Gdyby pośród wszystkich, inowrocławskich osiedli, wskazać to, wyróżniające się na tle pozostałych własnym charakterem, specyfiką oraz swego rodzaju odrębnością, pewnie większość zwróciłaby uwagę właśnie na nie. Wyraźnie widać, że niegdyś, wcale zresztą nie tak dawno temu, była to niewielka, osobna miejscowość. Miejscowość, w której na świat przyszła późniejsza wielka postać polskiej poezji. Dziś to południowo-wschodnie, ale jakże urokliwe, zakątki Inowrocławia. Drodzy Państwo, poznajcie osiedle Szymborze!
Zanim zaproszę Was do właściwej części artykułu (czyli tekstu o osiedlu Szymborze) przypominam (a tych, którzy trafili tutaj po raz pierwszy, informuję), że niniejszy materiał jest częścią większego, zapoczątkowanego w 2022 roku, cyklu. Do tej pory w ramach „Inowrocławskich osiedli BEZ FILTRÓW” – bo tak nazywa się ta seria – ukazały się 3 artykuły.
W 2023 roku kontynuujemy serię i – jeśli nie zdarzy się nic niespodziewanego – niebawem ją zakończymy! Wszystko dlatego, że w Inowrocławiu, oficjalnie funkcjonuje jedynie 6 osiedli! Ale nie uprzedzajmy faktów.
Dotychczas powstałe teksty, przeczytać możecie tutaj:
Zapraszam do lektury, zarówno wymienionych wyżej artykułów, jak i niniejszego, dotyczącego osiedla Szymborze.
Wspieraj “TURYSTYKĘ BEZ FILTRÓW” NA PATRONITE!
Zbieramy na kolejny film o Bydgoszczy🎥
https://patronite.pl/turystykabezfiltrow
„O Boże, gdzie to Szymborze?!”
Gdyby zapytać losowo spotkanego mieszkańca Inowrocławia o to, gdzie znajduje się osiedle Szymborze, zapewne niemiałby problemu, ze wskazaniem orientacyjnego kierunku. „Południowo-wschodnia część miasta, między Solnem, Mątwami i granicą miasta” – mógłby odpowiedzieć. Pytanie jednak, czy nakreśliłby dokładny przebieg granic? Tutaj mogłyby się już pojawić schody.
No i nic dziwnego w zasadzie, bo któż – poza urzędnikami i takimi wariatami jak autor niniejszego materiału – zna dokładny przebieg granic jednostek pomocniczych miasta? No właśnie. Niemniej, gwoli publicystycznego porządku, zajrzyjmy do uchwały rady miejskiej z dnia 31 maja 2012 r. w sprawie statutu Osiedla „Szymborze” w Inowrocławiu, gdzie te granice w sposób bardzo precyzyjny opisano.

W dokumencie zapisano, że granica wiedzie od skrzyżowania ulic: Nowej i Poznańskiej, na wschód, do granicy Inowrocławia, czyli kilkaset metrów na wschód od obwodnicy miasta. Dalej odbija ona na zachód, wraz z linią kolejową Gdynia-Herby Nowe, aby nagle (w dość nienaturalny sposób) skręcić na południe, w ulicę Wielkopolską oraz Wiktora Spornego, aż do ulicy Pokojowej. Dalej dochodzimy do ulicy Wiejskiej i docieramy nią z powrotem do linii kolejowej, którą „dojeżdżamy” do styku z ulicą Staropoznańską. Ta prowadzi nas do ulicy Cichej, którą dostajemy się do ulicy Poznańskiej. A stąd już tylko kilkaset metrów na północ, aby skręcić na wschód, w ulicę Nową. W taki sposób zataczamy koło. Albo raczej, w taki sposób tworzymy kształt, który miał być kołem, w rozumieniu 2-letniego, uczącego się trzymać pisak, dziecka.
Opisany wyżej przebieg granic, do najbardziej intuicyjnych – delikatnie rzecz ujmując – nie należy. Toteż poniżej dołączam mapkę zaczerpniętą z uchwały rady miejskiej. Nie dziękujcie!

Źródło: Uchwała Rady Miejskiej Inowrocławia Nr XX/314/2008 z 25 czerwca 2008 r.
Przy tych granicznych rozważaniach, warto zwrócić uwagę, że dzisiejsze osiedle Szymborze, obejmuje swym zasięgiem nie tylko tereny dawnej wsi o tej samej nazwie, znajdującej się mniej więcej wzdłuż dzisiejszych ulic: Stanisława Przybyszewskiego, Wielkopolskiej i Szymborskiej, a także położonych na południe od niej pól uprawnych (mniej więcej w okolicach ul. Wiktora Spornego). Doklejono do niego także spore przestrzenie, pełniące obecnie funkcje przemysłowe, wcześniej z Szymborzem niemające wiele wspólnego. No ale gdzieś trafić one przecież musiały.

