutaj odbywa się wiele uroczystości, a okazjonalnie organizowane są nawet koncerty lub inne wydarzenia kulturalne. Oczywiście, przed salą znajduje się tablica, upamiętniająca pierwszego po powrocie Bydgoszczy w granice Rzeczypospolitej, prezydenta miasta. Na niej zawarto sentencję: „Był to mąż prawy, nieugięty, charakter nieskazitelny”.

W dolnej części sali sesyjnej znajdują się przede wszystkim miejsca siedzące dla radnych miasta, wyposażone w mikrofony oraz urządzenia do głosowania (na panelu znajdują się przyciski: „za”, „wstrzymuje się”, „przeciw”, „obecność/wniosek formalny”, „proszę o głos” „ad vocem”, „rezygnuję z głosu” oraz „głos priorytetowy”). Naprzeciwko znajdują się z kolei ława prezydium oraz stanowisko osoby zarządzającej spotkaniami. Są też miejsca dla wolnych słuchaczy – teoretycznie każdy może wejść na sale w trakcie jawnych obrad rady i przysłuchiwać się toczącej się dyskusji. Miejsca te, znajdują się głównie na balkoniku,  zawieszonym nad salą obrad.

Sala sesyjna im. Jana Maciaszka

W sali tej znajdują się także pamiątki, związane z pielgrzymką papieża Jana Pawła II do Bydgoszczy. Wśród nich jest dużych rozmiarów obraz przedstawiający świętego oraz medale, ofiarowane miastu podczas jego wizyty. Jest też oprawione w ramkę postanowienie Rady Miasta, nadające papieżowi honorowe obywatelstwo Bydgoszczy.

Akt nadania Janowi Pawłowi II honorowego obywatelstwa Bydgoszczy

Pomieszczenie ma naprawdę wielkie okna, które zwykle zasłaniają grube, ciężkie zasłony. Wydają się bardzo leciwe, ale ciekawostką jest fakt, że wyposażono je w system automatycznego podnoszenia. Wrażenie sprawia to doprawdy przedziwne, ale jednocześnie jest bardzo interesujące!

Oczywiście to nie wszystko, a korytarze i poszczególne sale bydgoskiego ratusza skrywają jeszcze wiele tajemnic. W kancelarii ogólnej jest dla przykładu kuferek, podarowany miastu w latach 80-tych XX wieku przez miasto partnerskie z Ukrainy, czyli Krzemieńczuk. Jest też sporo obrazów, np. pędzla Piotra Kiepuszewskiego z 1996 r., ukazujący moment nadania praw miejskich Bydgoszczy, na zamku w Brześciu Kujawskim, a także, szkic Dahlberga oraz (co niektórych może mocno zdziwić) obraz przedstawiający ratusz w Toruniu. Ten ostatni przesłał prezydent tego miasta, w dniu 660 urodzin Bydgoszczy. Prawda że miło?

Odmienny charakter od pozostałej części budynku ma oczywiście wschodnie, najmłodsze skrzydło ratusza. Tutaj znajduje się wysoka, czteropoziomowa klatka schodowa, zakończona dużymi, umieszczonymi w suficie świetlikami. I choć oczywistym jest, że brakuje tutaj elementów zabytkowych, to tuż przy wyjściu na ulicę Niedźwiedzia, usytuowano dwie, stylizowane na klasycystyczne… kolumny. Niestety, nie dokopałem się do informacji o ich pochodzeniu.

Nie był pierwszy, ale czy będzie ostatni?

Historia i współczesność bydgoskiego ratusza uczą nas, że nic nie trwa wiecznie. Nie przetrwało więc kolegium jezuickie, ale nie przetrwała także pierwotna siedziba władz miejskich. Ani nawet siedziba druga czy trzecia. Tak wiem, potocznie mówi się o trzech bydgoskich ratuszach, ale de facto, było ich zdecydowanie więcej.

Pierwszy niewątpliwie był konstrukcją drewnianą i również niewątpliwie spłonął krótko po tym jak go zbudowano, a więc w 1425 r., w trakcie wielkiego pożaru miasta, w którym ucierpiało także wiele innych budynków (niemal w całości spłonęła wówczas Fara, którą ponownie oddano do użytku dopiero w 1466 r.). Częściowo murowany budynek stanowiący „następcę” pierwszego ratusza, również spłonął, na początku wieku XVI.  