Biorąc pod uwagę oficjalny podział Inowrocławia na osiedla (a przypomnę, że według uchwał, rady miejskiej, takowych jest w Inowrocławiu tylko 6!), Szymborze graniczy z: Solnem (od północy), Mątwami (od południa) oraz… Osiedlem Uzdrowiskowym (od zachodu). „Jak to? Uzdrowiskowym? Przecież tam jest Rąbin!” – zakrzyknie wielu inowrocławian, czytając ten fragment tekstu. Fakt, przyznaję, że to ewidentnie Rąbin. Niestety, takiego osiedla oficjalnie w granicach miasta nie ma. I tak, też mnie to dziwi (szczególnie, że to chyba największe skupisko ludności w mieście), jednak więcej o tym napiszę w tekście poświęconym właśnie Osiedlu Uzdrowiskowemu (ten na blogu pojawi się jeszcze w sierpniu!). Póki co tylko informuję, jak się sprawy mają.
“Polecam także nasz Instagram,
na którym pokazujemy kulisy tworzenia blogowych materiałów!”
Szymborze przez wieki
Osada Szymborze (oczywiście pod nieco inną nazwą) istniała już prawdopodobnie w czasach wojen z zakonem krzyżackim. Być może nawet została założona przez Krzyżaków, w każdym razie w niektórych źródłach zachowały się wzmianki, jakoby, wespół z kilkoma innymi wsiami (np.: Marulewami, Turzanami, Mikorzynem czy Batkowem), zostały w XV wieku przekazane w ręce mieszczan.

Wiemy na pewno, że w 1505 roku Szymborze oficjalnie weszło w skład starostwa Inowrocławskiego. Oraz to, że nazwa wsi często ulegała zmianie – na kartach historii zachowały się m.in.: Szemborze, Samborze oraz Czimborze. Co ciekawe, swoją autorską wersję nazwy, wprowadzili w trakcie okupacji Niemcy, którzy nazwali tę część miasta… Therwingen. Nie pytajcie dlaczego.
Wyżej użyłem w kontekście Szymborza stwierdzenia „części miasta”, mając na myśli okres II wojny światowej. I nie pomyliłem się, bowiem Szymborze, mimo niewątpliwej odrębności, wyróżniania się na tle pozostałej części Inowrocławia oraz sporego oddalenia od centrum (o czym niżej), zostało przyłączone do miasta już w 1934 roku. Wiele to jednak w specyfice Szymborza nie zmieniło, bowiem cały czas był to obszar stricte wiejski. Mało tego, niektórzy twierdzą, że dalej takim jest!

Od wieków bowiem, Szymborze było miejscem, w którym mieszkali chłopi, toteż królowało tutaj rolnictwo i hodowla zwierząt. Widać to ewidentnie na starych mapach – które ukazują, że pod wieś podlegały rozległe pola – i widać w historycznych nazwach ulic. Dla przykładu, w trakcie okupacji, dzisiejsza ulica Andrzeja Dybalskiego, nazywała się po prostu Bauerweg, czyli w wolnym tłumaczeniu: Droga Chłopska. Z kolei obecna ulica Stanisława Przybyszewskiego nosiła wówczas nazwę Hauptstrasse, czyli Główna. Nic zresztą dziwnego – wszak była, i wciąż jest, główną osią Szymborza!
W kontekście historii i nazewnictwa, warto zwrócić także uwagę na ulicę Szymborską. Ten trakt istniał już prawdopodobnie w pierwszych latach po założeniu Szymborza, łącząc wieś z większym sąsiadem, czyli Inowrocławiem. Szybko pojawiła się też – na jego miejskim odcinku – obecna nazwa, wskazująca, dokąd droga prowadzi. Potem, w 1934 roku, a więc po włączeniu w granice miasta, trakt przedłużono do obecnej ulicy Stanisława Przybyszewskiego. Taka oto historia, ukryta kilkadziesiąt centymetrów pod warstwą asfaltu.