Pierwszy ratusz powstał prawdopodobnie krótko po nadaniu Bydgoszczy praw miejskich przez tego jegomościa

Na szczęście wówczas postanowiono, że kolejna siedziba władz miejskich, musi być już nieco bardziej trwała. Jak wskazywała niemieckojęzyczna prasa z 1886 r., w tym celu, zatrudniono fachowca, czyli Jana z Gdańska, na podstawie projektu którego ok. 1510 roku rozpoczęto budowę ratusza z prawdziwego zdarzenia. Budowano go podobno bardzo długo, co po części było także wynikiem niespodziewanej śmierci architekta. Swoją drogą, w archiwach zachowała się rzekomo skarga, złożona przez wdowę po Janie, która domagała się uiszczenia zaległej zapłaty za roboty. Cóż, lata mijają, a problemy dotykające ludzi pozostają niezmienne.

Potwierdzeniem tego, że budynek powstał, są choćby szkic Szweda Johna Dahlbera, przedstawiający panoramę miasta w trakcie potopu szwedzkiego, oraz notatka pozostawiona przez radcę miejskiego Wojciecha Łochowskiego w 1636 roku. Ten, w pięknych słowach opisał monumentalność budynku, twierdząc, iż: „Całe miasto jest murem opasane, ma wysoką wieżę na czele rynku roku 1600 kształtnie postawioną i ratusz ozdobnie murowany”. Z opisu tego, wywnioskować można, że budynek wyróżniał się dominującą na miastem wieżą, stanowiącą symbol siły samorządu miejskiego. Całość musiano zaś ukończyć na przełomie wieków XVI i XVII.

To jak wyglądał i gdzie stał budynek, możemy wywnioskować także z planu Gretha z 1774 roku, który wskazywał, że konstrukcję wykonano w stylu gotyku niderlandzkiego, rzecz jasna przy wykorzystaniu cegły. Wraz z upływem lat, do konstrukcji, zgodnie z ówczesną modłą, dobudowywano liczne przybudówki w stylu renesansowym. Konstrukcja znajdowała się mniej więcej na środku dzisiejszego Rynku, a jej frontowa ściana sięgała przedłużenia ulicy Mostowej. Prawdopodobny obrys bryły starego ratusza zaznaczono zresztą na płycie Starego Rynku kolorem czerwonym.

Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie image-1.png
Plan Gretha z 1774 roku. Na samym środku Rynku widać budynek ratusza

Niestety, ten, zdaje się, że najbardziej okazały w historii miasta ratusz, rozebrały pruskie władze ok. 1830 roku. Wcześniej, przez wiele lat, głównie w wyniku działań wojennych związanych z potopem szwedzkim, konstrukcja była bardzo zniszczona, w związku z czym władze miejskie przeniesiono w inne miejsce. Swoją drogą, jeden z lokalnych dziennikarzy, konkretnie zaś Józef Podgórzeczny, pisał w latach 80-tych XX wieku, że Prusacy celowo doprowadzili do ruiny zabytkowy budynek, aby zatrzeć ślad polskiej kultury.

Jakkolwiek by nie było, w 1753 roku władze miejskie przeniesiono bardzo blisko, bo na styk ulicy Farnej i Starego Rynku, do narożnej kamienicy. W miejscu tym rozgościła się także później władza pruska, po włączeniu Bydgoszczy w granice zaboru w 1772 r. Co ciekawe, w kolejnych latach obiekt ten służył policji, a tuż przed zburzeniem (kamienica została zrównana z ziemią wraz z całą zachodnią pierzeją) muzeum miejskiemu.

Potem, ok. 1815 r., magistrat przeniesiono do budynku przy skrzyżowaniu ulicy: Podwale i Długiej – zdaje się że w miejsce, gdzie dzisiaj stoi kamienica należąca do kompleksu „Sowy”. Długo jednak tutaj władze nie pourzędowały, bo już w 1831 postanowiono wybudować nowy ratusz.

Tutaj kiedyś mieściła się siedziba bydgoskich władz!

Takt też się stało i to już rok później,  kiedy na miejscu niewielkiego browaru przy ulicy Długiej 37, wzniesiono reprezentacyjny gmach. I tak, dobrze się domyślacie. To miejsce, po ponownej wyprowadzce władz miejskich (serio, ile można się przeprowadzać?) zostało hotelem. Najpierw „Lengninga”, potem „Ratuszowym”. Dziś jest to już nie hotel, a hostel „Ratuszowy”, któremu do dawnej chwały niestety daleko. Władze miejskie opuściły obiekt, bowiem szybko okazało się, że jest zbyt mały jak na potrzeby pruskich urzędników.