A tak swoją drogą, odrębność Szymborza od Inowrocławia zachowała się także w nazewnictwie ulic w 2 innych miastach! Tak jest, bowiem w Bydgoszczy i Poznaniu istnieją ulice o nazwie Szymorska (i nie chodzi o nazwę: „Szymborskiej”, jak w wielu innych ośrodkach, a właśnie „Szymborska”). W Bydgoszczy ulica ta znajduje się na Glinkach, a w Poznaniu na Łazarzu. Przyznacie, że to fajne nawiązanie do tradycji i uhonorowanie historii tej niewielkiej, w zasadzie już nieistniejącej, miejscowości.

No dobra, ale skąd w ogóle taka dziwna nazwa – “Szymborze”? Na pewien trop może nas naprowadzić jedno z haseł, zawartych w słowniku etymologicznym języka polskiego według którego “szymborza” i “samborza” to wieżyczka, drewniana wieża lub wieża usytuowana nad bramą wjazdową. Być może więc gród, w początkowych latach istnienia wyróżniał się posiadaniem takowej? A może dało się stąd dostrzec wieżyczki pobliskiego Inowrocławia? Doprawdy, trudno stwierdzić!
Nieodparty urok
Właśnie wspomniana wyżej odrębność, czy też raczej, wrażenie odrębności, to w kontekście Szymborza słowo klucz (jak już pewnie zdążyliście zauważyć). Faktycznie, wjeżdżając tutaj od strony centrum miasta, ulicą – nomen omen – Szymborską, poczujemy się jak w małej, urokliwej wsi. I żeby było jasne (żeby nikt się nie obraził, nie zrozumiał źle moich słów), to jest naprawdę duży plus!
W centralnej części osiedla, czyli w centrum dawnej wsi (południowa część ulicy Szymborskiej, ulice: Wielkopolska, Przybyszewskiego, Ogrodowa itp.), dominuje niska, jednorodzinna zabudowa. Niektóre domki pamiętają jeszcze przełom wieków oraz 20-lecie międzywojenne, jednak większość powstała już po II wojnie światowej. Niemniej, wysokich konstrukcji szukać tutaj próżno.

Mało tego, gdzieniegdzie znajdziecie jeszcze najprawdziwsze gospodarstwa rolne. Oczywiście nie ma ich tak dużo jak kiedyś, ale sam doliczyłem się przynajmniej kilku sporych rozmiarów. No i są pola – wielkie, obsadzone rożnego rodzaju uprawami przestrzenie, które podziwiać można choćby przy ulicy Szymborskiej, czy na południe od przecinającej osiedle, linii kolejowej.
W samym centrum miejscowości (tj. oczywiście osiedla), znajduje się staw. To taki punkt orientacyjny, jakie funkcjonują w każdej miejscowości czy na każdym osiedlu. Obecnie nazywa się go najczęściej Renat, jednak jest to zniekształcona nazwa obowiązujących wcześniej: Rynat lub Rynot. Zaborcy, od początku używali oczywiście swoich nazw, m.in.: Dorff See (Wiejskie Jezioro) bądź Rinott See. Co ciekawe, do 1987 roku, obecna ulica Marii Kownackiej, na sąsiednim osiedlu Solno (materiał o nim wkrótce na blogu!), nosiła nazwę Renata, co było właśnie nawiązaniem do tego stawu.

Zbiornik musiał być kiedyś znacznie większy, na co wskazują stare zdjęcia, a także fakt, iż kilka metrów za jego wschodnim brzegiem, znajduje się bagniste obniżenie terenu. Akwen sięgał jednak zapewne także zdecydowanie dalej, w kierunku północnym (to nie potwierdzona informacja, ale ta północna, dzisiaj już kompletnie wyschnięta część jeziora, bywała nazywana także “Magata”). Dziś jego brzegi (tzn. tej pozostałej części są ładnie zagospodarowane (obok jest choćby boisko i plac zabaw), a na środku znajdują się fontanny, jednak kiedyś służył najpewniej celom hodowlanym.

W pobliżu stawu Renat, zlokalizowanych jest kilka ważnych, osiedlowych obiektów, jednak do nich wrócimy w dalszej części tekstu. Teraz przenieśmy się nieco dalej, na tereny, rzekłbym, sztucznie doklejone do osiedla. Mowa o wspominanych już okolicach ulic: Nowej, Transportowca, Spółdzielców (na północy jednostki), a także tych między: Staropoznańską, Cichą, Poznańską i linią kolejową, w zachodniej części jednostki. To typowo przemysłowe, składowo-magazynowe tereny, które niczym Was nie zaskoczą. No, może poza średnio-estetycznym, rzekłbym, industrialnym krajobrazem. Odwiedzacie więc na własną odpowiedzialność!

No i jest kolej! A konkretnie fragment tzw. magistrali węglowej (zwanej często także „Węglówką”), łączącej polskie wybrzeże ze Śląskiem (a oficjalnie łączącej Nowe Herby w Śląskiem z Gdynią). W momencie powstawania, a więc na przełomie lat 20. i 30. XX wieku, była to jedna z najważniejszych inwestycji w Rzeczypospolitej i służyła – jak sama nazwa wskazuje – do transportu węgla między dwoma oddalonymi od siebie fragmentami kraju. Inwestycja nie wpłynęła jednak przesadnie na rozwój Szymborza. Tym bardziej, że nie ulokowano na jego terenie (choć zdaje się, że takie były pierwotnie plany) stacji kolejowej. Ta powstała nieco dalej na zachód, na terenie Rąbinka. Dziś, linią tą przejeżdżają także pociągi osobowe.

Szymborze i jego heros
Jako się rzekło, Szymborze było przez wieki niewielką, podmiejską wsią. Ba, gdyby ktoś zabłąkał się tutaj obecnie i nie miał wiedzy dotyczącej historii i współczesności tego miejsca, mógłby pomyśleć, że taki stan rzeczy trwa. Czy można było więc przypuszczać, że właśnie w takim miejscu urodzi się postać wybitna, jeden z prekursorów nurty Młodej Polski, poeta powszechnie szanowany i taki, którego utwory przerabiane będą przez uczniów wszystkich szkół w kraju? Raczej nie, ale to prawda!
Nasz bohater urodził się w grudniu 1860 roku, w bardzo ubogiej, chłopskiej rodzinie. Nie ma szans, żeby jego rodzice, Piotr i Józefa, z domu Kloft, osoby niewykształcone, posiadające aż 14 (!) potomków, spodziewały się, że którekolwiek z nich będzie „coś” znaczyło, choćby w skali lokalnej. A jedno znaczyło. I to znaczyło bardzo! Jednym z ich dzieci był bowiem Jan Kasprowicz!

Źródło: Biblioteka Narodowa
Człowiek ten zasłynął jako poeta, ale posiadał także wiele innych talentów. Pracował bowiem również jako: dramaturg, krytyk literacki, tłumacz czy publicysta. Mało tego, była to postać wielce zasłużona dla środowiska akademickiego, bo przez wiele lat pracował we lwowskich uniwersytetach, a przez pewien czas pełnił w tym mieście nawet funkcję rektora Uniwersytetu Jana Kazimierza! A wszystko to zaczęło się w właśnie tutaj, w niewielkim, niepozornym Szymborzu!

Źródło: Biblioteka Narodowa
Niektórzy zresztą doszukują się w sukcesie Kasprowicza interwencji… boskiej. Jako kilkuletni chłopak, zachorował bowiem na zapalenie płuc, co w tamtych czasach (przypomnę, lata 60. XIX wieku) często wiązało się z najbardziej tragicznym finałem. Jednak, szczęśliwie, nie tym razem. Co bardziej religijne osoby twierdzą, że to zasługa wstawiennictwu matki małego Jana u św. Walentego, który miał uratować przyszłego poetę. Matka, osoba bardzo głęboko wierząca, miała przyrzec, że jeśli jej syn przeżyje, zrobi wszystko, aby zdobył wykształcenie i generalnie był „kimś”.
No i został, choć nie tym, kim chciała rodzicielka. Wymarzyła sobie bowiem, że będzie duchownym. Niemniej, charakter Jana raczej go do tego nie predestynował. Dość powiedzieć, że z jednego z inowrocławskich gimnazjów wyrzucono go za pyskowanie nauczycielowi. Podobno został wówczas nazwany „synem chłopów ze wsi Szymborze”, na co odparował, że nauczyciel jest prostym synem szewca, ale to ukrywa. Sprawa mogła mieć jednak drugie dno, bo belfer był oczywiście Niemcem, a Kasprowicz już wówczas należał do niepodległościowego Towarzystwa Tomasza Zana. Opór i chęć „dowalenia” reprezentantowi zaborców, były więc jak najbardziej zrozumiałe.
Po tym incydencie, młody buntownik opuścił rodzinne strony, pobierając kształcenie kolejno w: Opolu, Raciborzu i Poznaniu, gdzie zdał maturę (podobno ledwo). Potem studiował w Lipsku i Wrocławiu, gdzie swoją drogą na pół roku trafił do więzienia (oczywiście za działalność wywrotową przeciwko Niemcom). Ostatecznie wylądował w wymarzonym Lwowie (chciał tam trafić już dużo wcześniej), gdzie spędził następnie niemal 4 dekady swojego życia.

Źródło: Biblioteka Narodowa
Charakter Kasprowicza dostrzegalny jest także w wydarzeniach z jego życia osobistego. Żonaty był trzy razy – najpierw z Teodozją Szymańską i to ledwie przez kilka miesięcy. Następne małżeństwo, z Jadwigą, zaowocowało dziećmi (dwoma córkami: Anną i Janiną) oraz… kolejnym dramatem. Kobieta porzuciła bowiem rodzinę dla innego słynnego artysty związanego z Inowrocławiem, czyli… Stanisława Przybyszewskiego. Doprawdy, tylko pokrętny los mógł sprawić, że dwójka najbardziej wybitnych person, związanych kiedykolwiek z „miastem na soli”, mogła skrzyżować swoje drogi w taki właśnie, znany raczej z tanich romansideł, sposób.
Żeby było jeszcze bardziej dramatycznie, uczucie między Jadwigą i Przybyszewskim narodziło się, kiedy Kasprowicz zaprosił kolegę artystę, w odwiedziny do swego lwowskiego domu. To właśnie o takich sytuacjach śpiewał kiedyś Krzysztof Krawczyk, we wspólnym utworze z Goranem Bregovićem („Mój przyjacielu”). Szukając innych, artystycznych analogi, można rzec, że pani Jadwiga była dla obu panów niby Pattie Boyd dla Georga Harrisona i Erica Claptona.
Kończąc z żartami, stwierdzić należy jednak, że poeta przeżył wówczas poważne załamanie nerwowe. I kto wie, co by się z nim stało, gdyby nie spotkał na swojej drodze kolejnej kobiety. Maria Bunin – bo o niej mowa – okazała się na szczęście tą właściwą, a trzecie małżeństwo Kasprowicza było ostatnim i trwało aż do jego śmierci.

Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe
Pod wpływem kobiety, poeta przeniósł się do Zakopanego, gdzie ostatecznie zmarł w 1926 roku, mając ledwie 66 lat. Artystę pochowano właśnie na Podhalu, gdzie utworzono jego muzeum. To działa zresztą do dziś. Ciekawostką jest fakt, że pierwszym kustoszem placówki, została w 1950 roku… żona Kasprowicza – Maria, z domu Bunin. Kobieta przeżyła męża o ponad 40 lat, dożywszy do 1968 roku.
Wszystkie wydarzenia, które dotykały Kasprowicza, odbijały się na jego twórczości. Widać to już po pierwszym wierszu, który opublikował, noszącym nazwę „Bądź Polką”. Zadedykował go córce jednego z nauczycieli, kiedy uczył się w inowrocławskim gimnazjum. Utwór oczywiście nawoływał do przyjęcia patriotycznej postawy. Z kolei pochodzenie z religijnej rodziny przejawia się choćby w wierszach: „Chrystus” czy „Księga ubogich”. Zasadniczo, sporo w jego twórczości było pytań natury egzystencjonalnej, poszukiwania prawdy i sensu istnienia. Poeta eksperymentował, poddawał się rożnym nurtom i stylom, dotykając m.in.: symbolizmu, naturalizmu, czy nawet katastrofizmu. Cóż, prawdziwy, nigdy niezaspokojony, artysta!
No i, co najważniejsze, w kontekście niniejszego materiału, u Kasprowicza nie brakowało oczywiście wzmianek o rodzimych Kujawach i Szymborzu (choćby zbiór sonetów „Z Chałupy”). O tym, że nie zapominał o swoich pochodzeniu, a nawet szczycił się nim i darzył Szymborze wielkim sentymentem, niech świadczy wpis, jaki zamieścił w szkolnej kronice, w trakcie odwiedzin w swoim dawnym gimnazjum. Poeta napisał wówczas: „Nie mogę mówić o rozczuleniu jakiego doznaję w gimnazjum, w którym spędziłem młodość – pędząc z Szymborza w śniegu albo między cudownie falującymi żytami, a w marcu słuchając czajek obok Rynata”. Kasprowicz zamieścił ten wpis w 1923 roku. Jak się potem okazało, była to jego ostatnia wizyta w rodzinnych stronach.

Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe
Postać Kasprowicza oczywiście zdominowała wszelkie publikacje (przyznaję bez bicia, że tę również), dotyczące Szymborza, przez co gdzieś w mrokach dziejów znikają inne wybitne persony, związane z dawną miejscowością. Wspomnę więc, aby choć trochę ocalić od zapomnienia, o Andrzeju Dybalskim, patronie jednej z głównych ulic Szymborza. To nauczyciel szkoły elementarnej we wsi z drugiej połowi XIX wieku, a więc również z czasów młodości Kasprowicza.
Należy podkreślić, że to prawdopodobnie właśnie Dybalski pierwszy docenił umiejętności pisarskie małego Janka i skontaktował go z Józefem Kościelskim, mieszkańcem Szarleja (w pobliżu Łojewa, kilkanaście kilometrów na południe od Inowrocławia). Ten ostatni pomógł Kasprowiczowi w kontynuowaniu nauki i rozwoju talentu. Co kierowało Dybalskim? Pewnie to, że – jak wspominano później – był wielkim patriotom, a także miłośnikiem folkloru kujawskiego, który przecież w utworach Kasprowicza był wyraźnie dostrzegalny. Kto wie, czy gdyby nie on, o skromnym synu szymborskich chłopów, ktokolwiek, kiedykolwiek by jeszcze usłyszał?
Ciekawe miejsca i… jeszcze więcej Kasprowicza!
W Szymborzu oczywiście o Kasprowiczu się nie zapomina (jakże by można!). Zajrzyjmy więc do centrum dawnej wsi, a obecnie osiedla Inowrocławia i poszukajmy jego śladów. Tutaj, przy ulicy Wielkopolskiej, pod numerem 11, stoi niepozorne domostwo. Kiedy podjedziemy bliżej, dostrzeżemy wmurowaną w ścianę tablicę, wskazującą: „Tu urodził się Jan Kasprowicz”. Dom pełni obecnie funkcję izba pamięci Jana Kasprowicza i jest zarządzany od 1976 roku przez Muzeum Jana Kasprowicza w Inowrocławiu (główna siedziba placówki znajduje się przy ulicy Solankowej, na osiedlu Uzdrowiskowym).

Warto zwrócić uwagę, że nie jest to oryginalna chałupa, w której na świat przyszedł poeta (Muzeum Kasprowicza wskazuje nawet na swojej stronie internetowej, że napisu zamieszczonego na tablicy nie należy interpretować w sposób dosłowny), a jej „następca”. Budynek powstał w 1923 roku (w tym roku mamy więc setne urodziny!) i, co ważne, wybudowano go przy pomocy finansowej samego Kasprowicza, kiedy oryginał spłonął (a stało się to w 1914 roku).

Całość odbudowano na potrzeby siostry Kasprowicza, która wciąż mieszkała w Szymborzu, Anny Rolirad. W rok po śmierci poety, w domu otwarto „Izbę Kasprowiczowską”, powstałą dzięki zaangażowaniu Akademickiego Związku Kujawian z Uniwersytetu Adama Mickiewicza i dzięki uporowi siostry Kasprowicza, wspomnianej Anny. Z kolei w połowie bieżącego roku (2023), całość wyremontowano i ponownie oddano „w ręce” zwiedzających. Warto zerknąć bo w środku zachowało się sporo artefaktów związanych z wielkim poetą, a także oryginalny wystrój. Bilety kosztują 4 i 2 złote (odpowiednio normalny i ulgowy), więc grzechem jest nie skorzystać.

Co ciekawe, obok, pod numerem 9, znajduje się kolejny dom związany z rodziną Kasprowicza. Ten powstał w pierwszej dekadzie XX wieku, na potrzeby drugiej siostry Jana, Franciszki Antczak. Istotne jest to, że właśnie tutaj, przynajmniej trzykrotnie (w 1910, 1921 i 1923 roku) zatrzymywał się poeta, kiedy odwiedzał Szymborze. No i zapewne nikogo nie zdziwi fakt, że również budowę tego domu wsparł finansowo. Mówi się zresztą, że pomoc finansowa, której tak szczodrze udzielał rodzinie, stanowiła dla Kasprowicza swego rodzaju zadośćuczynienie, za wszystkie wyrzeczenia, których musieli doświadczyć, z związku z jego edukacją. Wszak ta, tania nie była. Na szczęście opłaciło się!

Ślady Kasprowicza odnajdziemy także w znajdujących się przy ulicy – co lekko paradoksalne – Stanisława Przybyszewskiego (tak, tego samego, który „skradł” Kasprowiczowi żonę), budynkach szkolnych należących do Szkoły Podstawowej nr 10. Budynkach, bo takowe są tutaj dwa, a ten starszy jest najstarszym istniejący po dziś dzień gmachem szkolnym w całym Inowrocławiu. Datuje się go na 1845 rok!


Kompleks nosi oczywiście patronat lokalnego herosa, a na starszym z budynków zawieszono tablicę, dedykowaną właśnie Kasprowiczowi. Umieszczono ją tam w 1927 roku, a więc rok po śmierci poety, z inicjatywy – jak wskazano – Nauczycielstwa Powiatu Inowrocławskiego. Napisano na niej, iż Kasprowicz był: „Wielkim synem ojczyzny, uczniem tej szkoły” i zamieszczono wersy z jego wierszy.


A odnośnie wersów, to choć trudno to pojąć, wniosek o nazwanie ulicy właśnie na cześć Stanisława Przybyszewskiego, został złożony do inowrocławskiego magistratu w formie… sonetu. Tak jest – zrobił to Stanisław Helsztyński, a całość nazwał (jakże oryginalnie) „Ulica Stanisława Przybyszewskiego”. Napisał wówczas: „Nie śmiem iść na przedmieścia, szukam po centrum, po arteriach naczelnych, śród skwerów i placów, na ścianach will, budynków wielkich i placów imienia, które sławą się w Europie pali”. Ciekawe, jak na taką petycję zareagowaliby współcześni urzędnicy?
W obrębie tego swoistego centrum osiedla, znajdują się jeszcze dwie ważne konstrukcje. Jedna to stojąca na rogu ulic: Wielkopolskiej i Szymborskiej, pokaźnych rozmiarów figura Jezusa Chrystusa. Druga również odnosi się do kwestii sakralnych, bo chodzi o kościół pw. św. Antoniego Padewskiego. Ten niewielki, acz urokliwy i estetyczny kościółek, stoi w tym miejscu prawdopodobnie od 1909 roku, a funkcję kościoła pełni od 1937 roku. Uprzednio był to rodzaj wiejskiej świetlicy, a także przez pewien czas biblioteka i ochronka dla dzieci. Ponoć od czasu do czasu traktowany był również jako kaplica.

Pewnie nikogo nie zaskoczy, że i ten kościół, pośrednio, związany jest z Kasprowiczem. Powstał bowiem na dawnych gruntach rolnych, należących do rodziny Kloftów, czyli dziadków poety.

Jest też oczywiście cmentarz – podobnie jak kościół, w obecnej formie założony w latach 30. XX wieku (konkretnie zaś w 1937 roku). Co prawda jest niewielki i raczej nie wyróżnia się pod względem małej architektury (czym przypomina typową, wiejską nekropolię, którą de facto był), warto tutaj zajrzeć. Najbardziej rzuca się tutaj w oczy fakt, że wiele nazwisk się powtarza (co też jest charakterystyczne dla małych miejscowości).

Choćby nazwisko Rolirad, które po ślubie z Mikołajem, przyjęła siostra Kasprowicza, Anna. Odświeżony nagrobek małżeństwa powstał na cmentarzu w 2002 r. z inicjatywy mieszkańców Szymborza, a także dzięki dotacji Miasta oraz wsparciu finansowemu potomka, p. Zbigniewa Rolirada. Na nagrobku umieszczono także napis, wskazujący na fakt, iż Anna była siostrą wielkiego szymborzanina, a także że założyła Izbę Kasprowiczowską. Super inicjatywa – tak właśnie trzeba działać!

Przywołówki i Szymborze
Wierzcie mi lub nie (wiem, po tak wielu nawiązaniach może być o to trudno), ale poza Janem Kasprowiczem, Szymborze jest słynne także z innego powodu. „Niby z czego?” – zapytacie. Ano z przywołówek – odpowiem. I tutaj pewnie zapytacie po raz drugi: „z czego?”. Już wyjaśniam!
Przywołówki to taki stary wielkanocny zwyczaj, ludowa tradycja, obchodzona w Szymborzu od niemal 200 lat! Początkowo, czyli w latach 30. XIX wieku, stosowano je na terenie całych Kujaw, ale w późniejszych dekadach, jak wiele innych tradycji, i ta po prostu zaczął zanikać. Ale nie wszędzie! Po dziś dzień zachował się bowiem w Szymborzu, toteż przywołówki, nawet w fachowej literaturze, zwykle określa się mianem: przywołówek szymborskich (rzadziej dyngusowych).

Zwyczaj kultywowany jest w pierwszy dzień Wielkanocy, czyli w śmigus-dyngus. Ze specjalnie przygotowanej platformy, uprzednio przygotowane przez młodych mężczyzn… recytowane są wiersze, skierowane do dam ich serca! W wiersze te wplata się także informacje o tym, jak bardzo zmoczona zostać powinna dana kobieta, w ramach dyngusowej tradycji. Oczywiście pierwotnie kawalerowie wspinali się głównie na drzewa lub dachy domostw, a do tego panny otrzymywały praktyczne podarki. Dziś wierszyki mają stricte humorystyczną formę.

Źródło: “Gazeta Pomorska”
Platforma z której wyznaczona osoba odczytuje przywołówki, zwykle ustawiana jest w samym sercu Szymborza, nad stawem przy ul. Ogrodowej. Całe wydarzenie poprzedza zaś przemarsz przez wioskę (tzn. osiedle) orkiestry dętej. Tradycje są tu zresztą bardzo mocne, bo kilka tygodni wcześniej, na początku wielkiego postu, przez Szymborze przechodzi tzw. orszak kozy. Musi być ciekawie!

Warto podkreślić, że zwyczaj nie umarł, głównie dzięki staraniom działającego od dziesięcioleci Stowarzyszenia Klubu Kawalerskiego. Zachowały się zapisy z uchwały Klubu z 1946 roku, w której stwierdzają oni, iż: „Pomimo trudów i znojów i cierpień poniesionych ze strony potwora hitlerowskiego, rozpoczynamy pracę naszych przodków w 1946 rok, aby podtrzymać tę piękną tradycję z myślami: Nie dajmy jej upaść i zapomnieć o tej tradycji. Zostawiamy tę księgę naszym następcom i apelujemy do Was: Nie dajcie upaść tej pięknej tradycji!”. No i nie dali!
Dzięki Klubowi, zachowały się także dawne teksty przywołówek, z których najstarszy jest bodaj ten z 1946 roku. Jego treść to: „Potrzeba tam na nią Atlantyk wody i dwie grace, niech sobie tam wykołacze, ta co obcych kawalerów szanuje, a szymborskich chłopców krytykuje”. Prawda, że ładnie?
A że ten dyngusowy zwyczaj jest w mieście bardzo szanowany i stanowi nieodłączny element obchodów świąt Wielkiej Nocy, świadczy jeszcze jeden fakt. Mianowicie w północnej części osiedla Mątwy (ale blisko granicy z Szymborzem), znajduje się ulica… Dyngusowa! Niewielki trakt odchodzi od ulicy Polnej i dochodzi do ulicy Gdyńskiej, w pobliżu linii magistrali węglowej.
Inny (lepszy) świat
Na koniec przyznam wprost: naprawdę podoba mi się w tym Szymborzu! No właśnie, fakt, że napisałem „w”, a nie „na”, tylko potwierdza, że moja odczucia są takie, jakby to była osobna miejscowość. Niewielka, z typowo wiejską zabudową, ale jednak osobna. Mająca własną tożsamość, swój specyficzny klimat, tradycje (no bo przecież są przywołówki!) i nawet legendarne postacie (nawet nie będę przypominał, bo przecież wiadomo dokładnie, o kogo chodzi).

No i super, bo w dobie pędzącej urbanizacji, globalizacji i cyfryzacji, dobrze jest czasem znaleźć pewną ostoję, bezpieczną przystań, w której, choć na chwilę, możemy się poczuć, jakby stanął czas. Albo chociaż trochę zwolnił. Właśnie takie jest, w pewnym sensie, osiedle Szymborze, które serdecznie polecam Wam odwiedzić! Wierzcie mi, naprawdę, nie pożałujecie!

Tekst: Piotr Weckwerth
Zdjęcia: Inna Yaremchuk

Projekt pn. „Inowrocławskie osiedla BEZ FILTRÓW – cz. 2” realizowany przez Fundację Krzewienia Kultury i Turystyki „Nad Rzeką” jest współfinansowany ze środków Gminy Miasta Inowrocław.
“Polecam także nasz Instagram,
na którym pokazujemy kulisy tworzenia blogowych materiałów!”
Przeczytałam z wielkim zainteresowaniem. Natomiast czytając o dyngusowej tradycji wzruszyłam się…
Prawda, tradycja jest piękna! No i utrzymuje się tyle lat!
Bardzo ciekawy artykuł i nie mogę się doczekać kolejnych – szczególnie o Rąbinie. Jak mógłbyś poprawić literówkę w nazwisku to byłoby super – kilka razy napisałeś Roliard zamiast Rolirad. Pozdrawiam
Dzięki serdeczne za miłe słowa! I za uwagę – już poprawione 🙂