I w taki właśnie sposób zataczamy koło, ponownie trafiając do budynku dawnego kolegium jezuickiego. Obiekt przy ul. Długiej sprzedano za 95 tysięcy marek i podjęto decyzję o zaadaptowaniu budynku pojezuickiego. Podczas uroczystej ceremonii otwarcia w 1879 r. burmistrz Buchmann, stwierdził: „Rozpoczynamy tutaj pracę, na chwałę miasta a Obywatelom na obronę”. No i tak już zostało.

Dziś trudno sobie wyobrazić, że w tych wnętrzach działało kiedyś seminarium duchowne…

Na koniec, żebyście nie myśleli, że zawirowania wokół ratusza zakończyły się ponad 150 lat temu, warto wspomnieć, że tuż przed wybuchem II wojny światowej, Zarząd Miejski Bydgoszczy ogłosił konkurs na projekt nowego gmachu władz. Ten, miał się mieścić przy ul. Słowackiego, mniej więcej tam, gdzie dziś stoi… Filharmonia Pomorska! Zdaje się, że potem postanowiono jednak, że stanie on w okolicach dzisiejszej ulicy Floriana, jednak tego pewien już nie jestem. W zmaganiach udział wzięły 52 prace, a zwycięzcą został Jerzy Woyzbuna. Oczywiście inwestycja nigdy nie doczekała się realizacji.

Swe „trzy grosze”, niestety już w najgorszym tego słowa znaczeniu, dorzucili w temacie ratusza także hitlerowcy. W 1939 r. Werner Kampe (zbrodniarz odpowiadający za masowe mordy na  bydgoszczanach oraz wyburzenia w obrębie Starego Miasta, który zresztą nigdy nie odpowiedział za swe czyny i dożył w spokoju późnej starości), stwierdził podobno, ze wzniesie nowy ratusz ku chwale Hitlera. Być może właśnie dlatego zburzono zachodnią pierzeję Starego Rynku. Niemcy oczywiście planu nie zrealizowali, a miejsce po „wyrwanym zębie” pozostaje puste po dziś dzień. I może dobrze, bo bardzo poważnie się obawiam, czy realizacja współczesnych projektów (jakkolwiek kuszące by one nie były), wkomponowałaby się w historyczną tkankę bydgoskiego Starego Miasta.

Spójrz na ratusz inaczej

Podsumowując ten nieco przydługi wywód, mam szczerą nadzieję, że następnym razem, podczas weekendowej przechadzki po bydgoskim Starym Mieście, spojrzycie na budynek ratusza nieco inaczej. Wspomnicie, że niegdyś mieszkali w nim Jezuici, że kształciły się tutaj w minionych wiekach setki młodych bydgoszczan, że przed i wewnątrz jego murów, rozgrywały się kluczowe wydarzenia historyczne – zarówno te szczęśliwe jak i tragiczne. Przypomnicie też sobie, że to co wygląda na ścianę frontową, jest tak naprawdę tylną ścianą gmachu, przed laty skrywaną za fasadą pięknego, nieistniejącego już niestety kościoła pw. św. Ignacego Loyoli.

Niech wszystkie te myśli pojawią się w Waszych głowach, choćby przez krótką chwilę. A potem zróbcie sobie szybką rundkę wokół budynku. Przejdźcie się ze Starego Rynku, ulicą Farną, żeby wreszcie skręcić w Jezuicką. Tam zaś, dotknijcie leciwych murów ratusza i oddajcie się tej chwili. Poczujecie bicie serca. Tutaj bije przecież serce naszego miasta. Serce Bydgoszczy.

To tyle, jeśli chodzi o bydgoski ratusz, jego historię i współczesność. Do cyklu „Bydgoszcz przez dziurkę od klucza” powrócimy jednak już za dwa tygodnie!

Sprawdź też wcześniejsze części cyklu:

1. EWANGELICKO-AUGSBURSKI KOŚCIÓŁ ZBAWICIELA

2. KOŚCIÓŁ KLARYSEK

3. GMACH SĄDU OKRĘGOWEGO

Artykuł powstał w ramach projektu „Bydgoszcz przez dziurkę od klucza”, realizowanego przez Fundację Krzewienia Kultury i Turystyki „Nad Rzeką”.

ZREALIZOWANO DZIĘKI WSPARCIU FINANSOWEMU MIASTA BYDGOSZCZY.

Leave a Reply

Autor motywu: Anders Noren.

Up ↑

%d bloggers like this: